Arek Wilczyński przyjechał do Alicante, 300-tysięcznego miasta na Costa Blanca, wschodnim wybrzeżu Hiszpanii, z małą walizką na dwutygodniowe wakacje i już stamtąd nie wyjechał. Kiedy z dwóch tygodni zrobiły się trzy miesiące, a on dalej żył w rozkroku między Warszawą a Alicante, zadał sobie pytanie: zostajesz czy wracasz? Wrócił, ale tylko po swoje rzeczy.
Był rok 2021, pandemia COVID-19 trwała w najlepsze, więc uznał, że skoro jest programistą, to równie dobrze, jak w zimnej Polsce może pracować w miejscu, gdzie zawsze świeci słońce.
Miał wtedy własną firmę i przez jakiś czas zarządzał nią z Hiszpanii. Potem zmęczyło go to, że musi latać w różnych sprawach do Polski, kupować bilety na ostatnią chwilę. Zdecydował, że się całkiem przeprowadzi.
Trochę sprzętów oddał rodzicom, a resztę spakował w kartony i wysłał pocztą do Alicante. Kiedy paczki przyszły, dotarło do niego, że skończyły się wakacje, tu będzie teraz jego życie.