Nasza akcja w TVP. "Słyszą, że źle wychowali dziecko, skoro wbiegło na pasy"

15 godziny temu 3
OPIS MUSI BYĆ
OPIS MUSI BYĆ Fot. TVP2 (screen)

Daria Różańska-Danisz, wicenaczelna naTemat i organizatorka naszej akcji "Zwolnij, masz przed sobą życie" gościła dziś w "Pytaniu na śniadanie" w TVP2. Razem z nią w programie udział wzięła jedna z bohaterek reportażu "Osieroceni rodzice".

Daj napiwek autorowi

Przypominamy: ruszamy z nową akcją społeczną redakcji naTemat: "Zwolnij, masz przed sobą życie". Mamy dość tragedii na drogach. To nasz apel o bezpieczeństwo, skierowany do każdego uczestnika ruchu. Od 27 października zobaczycie nasze hasło na ekranach dróg krajowych i autostrad w całej Polsce. Przez cały tydzień na łamach naTemat będziemy publikować poruszające reportaże i analizy, które pokazują, jak poważny jest problem, ale też dają nadzieję na zmianę. Naszą akcją zainteresowały się też inne media.

Jedna z bohaterek tego reportażu opowiadała, że w dniu pogrzebu dwunastoletniego syna, który zginął, przechodząc poprawnie przez przejście dla pieszych. Dostała SMS-a, że świadczenie 800 plus zostało cofnięte. Natomiast ten sam automat nie wysłał jej SMS-a, jak ona, jako rodzic, który właśnie chowa swoje dziecko, może sobie poradzić z tą tragedią. Właściwie to nie ma żadnej systemowej pomocy, żadnej instytucjonalnej żadnego instytucjonalnego wsparcia. Nic nie dzieje się z urzędu – mówiła nasza dziennikarka w "Pytaniu na śniadanie".

Dodała, że "systemowej pomocy, która przyszłaby do rodziców" po prostu nie ma.

– Przed pierwszym przesłuchaniem rodzic, który parę godzin temu stracił dziecko w wypadku samochodowym, zostaje pouczony o tym, że sam może ubiegać się o pomoc w ramach Funduszu Sprawiedliwości. Natomiast nikt nie informuje, jak ma to zrobić. Żaden z bohaterów reportażu nie miał o tym zielonego pojęcia i właściwie to się później kończy – opowiadała.

– Do tego jeszcze trzeba odłożyć całą batalię i proces karny i cywilny, gdzie ci rodzice bardzo często słyszą, że wypadki się zdarzają, że każdemu z nas mogłoby się to zdarzyć, że trzeba iść dalej, trzeba być silnym. Albo źle wychowali dziecko, skoro wbiegło na pasy. Te procesy często trwają latami, to jest tak jakby rozgrzebywanie na nowo rany – dodała.

– W tym reportażu są bohaterowie, którzy mówili o tym, że w dużym mieście wojewódzkim po śmierci dwunastoletniego syna też na przejściu dla pieszych szukali wsparcia psychologa, który im pomoże przerobić te traumy, przejść przez te tragedie. Jedna z terapeutek powiedziała, odesłała ich do księdza. Natomiast druga powiedziała, że nie ma w tej chwili czasu, bo ma za dużo pacjentów – opowiadała.

"No i Filip już nie wrócił do domu"

Program prowadzili Beata Tadla i Robert El Gendy. Gościli również panią Annę Potrykus, której dziecko zginęło pod kołami.

– To było praktycznie przy domu, no jakiś kilometr, syn wracał z dodatkowych zajęć, gdzie chodził dwa razy w tygodniu, znał dobrze drogę. Tego dnia wsiadł autobus, miał do przejechania tylko jeden przystanek. Nie wysiadł na tym przystanku. Byliśmy w kontakcie telefonicznym. "Wysiądź na następnym przystanku, ja po ciebie podjadę". No i wsiadłam w samochód, pojechałam po syna, jeszcze nawróciłam i zatrzymałam samochód naprzeciwko, gdzie był przystanek, chciałam wysiąść i wyjść po Filipa, żeby przejść. No i już nie wrócił do domu – mówiła o swojej tragedii.

Przeczytaj źródło