Piąta doba nalotów, a irański program jądrowy ma się dobrze. Izrael z powietrza takich bunkrów nie ruszy

7 godziny temu 3
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Trzy kluczowe obiekty to Fordow, Natanz i centrum badań jądrowych w pobliżu Isfahan. Dwa pierwsze mieszczą tysiące wirówek służących do wzbogacania uranu. Ten ostatni prawdopodobnie cały zapas już wzbogaconego pierwiastka. Wszystkie mają wspólną kluczową cechę, czyli to, co najważniejsze, jest ukryte w tunelach głęboko pod powierzchnią. I to poważny problem dla Izraelczyków.

Od momentu rozpoczęcia wojny z Iranem izraelskie lotnictwo przeprowadziło poważniejsze uderzenie wyłącznie na Natanz. Skoncentrowało się na stojących na powierzchni elementach infrastruktury energetycznej i halach z wirówkami, gdzie przeprowadzano wzbogacanie do 60 procent. Nie próbowano przebić się do części podziemnej, mającej mieścić jeszcze liczniejsze wirówki zajmujące się wzbogacaniem niższego stopnia. Choć możliwe, że pośrednio je uszkodzono poprzez przerwanie zasilania. Centrum w Isfahan też zostało zaatakowane, ale, podobnie, celem były jedynie budynki na powierzchni, a nie położony na uboczu tunel, gdzie może być przechowywany wzbogacony uran. Na Fordow jakoby miał być jakiś atak, Irańczycy donosili o zestrzeleniu izraelskiego drona, ale nie widać żadnych śladów na zdjęciach satelitarnych.

Ukryta pod górą polisa ubezpieczeniowa

Najważniejszy w całej tej układance jest ostatni obiekt. Mieści się pod pasem niskich gór około 30 kilometrów na północ od świętego dla szyitów miasta Kom. Budowę zaczęto w tajemnicy około 20 lat temu, po tym, jak uznano obiekt w Natanz za zbyt wrażliwy na potencjalny izraelski atak lotniczy. Fordow miał być odporny na wszystko z wyjątkiem broni nuklearnej. Polisa ubezpieczeniowa dla irańskiego programu jądrowego. Obiekt zbudowano pod górą o wysokości około 900 metrów. Główna hala znajduje się 80-90 metrów pod szczytem i mierzy około 250 metrów długości na 13 szerokości, a tunele prowadzące do niej są długie na około pół kilometra, przegrodzone specjalnymi śluzami i zakrętami służącymi do zatrzymania fali uderzeniowej.

Z czasem w Fordow zamontowano dwa-trzy tysiące wirówek kolejnych ulepszonych modeli, służących do wzbogacania uranu, który musi osiągnąć poziom ponad 90 procent, aby nadawać się do użycia w broni jądrowej. W 2023 roku inspektorzy znaleźli w podziemnych tunelach ślady tego pierwiastka wzbogaconego do 83 procent, co było dużym zaskoczeniem, bo nie przypuszczano, aby osiągnięto tam takie poziomy. Iran zapewniał, że był to efekt usterki, a nie produkcji na pełną skalę. Nie ulega jednak wątpliwości, że w razie potrzeby w Fordow Irańczycy mogą produkować wysoko wzbogacony uran, który jest podstawowym elementem broni jądrowej. Być może właśnie to robią.

