O tym ci Kaczyński ani Tusk nie powie. 5 faktów o migracjach i polskiej granicy

5 godziny temu 2
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Wyjątkowo burzliwy jest nowy rozdział politycznej afery o migrację.

  • Premier Donald Tusk przywraca kontrole na naszej zachodniej granicy – twierdząc, że taka jest dziejowa konieczność, bo Niemcy rzekomo przez ostatnie 10 lat raczej przepuszczali do siebie obcokrajowców, a miesiąc temu to się zmieniło.
  • Mateusz Morawiecki grzmi, że przez "wciskanych" do nas migrantów odnotowaliśmy "gwałtowny wzrost liczby przestępstw".
  • Jarosław Kaczyński chce hurtowo zakazać wjazdu do Polski obywatelom państw Afryki i Bliskiego Wschodu.
  • Robert Bąkiewicz ściąga zewsząd ludzi do prowadzenia bezprawnych "patrolów" na przejściach granicznych.
  • Elżbieta Rafalska na widok senegalskiego zespołu muzycznego, który przyjechał na folkowy festiwal do Gorzowa, pisze o "niekontrolowanym napływie cudzoziemców".

Polska debata o migracji z każdym dniem unosi się w coraz większych oparach absurdu. Droga czytelniczko, drogi czytelniku, jeśli i ty patrzysz na to i łapiesz się za głowę, ten tekst jest dla ciebie. Bo będzie w nim o rzeczywistości, nie rojeniach polityków.

Zobacz wideo Tusk nie wychował następców, za to powyrzynał konkurentów

1. Liczba ludzi zawracanych do Polski z niemieckiej granicy wcale nie wzrosła.

W całym roku 2024 niemiecka policja cofnęła w sumie 9369 osób (głównie Ukraińców), które próbowały przekroczyć granicę od polskiej strony. To daje średnio 780 osób miesięcznie. Natomiast od 1 maja do połowy czerwca 2025 zawrócono do Polski 1087 osób – czyli 717 miesięcznie. O co więc chodzi premierowi Tuskowi, kiedy mówi o nowej, bardziej restrykcyjnej polityce niemieckich służb na granicy? Nie wiadomo. Tajemnica.

A może premier nieprecyzyjnie się wyraził, bo chodziło mu o coś innego? Oprócz zawracania ludzi na samej granicy jest przecież jeszcze coś takiego jak readmisja. Chodzi o przekazywanie polskim służbom osób z prawem do pobytu w Polsce, które przedostały się na teren Niemiec, w których już tego prawa do pobytu nie mają. Albo – druga opcja – osób, w stosunku do których to Polska, nie Niemcy, ma obowiązek rozpatrzeć wniosek azylowy. Według rządowych danych w 2023 r. takich przypadków było w sumie 968, w 2024 – 668, a w tym roku (do połowy czerwca) – 308. To bardzo niskie liczby, zwłaszcza w stosunku do opowieści o "zalewie" i "najeździe" cudzoziemców. I znów: raczej spadają, niż rosną.

2. Migranci w Polsce popełniają średnio mniej przestępstw niż Polacy.

"Gwałtowny wzrost liczby przestępstw [dokonywanych przez cudzoziemców] to rok 2024, kiedy przez zachodnią granicę Niemcy wcisnęli do nas 10 tys. nielegalnych migrantów" – powiedział ostatnio były premier Mateusz Morawiecki. Jak sprawdził Demagog: liczba przestępstw popełnionych przez cudzoziemców w ubiegłym roku faktycznie wzrosła w stosunku do roku 2023, ale tylko o 8 proc. Trudno to nazwać "gwałtownym wzrostem". Liczba cudzoziemców podejrzanych o popełnienie przestępstwa wręcz lekko spadła.

Fantazje o tym, ilu to przestępstw dopuszczają się obcokrajowcy, to stały punkt prawicowego imaginarium. Tymczasem prosty rachunek mówi: cudzoziemcy w Polsce popełniają przestępstwa mniej chętnie niż Polacy. Kto nie lubi matematyki, ten może mi uwierzyć na słowo i przejść do następnego akapitu (dalej w tym tekście będzie już mniej cyferek). Jak podaje rząd: w roku 2024 cudzoziemcy popełnili 3,2 proc. wszystkich odnotowanych w Polsce przestępstw. I teraz tak: według GUS w naszym kraju mieszka niespełna 37,5 mln ludzi. Ilu z nich to obcokrajowcy? Trudno tu o bardzo precyzyjne dane. Ale dzięki ZUS wiemy, że w Polsce legalnie pracuje prawie 1,2 mln cudzoziemców. Ta liczba to dokładnie 3,2 proc. z 37,5 mln. A wśród obcokrajowców są też przecież grupy, które nie pracują zawodowo, choćby dzieci i seniorzy. Wychodzi na to, że osoby z zagranicy na pewno stanowią więcej niż 3,2 proc. mieszkańców Polski. A to oznacza, że statystyczny cudzoziemiec w Polsce popełnia przestępstwa rzadziej niż statystyczny Polak.

