Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W pierwszej połowie sierpnia Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej stwierdził, że warto rozważyć w Polsce wprowadzenie podatku majątkowego. W radiu TOK FM ocenił, że środki z takiej daniny mogłyby być przeznaczone na zasypywanie dziury budżetowej, na zbrojenia czy na transformację energetyczną.
Zacznijmy od tego, że dobre państwo to drogie państwo. Nie ma dobrego taniego państwa. Poza nielicznymi wyjątkami niewielkich państewek często będących rajami podatkowymi to oksymoron. To trochę tak, jak wymagać naprawdę dobrego taniego samochodu. Z reguły albo mamy wysoką jakość, albo niską cenę. Dobra służba zdrowia kosztuje, bo kosztują specjaliści, sprzęt i utrzymanie szpitali. Kosztuje również dobra edukacja; jeśli nauczyciele nie są dobrzy wynagradzani, to do zawodu następuje selekcja negatywna. Kosztuje dobrze trzymająca się infrastruktura. W ostatnim czasie poza tymi wydatkami doszedł jeszcze jeden: w kontekście agresywnego nastawienia Rosji musimy się zbroić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
5 tys. zł za jeden dzień jazdy. Ujawnia kim są jego klienci
"Państwo musi wydawać"
Aby pozwolić sobie na to wszystko, państwo musi wydawać. Pieniądze - w dużym uproszczeniu - mogą się brać z trzech głównych źródeł: z zadłużenia (w ostatnim czasie Polska coraz dalej idzie właśnie tą ścieżką), ze wzrostu PKB albo z podatków. Tymczasem w ramach ostatnich wyścigów wyborczych mieliśmy do czynienia z istnym antypodatkowym populizmem. Do tego pociągu wsiadły niemal wszystkie ugrupowania polityczne. Karol Nawrocki przebił chyba wszystkich, obiecując, że nie podpisze żadnej ustawy, która miałaby podwyższać Polakom daniny. Innymi słowy, oddał jeden z instrumentów, dzięki którym można polepszać działanie państwa. I niemal wszystko postawił na dwa główne źródła finansowania wydatków: dług i wzrost (aby oddać sprawiedliwość, mówił również o uszczelnieniu systemu podatkowego).
Tymczasem podatek majątkowy wydaje się być naprawdę niezłym pomysłem. Chociaż niepozbawionym wad. Zanim przejdziemy do omówienia tego rozwiązania, powiedzmy, że Polacy nie są wielkimi jego entuzjastami. Z badania Eurobarometru opublikowanego w sierpniu wynika, że 49 proc. respondentów w naszym kraju byłoby skłonnych poprzeć podatek majątkowy od 0,001 proc. najzamożniejszych. Bardziej przyjaźni bogaczom byli jedynie Duńczycy i Czesi. Średnia dla wszystkich krajów UE to 65 proc.
Tymczasem większość spośród 55 ekonomistów zapytanych na początku tego roku przez Money.pl o kwestię podatku majątkowego było za jego wprowadzeniem. Tego zdania było 58 badaczy. Mało tego, wprowadzenie daniny od wartości majątków (dokładnie rzecz ujmując, chodziło o podatek katastralny) pod koniec zeszłego roku sugerował Polsce Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Czym jest podatek majątkowy?
Czym właściwie jest, czy raczej czym są, podatki majątkowe? Najszerzej rozumiany podatek majątkowy jest daniną płaconą przez osoby fizyczne (lub gospodarstwa domowe) od wartości netto majątku. Na jego wartość składają się nieruchomości, aktywa finansowe i rzeczowe, współwłasność firm. Od tego odejmowane są zobowiązania w postaci długów. W ten sposób otrzymujemy kwotę, którą powinno się opodatkować.
Podatki majątkowe mogą być jednak bardziej precyzyjnie "kierowane" - możemy mieć podatek od wartości aktywów finansowych. Możemy mieć daninę od wartości nieruchomości. Możemy też opodatkować spadki i darowizny. Może istnieć również podatek od dochodów kapitałowych. W tych trzech ostatnich przypadkach regulacje w Polsce już istnieją. Ostatnim jest tak zwany podatek Belki. Podatek od nieruchomości również jest w naszym kraju płacony, nie zależy on jednak od wartości nieruchomości tylko od jej powierzchni i jest bardzo niski. Obowiązuje również podatek od spadków i darowizn, chociaż nie płaci się go w przypadku najbliższej rodziny, co znacznie ogranicza jego funkcję.
