"Na przerwie do Tosi podszedł kolega i powiedział, że ma ochotę ją zgwałcić. Opisał, jak to zrobi"

5 godziny temu 1
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Przemoc rówieśnicza zaczyna się już w przedszkolu. W podstawówce jest na porządku dziennym. - Kiedyś naganne incydenty nie wychodziły poza szkołę. A dziś o upokorzeniu ucznia dowiaduje się cały internet. I taki dzieciak jest skończony. Dzieci się od niego odwracają, nikt nie podaje ręki, wszyscy odwracają głowę i tylko śmieją się za plecami. Coś potwornego! – mówi Sandra, mama 12-latki.

Alicja ma siedmioletnią córkę. Nie mogą się już z Martą doczekać nadchodzących wakacji. – To będzie rodzinna sielanka. W lipcu wybieramy się nad polskie morze, a sierpień spędzimy na Riwierze Tureckiej. Chcemy, aby tegoroczne lato było niezapomniane, bo od września córka idzie do pierwszej klasy i nie wiadomo, jak to będzie – zawiesza głos mama Marty. Na samą myśl przechodzą ją ciarki. W przedszkolu było cudownie. Ale szkoła to inna bajka. Wszyscy wokół powtarzają złowróżbnie: "teraz się zacznie".

W zasadzie zaczęło się już w przedszkolnych starszakach. Alicja kilka miesięcy temu urodziła syna. Marta ma braciszka. Jedna z koleżanek, Klara, zaczęła jej dokuczać z tego powodu. – Powiedziała córce, że od teraz rodzice przestaną ją kochać, bo będą się zajmować tylko "tym małym bachorem". Marta się rozpłakała, nie chciała więcej chodzić do przedszkola. Musieliśmy przysięgać z mężem, że narodziny Bruna niczego nie zmieniają. Bo to przecież prawda, cały czas tak samo mocno ją kochamy. Jedno głupie zdanie, które padło z ust koleżanki z tej samej grupy, wywołało lawinę problemów – przyznaje Alicja.

Rodzice Marty postanowili nie bagatelizować sprawy. I choć tamtej "parszywej uwagi" ze strony Klary nie nazywają wprost hejtem, poszli z córką po pomoc do poradni, by uzyskać specjalistyczne wsparcie. – Tak między nami mówiąc, to Klara powinna skorzystać z pedagogicznej pomocy. Są z nią problemy w przedszkolu – szturcha dzieci, ma chamskie odzywki, nie tylko w stronę dzieci, ale również starszych. Do jednej z pracownic przedszkola powiedziała "zamknij się!". Później niby przeprasza, obiecuje poprawę, ale niewiele się zmienia; rodzice nad nią nie panują. Dziewczynka chwali się dzieciom, że ma już w domu własny telefon i nawet korzysta z Facebooka. To mówi siedmiolatka! Być może dostęp w tak młodym wieku do mediów społecznościowych jest źródłem problemów wychowawczych z Klarą. Żeby to mleko się bardziej nie rozlało – martwi się Alicja.

Ma powody do zmartwień, ponieważ od nowego roku szkolnego, obie dziewczynki, Marta i Klara będą razem chodziły do tej samej szkoły i – wiele na to wskazuje – do jednej klasy, na co Alicja nie ma żadnego wpływu. Jeśli przedszkolna historia się powtórzy, znów może dojść do nieprzyjemnych sytuacji, zwłaszcza że po tamtym incydencie między Martą a Klarą co jakiś czas iskrzy i to z byle powodu. Mama pierwszoklasistki ma więc tylko jedno życzenie związane ze szkołą: "oby się nie zaczęło".

U Andrzeja też wszystko zaczęło się w przedszkolu. – Ruszyła fala hejtu – nazywa rzecz po imieniu mężczyzna. Nie kwapi się jednak do rzucania oskarżeń w stronę innych rodziców. Bo to jego sześcioletnia córka Ewa razem z dwiema koleżankami wystąpiły w roli agresorek. Dobrały się we trzy i sterroryzowały kolegę.