Fordow - ukryty pod ziemią irański kompleks wzbogacania uranuOtwórz galerię

- Jeśli Fordow nie zostanie wyeliminowane, izraelskie ataki jedynie spowolnią irańskie prace nad bombą - napisał na X James M. Acton, szef programu ds. nuklearnych w Carnegie Endowment for International Peace. Jeśli zatrzymanie irańskiego programu jądrowego jest naprawdę celem Izraela, to musi w jakiś sposób rozwiązać tę kwestię. Problem w tym, że praktycznie nie ma broni konwencjonalnej zdolnej przebić kilkadziesiąt metrów skał, a potem jeszcze najpewniej zbrojony beton. Trafienie w płycej położone tunele dostępowe i same wejścia mogą na pewien czas uniemożliwić dostęp do zakładu, ale do dokumentnego zniszczenia konieczne byłyby trafienia we właściwą halę wirówek. Czegoś takiego teoretycznie mogą dokonać tylko specjalnie zaprojektowane do tego celu amerykańskie bardzo ciężkie bomby penetrujące GBU-57, ważące 13,6 tony i przenoszone wyłącznie przez bombowce strategiczne B-2. Izraelczycy w swoim arsenale nie mają czegoś porównywalnego. Sami Amerykanie mają tych bomb maksymalnie kilkanaście. Zniszczenie Fordow byłoby więc możliwe, przynajmniej według dostępnej publicznej wiedzy, tylko przy zaangażowaniu lotnictwa USA. Dlaczego Izraelczycy nie próbują tymczasowo unieszkodliwić zakładu atakami na bramy wjazdowe? Brak wytłumaczenia. Jak spekuluje Acton, być może Izraelczycy chcą swoją niemocą skuteczniej zachęcić administrację Donalda Trumpa do włączenia się do akcji.

Równie ważne, ale płytsze

Obiekt w Natanz był pierwszym zakładem wzbogacania uranu w Iranie. Budowę zaczęto w tajemnicy jeszcze w latach 90. Kompleks częściowo znajduje się nad ziemią, a częściowo pod nią. Te pierwsze obiekty są najstarsze i były już celem prawdopodobnie izraelskiego sabotażu w 2020 roku. Wybudowane w drugiej kolejności rozległe podziemne hale mają mieścić tysiące wirówek i być głównym miejscem wzbogacania uranu w Iranie. Dokładne parametry budowli nie są znane, ale początkowo bunkry miały być około 10 metrów pod poziomem gruntu, z czego mniej więcej dwa metry miał stanowić zbrojony beton. Później stropy miały zostać wzmocnione, a na powierzchni dodatkowo nawiezione miejscami więcej ziemi (widać to nawet na najnowszych zdjęciach satelitarnych). Daje to znaczącą ochronę, ale najpewniej przebijalną przez ciężkie bomby penetrujące, które ma Izrael, takie jak GBU-72 i nawet starsze GBU-28. Każda z nich waży około dwóch i ma przebijać kilkadziesiąt metrów ziemi oraz kilka betonu. Nie próbowano ich jednak użyć.

Dodatkowo około pięciu lat temu tuż obok głównych zakładów w Natanz zaczęto budowę głębokich tuneli pod górami, prawdopodobnie w celu stworzenia czegoś podobnego do Fordow. Informacje na temat tego obiektu są bardzo skąpe, ale specjalizujący się w irańskim programie jądrowym think tank Institute for Science and International Security szacuje, że podziemne hale mogą być miejscami nawet 145 metrów pod powierzchnią albo i głębiej. Oznacza to obiekt również nieosiągalny dla konwencjonalnych bomb lotniczych. Prawdopodobnie nawet dla wspomnianych najcięższych GBU-57. Irańczycy twierdzili, że chcieli przenieść tam produkcję wirówek, która wcześniej znajdowała się na powierzchni w obiektach, które zostały zaatakowane w 2020 roku. Nie jest wykluczone, że może tam też powstać dodatkowy zakład wzbogacania uranu. Tudzież raczej powstał, bo prace budowlane zostały ukończone w 2022 roku.

Centralny irański zakład wzbogacania uranu w NatanzOtwórz galerię

Podobnie niewiele informacji jest na temat obiektu w pobliżu Isfahan. Samo centrum badań jądrowych to rozległy kompleks budynków na powierzchni na południowy wschód od miasta. Jednak tuż obok niego ciągnie się pasmo niewysokich gór, pod którymi też wydrążono tunele. Ma się tam znajdować część zakładu produkującego tlenek uranu, który jest używany do wytwarzania paliwa do reaktorów jądrowych. Według części ekspertów, w tym Actona, to prawdopodobnie tam w tunelach znajduje się znacząca część zapasów irańskiego wzbogaconego uranu. Sztolnie są wydrążone w takim miejscu, że może być nad nimi również kilkadziesiąt metrów skał. Również raczej nieosiągalne dla Izraelczyków samodzielnie.