A jakie są jasne i ciemne strony pomysłu? Zacznijmy od tych ostatnich. Wylicza je ekonomista z SGH, Marcin Wroński, który przeanalizował dla Instytutu Badań Strukturalnych wprowadzenie tego rozwiązania w naszym kraju. Pierwszą z nich jest fakt, że najbogatsi mogą obejść daninę, zwłaszcza jej część "finansową". Dzięki kruczkom prawnym i armii dobrze opłacanych prawników mogą wyprowadzić majątek do jurysdykcji, gdzie danina nie obowiązuje. "Szczególnie skomplikowana jest wycena przedsiębiorstw nienotowanych na giełdach. Stanowią one znaczną część majątku najbogatszych gospodarstw domowych" - to drugi problem, o którym pisze Wroński. Trzecia sprawa, to fakt, że taka danina jest po prostu droga w realizacji. Między innymi z dwóch wyżej wskazanych powodów.
A jakie są zalety? Dobrze skrojony podatek majątkowy to trzy pieczenie na jednym ogniu. W kontekście tej właśnie daniny wiele mówi się o wspomnianym już podatku katastralnym. O tej formie opodatkowania mówił również Ludwik Kotecki. Przypomnijmy, że podatek katastralny to podatek płacony od wartości nieruchomości.
Ponad 300 mld zł w rękach najbogatszych
To oczywiście nie oznacza, że powinniśmy porzucić pomysły opodatkowania majątku netto. Setka najzamożniejszych Polaków w 2024 r. dysponowała majątkami o wartości 315 mld zł. Dla porównania GUS oszacował, że PKB całego kraju w tym samym roku wyniósł 3 bln 641 mld zł. To oznacza, że majątek setki najbogatszych był równy niecałym 9 proc. produktu krajowego brutto państwa. Mało tego, majątki krezusów wzrosły rok do roku o 11 proc. podczas gdy wzrost PKB był na poziomie nieco ponad 3 proc. Wróćmy jednak do katastru.
Jest on o tyle łatwy do wprowadzenia, że trudno jest nieruchomość, czy raczej nieruchomości, wywieźć za granicę. Trudno jest również je ukryć. A dużą część majątków zamożnych (ale raczej nie najbogatszych) jest ulokowana właśnie w mieszkaniach. Innymi słowy, zamożni kupują mieszkania nie tylko po to, aby w nich mieszkać, ale również po to, aby je wynajmować. W ten sposób, będąc dużą siłą popytową na rynku, podbijają ich ceny (ponieważ konkurują o ograniczony zasób mieszkaniowy z mniej zamożną klasą średnią).
Podatek katastralny może nie tylko działać jako narzędzie fiskalne, ale również uspokajające wzrost cen nieruchomości. Dlaczego? Jeżeli opodatkowalibyśmy trzecią lub czwartą nieruchomość i kolejne, zamiast wprowadzać daninę od każdego mieszkania, to spowodowalibyśmy odpływ dużego kapitału z rynku mieszkaniowego przez obniżenie stopy zwrotu z inwestycji. Nie powinniśmy opodatkowywać drugiego i trzeciego mieszkania, ponieważ w takiej sytuacji ciężar podatku zostałby przeniesiony na wszystkich wynajmujących. Jest to więc pieczeń numer jeden - stabilizacja cen na rynku nieruchomości.
Pieczenią numer dwa jest oczywiście cel fiskalny. Nie byłoby on jednak spektakularny. W przypadku proponowanego rozwiązania mamy bowiem "dwie nóżki". Jedną jest wspomniana stabilizacja cen, a drugą wpływy do budżetu. Oba się kanibalizują. Jeżeli polityka stabilizacji miałaby być skuteczna to przez to, że magnaci posiadający kilkanaście lub kilkadziesiąt i więcej mieszkań dużą część z nich sprzedaliby w ten sposób, zwiększając podaż nieruchomości. Tym samym nie płaciliby podatku. A więc obniżaliby wpływy z niego. Część nieruchomości jednak by pozostała na rynku. Z drugiej strony można pomyśleć nad komponentem niewielkiego podniesienia podatku od powierzchni przy jednoczesnym wprowadzeniu katastru na zasadach wyżej przedstawionych.
Trzeci cel to zmniejszenie nierówności majątkowych. A przypomnijmy, że nierówności majątkowe są znacznie większe niż dochodowe w całym rozwiniętym świecie. Tylko znowu - sam kataster mógłby nie wystarczyć z powodu, który już wyżej został przedstawiony. Co więc mogłoby go uzupełniać? To, co proponuje wspomniany Marcin Wroński - podatek od spadków i darowizn w bliskiej rodzinie. Oczywiście mógłby on być zaczepiony dość wysoko i być progresywny. Na przykład mogłoby się go płacić od zasobów wartych milion złotych lub więcej.
W przyszłości również należałoby pomyśleć nad wprowadzeniem podatku od majątków netto, żeby do wspólnej kiesy dorzucali się nie tylko bogaci, ale również prawdziwi krezusi z majątkiem rzędu setek milionów, czy miliardów złotych. Przypomnijmy - dobre państwo dużo kosztuje. A na wygodne życie zasługują nie tylko bogaci.