Najście służb na dom Dominiki Clarke. "Nie trzymamy dzieci w szafie"

1 tydzień temu 8

Data utworzenia: 1 listopada 2025, 6:30.

Dominika Clarke, która razem z mężem Vincentem i jedenaściorgiem dzieci, mieszka na tajskiej wyspie Koh-Lanta, mierzy się z nowymi kłopotami. Od kilku tygodni rodzina jest kontrolowana przez tajskie służby. Ma to związek z internetowymi donosami. Jak przyznaje Dominika, ostatnia wizyta służb ją zbulwersowała. — Sprawdzili wszystko — opowiada kobieta.

Rajskie życie w Tajlandii rodzinie Clarke burzą kontrole służb. Przynajmniej raz w tygodniu przeprowadzają niezapowiedziane inspekcje. Foto: Internet/Facebook, Internet

Dominika Clarke półtora roku temu wyprowadziła się do Tajlandii. Razem z z jedenaściorgiem dzieci, w tym z wieloraczkami, przeprowadzili się z Horyńca-Zdroju na Podkarpaciu do Tajlandii. Zostawili tu rodzinę i wygodny, duży dom, by wieść spokojniejsze życie na egzotycznej wyspie. Dominika bardzo chętnie dzieli się w mediach społecznościowych szczegółami przeprowadzki, warunkami życia, a także tym, jak opiekuje się gromadą dzieci. Jej aktywność w internecie budzi skrajne emocje. Od wielu miesięcy kobieta zmaga się z hejtem.

Kontrole tajskich służb w rodzinie wieloraczków

Jak informował "Fakt", kilka tygodni temu interweniował w tej sprawie polski Rzecznik Praw Dziecka. Potem ruszyły kontrole tajskich służb. Najpierw rodzinę odwiedziła policja, potem delegacja tajskiej opieki społecznej. — Przepatrzyli wszystkie dokumenty, patrzyli do wszystkich pokoi, czy nie ukrywamy jeszcze dzieci — relacjonowała Dominika. Wtedy urzędnicy obiecali wsparcie, gdyby to okazało się potrzebne, np. w dostępie do opieki zdrowotnej. Wieloraczki, które są wcześniakami i wymagają rehabilitacji.

Najpierw wizyta tajskiej policji, teraz to. Dominika Clarke musi wyjechać z Tajlandii

Dominika Clarke: "nie trzymamy dzieci w szafie"

Kiedy wydawało się, że sytuacja już się uspokoiła, rodzina znów miała niezapowiedzianych gości. — Ta kontrola mnie zbulwersowała trochę, mimo że lubię, jak oni przychodzą. Posprawdzali, wszystko przepatrzyli, podpisaliśmy listę obecności. Pytali, gdzie reszta dzieci, odpowiedzieliśmy, że nie trzymamy ich przecież w szafie, ani i w pokojach, tylko że poszły do szkoły — opowiada Dominika. I jak dodała, kontrola przebiegła pomyślnie.

Clarke’owie przeżyli nalot policji w Tajlandii. Donos sąsiadki wywołał burzę

Tak hejterzy prześladują rodzinę wieloraczków

Kiedy zaczęła dopytywać o powody wizyty, okazało się, że powodem kontroli są donosy. — Było zgłoszenie, zresztą ja je widziałam, tylko nikomu o nim nie mówiłam. Nie chciałam rozpowiadać takich informacji, dopóki nie mamy dowodów — opowiada Dominika Clarke w mediach społecznościowych. — Hejterzy wymyślili, że zorganizują się, wejdą na lokalne grupy w naszym kraju i zaczną rozpowiadać nieprawdę, plotki, straszne informacje o nas, by ludzie, którzy tu mieszkają zaczęli się nas bać i zaczęli nas sprawdzać — opowiada.

Jak twierdzi, informacje o tych postach do niej też dotarły i sama zaczęła wyjaśniać, kto z tymi wpisami stoi. Poradzono jej, by złożyła do tajskich służb wnioski o nękanie.

/1

@rodzinaclarke / Facebook

Rodzina Clarke od półtora roku mieszka w Tajlandii.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.

Newsletter

Najlepsze teksty z Faktu! Bądź na bieżąco z informacjami ze świata i Polski

Zapisz się

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas!

Napisz list do redakcji

Przeczytaj źródło