Dziewczynka, która mówi "nie", która stawia pytania, która nie chce się zgodzić – natychmiast dostaje inne imię: Wredna. Pyskata. Arogancka. Ale może właśnie ta pyskatość – nieokrzesana, rozedrgana, pełna emocji – nie jest wadą, lecz sygnałem przebudzenia? Może to nie niegrzeczność, lecz pierwszy przejaw autonomii? Pierwsze "jestem" wypowiedziane pełnym głosem, bez zgody na bycie tylko odbiciem cudzych oczekiwań?
W tym artykule przeczytasz o tym:
- gdzie kończy się "bycie miłą", a zaczyna "bycie sobą"?
- czym jest seksting?
- co daje pyskowanie?
Przemoc czy prawo wyboru?
Trzynastoletni Jamie, główny bohater szeroko komentowanego serialu Netflixa "Dojrzewanie", zostaje aresztowany pod zarzutem zabójstwa koleżanki. Fabuła porusza temat brutalnej zbrodni dokonanej przez nastolatka, ale w tle ukazuje też mechanizmy przemocy rówieśniczej i konflikt płci. Główny bohater doświadcza odrzucenia ze strony koleżanek – szczególnie jednej z nich.
Dziewczyna najpierw zignorowała zaloty Jamiego, a następnie publicznie wyśmiała go w mediach społecznościowych, używając sekretnego języka emotikonów, by nazwać go incelem (mężczyzną niezdolnym do znalezienia partnerki). W serialu takie zachowanie dziewczyny wobec chłopca zostało przedstawione jako jeden z katalizatorów tragedii. Wytłumaczenie dla jego okrucieństwa. Czy jednak istotnie jest to takie proste?
Z punktu widzenia Jamiego i śledczych w serialu działania dziewczyny i później jej koleżanek – usunięcie go ze swojego świata i publiczne poniżenie – to forma przemocy. Jamie zaczął postrzegać odrzucenie przez Katie nie jako jej prawo, lecz jako niesprawiedliwość wobec siebie. Zamach na jego poczucie męskości. Finał jest dramatyczny: upokorzony chłopak, uzbrojony przez kolegów w nóż, zabija Katie. Serial pokazuje więc skrajną konsekwencję konfliktu, w którym dziewczęta występują w roli "agresorek", a chłopiec – w roli ofiary ich drwin. Nie dajmy się jednak nabrać na ten spłaszczony, przekłamany obraz przyczyny i skutku, jakim jest tło morderstwa. Morderstwa ze względu na płeć.
Gdy dziewczynka mówi "nie"
Spójrzmy na zachowanie Katie z innej perspektywy. Dziewczyna zawsze ma prawo odmówić zalecającemu się chłopakowi. Szczególnie wtedy, gdy ten, podobnie jak serialowy Jamie, próbuje wykorzystać jej trudną sytuację. To nierzadkie: chłopcy uznają, że jeśli dziewczynka jest ośmieszana i odrzucona przez rówieśników lub przez nich szykanowana – będzie z pewnością bardziej podatna na podryw. Jeśli ona jednak odmawia i nie daje się wciągnąć w manipulację, co więcej – ujawnia ją, zaczyna być osądzana. A wszystko tłumaczone jest tym, że chłopak to nieporadny fajtłapa, nieumiejący radzić sobie z płcią przeciwną. Dziewczyna natomiast jest po prostu okrutna. Czy taka jej postawa to jednak rzeczywiście przejaw okrucieństwa? A może determinacja, by stawiać granice i piętnować niewłaściwe zachowania chłopców?
Z perspektywy dziewczynki takiej jak Katie ostre słowa lub publiczna dezaprobata mogą być jedynym narzędziem obrony w sytuacji, gdy czuje się traktowana przedmiotowo. Najczęstszymi ofiarami sekstingu (przesyłanie nagich zdjęć) są młodzi ludzie. Badania wskazują, że to właśnie dziewczęta częściej są nakłaniane do wysyłania intymnych materiałów. Oczywiście, przez chłopców. Gdy dziewczęta mówią "nie", ich gniew, sarkazm i "pyskowanie" można odczytać jako manifestację odzyskiwania kontroli nad sytuacją, aktu obrony przed upokorzeniem.
Agresja chłopców wobec dziewcząt nazywana jest zwyczajnie "zalotami, podrywaniem". U dziewcząt – będzie już "przemocą". Często jednak bywa walką o własną godność. Katie nie chciała być wybierana z litości, wolała wybrać siebie i odrzucić kogoś, kto nie szanował jej uczuć. To odwrócenie tradycyjnej roli przypisanej dziewczynkom, by "były miłe, czekały, aż chłopak je zechce", a jeśli tego nie chcą: "mają pamiętać, by grzecznie nie wspominały o jego niewłaściwych zachowaniach". Pora zacząć głośno mówić o tym, dlaczego "pyskata dziewczynka" nie musi być zła – ona może być silna.
Takie odwrócenie ról bywa jednak trudne do zaakceptowania dla części społeczeństwa. W skrajnej formie ujawnia to wspomniane zjawisko inceli – mężczyzn przekonanych, że mają prawo do zainteresowania seksualnego ze strony kobiet. Incele (od ang. involuntary celibates – mimowolni celibatariusze) uważają, że kobiety powinny być dla nich dostępne, jeśli jednak tak nie jest, wina leży po stronie kobiet i przemian społecznych. Ten typ mężczyzny myśli, że "nie zostanie wybrany, bo nie jest samcem alfa". Innymi słowy: tęskni za dawnym porządkiem, gdzie to mężczyzna "rządzi, zdobywa", a kobieta jest tą "wybieraną".
