PiS niczego się nie nauczył, czyli dyskusja o mediach publicznych [OPINIA]

1 tydzień temu 13

PiS przez dwa lata w opozycji nie nauczył się, że potencjalne korzyści wynikające z „jechania po bandzie” w TVP i Polskim Radiu były przez nich znacznie przecenione. Widać to jak na dłoni po sobotnim panelu programowym dotyczącym reformy mediów publicznych – pisze dziennikarz DGP Marek Mikołajczyk.

W Katowicach trwa dwudniowa konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości. „Myśląc Polska” – bo tak nazywa się kongres – ma być miejscem, w którym wykuwa się nowy program partii. Podczas wydarzenia zaprezentowano dziesiątki propozycji nowych rozwiązań legislacyjnych, które mają być ważnym elementem kampanii parlamentarnej przed wyborami w 2027 r.

Tyle w teorii. W praktyce konwencja PiS stała się wydarzaniem typowo partyjnym. Eksperci bardzo często musieli ustąpić miejsca politykom. Symboliczna pod tym względem stała się debata o reformie mediów publicznych. W dyskusji wzięły udział osoby, które – w głównej mierze – odpowiedzialne były za to, jak dekadę temu Telewizja Polska (i nie tylko) stała się partyjną przybudówką ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Do debaty o potrzebie transparentności i apolityczności mediów zaproszono bowiem m.in. Jacka Kurskiego (prezesa TVP w latach 2016-2022), Witolda Kołodziejskiego (szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w latach 2007-2010 i 2016-2022) czy Dorotę Kanię (związaną w przeszłości z Telewizją Republika, a także z Polską Press po przejęciu grupy przez Orlen).

– Naszym stanowiskiem Prawa i Sprawiedliwości jest to, aby media publiczne w Polsce były silnym, jeśli nawet nie najsilniejszym graczem na rynku i o to, będziemy dbali i zawsze o to dbaliśmy – stwierdziła już na wstępie posłanka PiS Joanna Lichocka, której nie przeszkadzało, aby jako moderatorka panelu prezentować własne koncepcje na media publiczne.

Wielokrotnie podkreślała więc, że ważne jest, aby „media publiczne nie podlegały władzy wykonawczej” i „nie były uzależnione finansowo od kaprysu władzy wykonawczej”. Jednocześnie zapominała przy tym, że to za rządów Beaty Szydło w 2015 r. doprowadzono do uchwalenia tzw. małej ustawy medialnej, której celem było zmarginalizowanie roli KRRiT i uzależnienie doboru składów zarządów spółek medialnych od decyzji ministra skarbu państwa. Za rządów Mateusza Morawieckiego standardem stała się z kolei coroczna rekompensata w wysokości kilku miliardów złotych, którą to Sejm ochoczo przyznawał TVP i Polskiemu Radiu. Jeśli to nie jest wspomniane uzależnienie od „kaprysu władzy”, to naprawdę nie wiem, co może nim być.

Przeczytaj źródło