Centrum badawcze w Isfahan. Tunele prawdopodobnie kryjące zapasy wzbogaconego uranu są za górną krawędzią zdjęcia

Centrum badawcze w Isfahan. Tunele prawdopodobnie kryjące zapasy wzbogaconego uranu są za górną krawędzią zdjęciaFot. REUTERS/Maxar Technologies

Tu jest zdjęcie w większej rozdzielczości.

Z tych dwóch obiektów poważniejszy atak Izraelczycy przeprowadzili jedynie na Natanz, ale nie był on wycelowany w podziemne hale i tunele. Jedynie w to, co na powierzchni. Choć według ocen IAEA nagła przerwa w dostawie prądu, zanim przywrócono zasilanie awaryjne, mogła poważnie pouszkadzać wirówki ukryte pod ziemią w centralnej części zakładu. Nie te w nowych tunelach.

Jaki Izrael może mieć pomysł?

Wszystko to sprowadza się do faktu, że pięć dni po rozpoczęciu wojny z Iranem, oficjalnie powodowanej głównie właśnie programem jądrowym tego kraju, Izraelczycy są daleko od zniszczenia jego kluczowych elementów albo nawet utrudnienia ich funkcjonowania poprzez ataki na ujścia tuneli. Można zakładać, że rząd i wojsko Izraela nie porwało się na ryzykowną wojnę bez jakiegoś planu w tej kwestii. Nie jest jednak na razie jasne, jaki on może być. Samodzielnie z powietrza Izraelczycy mają małą lub wręcz żadną szansę na dokumentne zniszczenie irańskiego programu jądrowego. Ewentualnie mogą go opóźnić i jednocześnie drastycznie podnieść apetyt Irańczyków na doprowadzenie prac nad bombą do finału.

Premier Benjamin Netanjahu może liczyć na to, że uda mu się wciągnąć w konflikt USA. Prezydent USA Donald Trump przed wojną był do takiego pomysłu nastawiony negatywnie i forsował rozwiązanie dyplomatyczne, ale od kiedy stało się jasne, że wstępna faza izraelskiego ataku jest bardzo udana, Amerykanie przestali się do niego dystansować. W poniedziałek nad ranem Trump powiedział dziennikarzom, że "nie jest w nastroju" do dalszych negocjacji z Iranem i raczej spodziewa się "jego kapitulacji". Co więcej, Amerykanie nie ukrywają, że przerzucają w pobliże Bliskiego Wschodu znaczne siły lotnictwa. Oficjalnie w celu wzmocnienia bezpieczeństwa sił USA stacjonujących w regionie, jak to ujął sekretarz obrony Pete Hegseth. Udziału Amerykanów w nalotach nie można więc wykluczyć, co znacząco zwiększyłoby szanse na realne zniszczenie irańskiego programu jądrowego.

Gdyby USA jednak odmówiły pomocy, Izraelowi zostają pewne opcje, choć albo bardzo ryzykowne, albo mało realne. Po pierwsze teoretycznie można próbować przeprowadzić rajdy komandosów na kluczowe obiekty. Izraelczycy są znani z takich bardzo ryzykownych operacji, a fakt kontrolowania irańskiej przestrzeni powietrznej znacząco by coś takiego ułatwiał. Mimo to byłoby to pokerowe zagranie. Ewentualnie Netanjahu i jego gabinet mogą liczyć na kapitulację Irańczyków i zmianę władz w kraju na takie, które wyrzekłyby się ambicji jądrowych w zamian za zniesienie sankcji. Wydaje się to jednak mało realne, bo choć znaczna część irańskiego społeczeństwa jest negatywnie nastawiona do władz, to naloty nie wywołały wybuchów społecznego oporu. Historia uczy, że bombardowane narody raczej się usztywniają i same bomby nie kończą wojen kapitulacją.

Przeczytaj źródło