Współcześnie jednak dziewczęta i kobiety coraz śmielej korzystają ze swojego prawa do wyboru. Ceniony polski seksuolog, prof. Zbigniew Izdebski, zauważa zmianę obyczajową: "Chłopcy mieli dotąd poczucie, że to oni rozdają karty. Teraz jest tak, że dziewczęta inicjują życie seksualne". Stały się samodzielnymi podmiotami w relacjach, odważnie nawiązują znajomości, stawiają warunki, odmawiają, gdy czegoś nie chcą. Dla części chłopców – zwłaszcza wychowanych w przekonaniu o męskiej dominacji – bywa to trudne.
Podwójne standardy
Choć większość mężczyzn nigdy nie posunie się tak daleko jak Jamie, echo tych postaw pobrzmiewa czasem w codziennym życiu: w żartach z "fochów" dziewczyn, w nazywaniu ich "zimnymi sukami", gdy odrzucą zalotnika, w przekonaniu, że "miły chłopak zasługuje na dziewczynę". To oczekiwanie, że dziewczęta zawsze będą uległe i uśmiechnięte, jest naszym kulturowym bagażem, który dziś – na szczęście – zaczynamy rozpakowywać i wyrzucać.
Skoro więc kobiety i dziewczęta przejmują stery we własnym życiu, dlaczego wciąż nazywa się je wrednymi i pyskatymi? Wszystkiemu winne są podwójne standardy względem płci. Liczne obserwacje społeczne i eksperymenty pokazują, że to samo zachowanie bywa różnie oceniane w zależności od płci osoby, która je przejawia. Mężczyzna, który krzyczy i tupnie nogą – bywa uznany za stanowczego, decydentnego samca alfa. Kobieta, która zrobi to samo – zostanie nazwana histeryczką albo egoistką.
Artykuł w "Harvard Business Review" przypomina głośny przykład ze świata tenisa: Serena Williams – za ostre protesty – została surowo ukarana, podczas gdy mężczyźni tenisiści za podobne wybryki – unikali większych konsekwencji. Autorzy tekstu podkreślają, że "agresywne zachowanie u mężczyzn postrzegane jest jako zdecydowane i przywódcze, a u kobiet jako histeryczne, apodyktyczne, wulgarne". Co więcej, "nawet asertywność kobiet bywa mylona z agresją".
Skutki takiego uprzedzenia widzimy na każdym kroku. Dziewczynki od najmłodszych lat uczy się, by były miłe i nie sprawiały kłopotu. Gdy więc nastolatka zaczyna się sprzeciwiać – choć to naturalna część dorastania – otoczenie może reagować niechęcią. Rodzice i nauczyciele czasem mają pretensje: "Ona taka pyskata się zrobiła". Rówieśnicy mówią: "Nie lubimy jej, bo jest wredna". Zapominamy, że upór i bunt nastolatki to zdrowy sygnał rozwijającej się autonomii. Jak podkreśla psycholog Carl Pickhardt, w okresie dojrzewania młodzi ludzie stają się bardziej zdecydowani w tym, czego chcą, i bardziej odporni na to, czego nie chcą. To niełatwe dla otoczenia, ale jest wartością samą w sobie. Dziewczyna, która potrafi powiedzieć: "Nie zgadzam się" albo "Chcę inaczej", w przyszłości lepiej ochroni się przed przemocą, wykorzystaniem czy życiowymi pułapkami.
Co daje pyskowanie
Historie takie jak ta z "Dojrzewania" skłaniają do refleksji: czy nazwanie dziewczynki "pyskatą" mówi więcej o niej, czy o nas samych? W narracji tego serialu dziewczęta zostały pokazane jednowymiarowo – jako sprawczynie przemocy wobec chłopca. Jednak uczciwiej byłoby poszerzyć tu perspektywę i dostrzec coś więcej: zacznijmy zauważać młode kobiety, które uczą się korzystać ze swojego głosu. Ten głos bywa czasem krzykliwy, sarkastyczny, nieokrzesany, a nawet agresywny. Ale przecież dojrzewanie to proces pełen chaosu i silnych emocji. Dziewczynki testują granice: swoje i cudze. Uczą się, gdzie kończy się "bycie miłą", a gdzie zaczyna "bycie sobą". Mają pełne prawo decydować, kogo polubić, a kogo odtrącić – tak samo jak chłopcy mieli to prawo przez wieki.
Nazwanie dziewczynki wredną czy agresywną często bywa próbą zdyscyplinowania jej, przywołania do porządku dawnych norm.
Lecz dziś wiemy, że tłumienie asertywności młodych kobiet niesie więcej szkody niż pożytku. Zamiast piętnować, powinniśmy wspierać dziewczynki w wyrażaniu swojego zdania i emocji – w konstruktywny sposób. Oczywiście ważne jest uczenie, by robiły to z szacunkiem dla innych – ale równocześnie z pełnym szacunkiem dla siebie samych.
Jeśli bycie pyskatą dziewczynką znaczy dziś tyle, co mieć odwagę mówić własnym głosem – to życzmy każdej z nich, by ten głos w niej wzrastał. Jak drzewo – powoli, lecz z siłą, która nie potrzebuje pozwolenia. Niech współczesna dziewczynka umie się odezwać, kiedy trzeba. Niech potrafi odgryźć się, jeśli ktoś ją rani. Niech odważnie korzysta z kwiecistości języka, nie dla złośliwych uwag, lecz dla obrony siebie i innych.
Uczmy dziewczynki, że mówić znaczy istnieć. Że nie muszą być miłe, by zasługiwały na szacunek. Niech wiedzą, że prawdziwa siła nie tkwi w urodzie czy w potulności, lecz w świadomości, kim się jest. I w gotowości, by stanąć po swojej stronie.