3. Ludzie myślą, że migracja rośnie bardziej niż naprawdę.

Elżbieta Rafalska pisze o "niekontrolowanym napływie cudzoziemców", bo zobaczyła grupę czarnoskórych muzyków w Gorzowie. Mariusz Błaszczak mówi o "zalewie nielegalnych migrantów", bo Niemcy nie wpuściły do siebie z Polski niecałych 10 tys. osób w ciągu roku. Konfederacja połowę swojej politycznej tożsamości opiera na straszeniu, że coraz więcej obcych przybywa na nasze ziemie. Podobnie zresztą postępuje wiele skrajnie prawicowych sił w całej Europie. Od tego gadania polityków zwykli ludzie zaczynają myśleć, że liczba migrantów wciąż tylko rośnie i rośnie. Nawet kiedy to nieprawda.

Jest świetna książka "How Migration Really Works" ("Jak naprawdę działa migracja"), którą napisał prof. Hein de Haas – holenderski geograf, socjolog i dyrektor Międzynarodowego Instytutu Migracji na Oksfordzie. De Haas tłumaczy w niej, że migracja fluktuuje, na wykresach widać górki i dołki, a z biegiem lat zmieniają się jej kierunki. Ale media i politycy donoszą prawie wyłącznie o wzrostach w statystykach. Kiedy ostatnio widzieliście nagłówek o "odpływie migrantów"? No właśnie. Tego rodzaju wieści nie przynoszą ani tyle klików, ani głosów, co straszenie "zalewem" albo "inwazją". Skutek: w ludzkich głowach kształtuje się przeświadczenie, że migracyjne słupki zawsze rosną, a nigdy nie idą w dół.

4. Uchodźcy z krajów globalnego Południa nie uciekają masowo do Europy.

Jak tłumaczy de Haas, migracja zwykle wzmaga się z dwóch powodów. Po pierwsze: z powodu konfliktów zbrojnych, które sprawiają, że ludzie uciekają ze swojego miejsca zamieszkania. Ale konflikty na globalnym Południu tak naprawdę niewiele osób pchają aż pod polskie albo europejskie granice. Według statystyk UNHCR dwie trzecie uchodźców przebywa w państwach sąsiadujących z ich krajem pochodzenia. 73 proc. z nich żyje w państwach o średnich i niskich dochodach (czyli nie w Unii Europejskiej).

Zdecydowana większość ludzi, których warunki zewnętrzne zmuszają do opuszczenia domu, zostaje stosunkowo niedaleko. Uciekają do miejsc, gdzie kultura nie jest diametralnie różna, mówi się w podobnym albo tym samym języku, a przede wszystkim: można tam dotrzeć bez wielkich pieniędzy i w razie czego łatwo wrócić. Widzieliśmy tego rodzaju mechanizm po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Niezbyt wiele ukraińskich uchodźczyń wyprawiało się wtedy do Stanów Zjednoczonych, Kanady albo Australii. Lwia część wyjechała blisko, do sąsiadujących państw – najczęściej Polski – albo wręcz migrowała w obrębie Ukrainy, przeniosła się z terenów ogarniętych wojną do zachodniej części kraju.

5. Rządy straszą migracją, ale jej nie zatrzymują.

Drugą główną przyczyną wzrostów migracji jest praca. Jeśli w danym kraju jest wyraźne zapotrzebowanie na ręce do pracy – co do zasady pojawiają się cudzoziemcy chętni wypełnić tę lukę. Biznesowi też zależy na pozyskiwaniu taniej siły roboczej. Przykład? Niedawno o zmianę polskiego prawa zabiegał Rafał Brzoska ze swoim zespołem deregulacyjnym. Wśród propozycji ułatwień dla przedsiębiorców, które prezes InPostu przekazał rządowi, była taka, żeby znieść wymóg zatrudniania obcokrajowców tylko na umowę o pracę. Każdy, kto ma rozum, zauważył wtedy, że opcja ściągania ludzi z Gruzji albo Armenii i zatrudniania ich jako kurierów na śmieciówkach byłaby bardzo korzystna dla takiej firmy jak InPost.

Branże takie jak rolnictwo, budowlanka i opieka (np. nad osobami starszymi) w krajach globalnej Północy często stoją migrantami. I wcale nie zawsze są to migranci, którzy mają pozwolenie na pobyt. W grudniu 2022 r. we Francji zrobił się szum, kiedy wyszło na jaw, że firma budująca wioskę olimpijską w Paryżu zatrudnia nielegalnie pracowników z Mali, Maroka i Turcji – ale, jak pisze w swojej książce de Haas, wszyscy rozumieli, że bez tego wioska po prostu by nie powstała. A po wygranej Donalda Trumpa w ubiegłorocznych wyborach przedsiębiorcy budowlani z Teksasu alarmowali, że jeśli prezydent zrealizuje swój plan masowych deportacji, to cały sektor stanie. "To nam zniszczy biznes. Nie dokończymy dróg, szkół. Budownictwo mieszkaniowe po prostu zniknie. Nie będzie połowy siły roboczej" – mówił w rozmowie z NPR Stan Marek, prezes koncernu budowlanego z Houston.

Rządzący mogą sobie gardłować o inwazjach cudzoziemców, licytować się, kto buduje lepszy mur na granicy, gadać rasistowskie bzdury i straszyć uczciwych ludzi. Ale prawda jest taka, że kiedy są przy władzy, to wszyscy, niezależnie od opcji, muszą lawirować między oczekiwaniami społecznymi a potrzebami rynku pracy. Migrantów do Polski wpuszczał PiS. Migrantów do Polski wpuszcza Koalicja Obywatelska. I migrantów do Polski – niezależnie od tego, jak bardzo w tej sprawie dziś fuka i sapie – będzie wpuszczała Konfederacja.

Przeczytaj źródło