Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Wymarzona przez miliony wyborców z 15 października 2023 piękna, pełna przyspieszenia, rozliczeń i liberalizacji prawa aborcyjnego Polska pod rządami duetu Tusk-Trzaskowski już się nie wydarzy. Wbrew wyobrażeniom pesymistów nie oznacza jednak automatycznego końca "koalicji Demokratów". Tak, przed koalicją wiele politycznie śmiertelnych niebezpieczeństw, ale klucz do ich ominięcia nadal znajduje się w rękach Donalda Tuska, Szymona Hołowni, Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz Włodzimierza Czarzastego. Wygrana Karola Nawrockiego była jak ostrzeżenie przed górą lodową na kursie Titanica. Najbliższe dni pokażą, czy na mostku są prawdziwi sternicy, czy już zastąpiła ich orkiestra umilająca czas do nieuniknionej katastrofy. Po czym poznamy, że przed koalicją jest jeszcze przyszłość w wyborach 2027?
1. Mental: będą jak reprezentacja piłkarska czy jak dorośli politycy?
Przepraszam za to słowo z groteskowego świata polskiej piłki nożnej, ale wszystko zależy, z jakim "mentalem" koalicja wyjdzie do drugiej połowy swoich rządów. Chcą wygrać, czy już widzą się w opozycji? Są nadal zespołem, czy już kombinują jak opuścić wspólny obóz lub utopić współkoalicjantów w łyżce wody? Widzą swoje błędy, czy za niepowodzenia obwiniają wszystkich, tylko nie siebie?
Do koalicji - jeśli chce wygrać - powinno dotrzeć, w jak poważnym jest dziś położeniu. Po drugiej stronie ma napędzony niedawnym sukcesem PiS, ma też naprzeciw nowego prezydenta, który mimo że jeszcze dwa miesiące do objęcia urzędu, powołał swojego rzecznika szybciej niż rządząca od kilkunastu miesięcy ekipa. To nie będzie znikający na całe miesiące Andrzej Duda, tylko prezydent, który szybko będzie się chciał wykazać aktywnością. I z szefem kancelarii Przemysławem Czarnkiem to zrobi.
Twitterowe machanie szabelką i wyścigi na orędzia już nie wystarczą. Wyborcy powinni zobaczyć prawdziwą walkę. I to nie wyłącznie z PiS-em, a walkę o zrobienie konkretnych rzeczy dla ludzi. Wytłumaczenie 'bo prezydent i tak zawetuje' powinno trafić na polityczny cmentarz.2. Prawdziwe nowe otwarcie: lekcje z Morawieckiego
Donald Tusk w czasie swoich pierwszych dwóch kadencji jako premier dał Polsce bardzo atrakcyjną wówczas opowieść o modernizacji, drogach, tych mitycznych stadionach i nadchodzącym dobrobycie. Nie były to słowa bez pokrycia: każdy na własne oczy mógł zobaczyć inwestycje unijne, w 2012 roku zorganizowaliśmy Euro, w grudniu tego samego roku wylądował w Warszawie pierwszy Dreamliner LOT-u, w 2014 roku można było kupić bilety na Pendolino w barwach PKP. Starsi Czytelnicy pamiętają dziś trochę pastiszową pompę, z jaką TVN24 witało dreamlinera, ale to było widoczne i konkretne.
Co mamy dzisiaj? Mamy deklaracje: od "zwycięstwo, rozliczenie zła, zadośćuczynienie krzywdom i pojednanie" przez "rok przełomu", deregulację (ponoć Sejm ustawy miał zobaczyć w maju) czy "doktrynę piastowską", której już nikt nie pamięta. Koalicji brakuje JEDNEJ myśli przewodniej i nie "100 konkretów na 100 dni", a 5 PRAWDZIWYCH, widocznych gołym okiem konkretów, które ta koalicja dowiezie. Nowe expose musi tę nową, atrakcyjną opowieść zawierać. To powinno być coś tak efektownego, że grzechem byłoby nie zorganizować wielkiej konwencji koalicji, gdzie z wielką pompą byłoby wszystko ogłoszone. Rząd Mateusza Morawieckiego - jakkolwiek by go nie oceniać - ze swoją polityką był na billboardach, w spotach i social mediach non stop. Rząd Tuska oddał tu swoje pierwsze dwa lata walkowerem.
3. Pokaz jedności koalicji: już nie tylko KO
Koalicja po przegranych przez Rafała Trzaskowskiego wyborach prezydenckich pokazała wszystko, tylko nie jedność. Publiczne pranie brudów przez liderów, dyscyplinowanie i wytykanie, kto ma mniejszy słupek poparcia było żenującym spektaklem. Pierwsze skrzypce grali tu Szymon Hołownia, Joanna Mucha i drugi szereg Platformy (Borys Budka, Magdalena Filiks), swoje też zrobił Michał Kamiński w Polsat News. Żeby było jasne: brutalnie prawdziwa rozmowa o przyczynach klęski jest niezbędna do przezwyciężenia każdego kryzysu. Zgrany zespół odbywa ją jednak za zamkniętymi drzwiami.
Dziś drogą do jedności nie jest "przymknijcie się, bo przyjdzie PiS", bo to tylko zwiększy skalę zwycięstwa partii Kaczyńskiego w wyborach 2027. Koalicja w kampanii wyborczej do Sejmu (która się właśnie zaczęła) powinna móc powiedzieć: dowieźliśmy konkretne, zmieniające życie obywateli na lepsze pomysły KO, Trzeciej Drogi/PSL i Lewicy. Oznacza to możliwie sprawiedliwy podział uwagi, którą dziś ogniskuje Donald Tusk i koniec narcystycznego, oklaskiwanego przez cheerleaderów podejścia "dobry Tusk dyscyplinuje koalicyjnych ministrów". Bez dobrego wyniku koalicjantów KO trafi w 2027 do opozycji i nigdy z niej nie wyjdzie.
To nie będzie łatwe, ale koalicja powinna mieć krótką listę politycznych "pewniaków", które będzie konsekwentnie pchać naprzód (samo)wyciszając wewnętrznych malkontentów. Elektoratowi Hołowni nie podobają się rozliczenia, do których prze Tusk? Hołownia powinien móc powiedzieć: rozumiem was, ale dzięki zgodzie na rozliczenia macie zakaz smartfonów w szkołach. Elektoratowi KO nie podoba się zakaz smartfonów? Tusk powinien móc powiedzieć: rozumiem, ale dzięki temu macie rozliczenia i niezagrożoną Dorotę Wysocką-Schnepf w TVP.
4. Przerwanie zaklętego kręgu polskiej polityki
Każda polityczna porażka liberałów uruchamia w Polsce karuzelę stanów umysłu, która zaczyna się od szoku, potem następuje szukanie winnych, obietnice poprawy, następnie ich porzucenie, szukanie fałszywej nadziei, gdzie się tylko da, potem mamy wezwania do bezgranicznej jedności, które znów prowadzą do - niespodzianka - porażki. Przed Donaldem Tuskiem, Szymonem Hołownią, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, Włodzimierzem Czarzastym i ich partiami stoi zadanie przerwania tego zaklętego kręgu.
Tu miało nastąpić zdanie zaczynające się od "mają na to czas do...", ale to nie byłaby prawda. Bo koalicja nie ma czasu - dające nadzieję na dobry rezultat w 2027 roku zmiany powinny zacząć się od wczoraj. Syrena alarmowa sygnalizująca górę lodową obudziłaby nawet umarłego. Ostatnia szansa na reakcję jest teraz.