– Bartek zaczął chodzić do przedszkola od niedawna. Był nowy w grupie. Jeszcze nie zdążył się z nikim dobrze zapoznać, gdy dziewczyny na niego napadły. Jest niewysoki, szczupły, wygląda niepozornie, więc wybrały sobie na ofiarę słabszego od siebie. Groziły, że go pobiją! Albo same, albo napuszczą na niego swoich tatusiów, czyli m.in. mnie. Panie przedszkolanki doznały szoku, jak się o tym dowiedziały. Przecież to takie grzeczne, dobrze ułożone dziewczynki. Nie sprawiały dotąd żadnych kłopotów. Zostałem wezwany na rozmowę. Nie powiem, było mi bardzo głupio. Przecież w naszym domu nie ma agresji – zarzeka się Andrzej.

W domu nie, ale internet aż kipi od przemocy. A Ewa namiętnie ogląda "bajki" online. Andrzej z żoną przestali kontrolować córkę. Dają telefon na godzinę po przedszkolu, przecież każdemu należy się odrobina relaksu. Problem w tym, że dziewczynka przejęła kontrolę nad YouTubem. – Włącza bajkę, a po chwili ogląda jakieś pranki czy inne "czelendże" i śmieje się sama do siebie. Początkowo nie zwracaliśmy na to uwagi. Super, świetna zabawa. Czasami Ewa włączy sobie piosenkę i pośpiewa z telefonem w dłoni. Ależ nam się córka rozwija! Tylko podczas scrollowania przypadkowo włączała inne filmiki, niekoniecznie przeznaczone dla dzieci. Któregoś razu powiedziała mi, że lubi czarny kolor, bo tak ubierają się wampiry w internecie. Zbagatelizowałem te słowa, a powinienem być bardziej czujny. Może udałoby się zapobiec tej przykrej historii z Bartkiem – zastanawia się tata Ewy.

Skończyło się na pogadance – nauczycielka poprosiła Andrzeja o rozmowę, a Andrzej wziął na rozmowę Ewę. – Usiedliśmy z córką w pokoju, wyjaśniłem, że tak nie można. Zastraszanie jest złe, nie ma zgody na takie zachowania, musi przeprosić chłopca. Rozmawialiśmy spokojnie, bez podnoszenia głosu, ale stanowczo i chyba poskutkowało. Przedszkole też nie schowało głowy w piasek. Nauczycielki przerobiły z dziećmi bajkę edukacyjną na temat przemocy i od tamtej pory nie było podobnych przypadków w naszej grupie, a Ewa nawet zaczęła się bardziej kolegować z Barkiem. Mówiła, że jest nieśmiały i zagubiony, więc będzie go bronić przed resztą dzieci. Byłem dumny z jej postawy – mówi Andrzej.

Z badań prowadzonych regularnie przez NASK wynika, że wydłuża się dzienny czas, jaki nastolatki spędzają w sieci. Wynosi teraz średnio 5 godzin i 36 minut (dla porównania – w 2020 roku to były 4 godziny i 50 minut). Przeszło dwie trzecie młodych internautów zauważa, że problemem w sieci jest mowa nienawiści i bezkarność tych, którzy jej używają. Ponad 40 proc. twierdzi, że nie można odróżnić w niej treści prawdziwych od fałszywych. U co trzeciego nastolatka wskaźniki problematycznego użytkowania internetu są wysokie.

Jak się przed tym bronić? Co powinni zrobić rodzice, żeby hejt płynący z komunikatorów i portali internetowych boleśnie nie zranił ich dzieci? – Próbujmy budować sojusze z innymi rodzicami, aby nasze dzieci nie wchodziły w świat mediów społecznościowych zbyt wcześnie. W świat będący często przestrzenią szerzenia się przemocy cyfrowej - również między rówieśnikami - oraz miejscem budowania fałszywego obrazu rzeczywistości, naruszający dobrostan dzieci. Nie zapominajmy, że Facebook, TikTok i inne tego typu narzędzia to miejsca dostępu do niebezpiecznych czy też zmanipulowanych treści, dodatkowo podbijanych przez algorytmy platform internetowych – przestrzega Anna Rywczyńska, kierowniczka działu profilaktyki cyberzagrożeń w NASK.

W teorii do 13. roku życia nie można dziecku zarejestrować konta na Facebooku czy WhatsAppie. Ale praktyka mówi co innego. Z serwisów społecznościowych korzysta prawie półtora miliona polskich dzieci w wieku 7-12 lat – tak wynika z raportu „Internet dzieci”, opublikowanego w marcu br. przy udziale Fundacji „Instytut Cyfrowego Obywatelstwa”.

Rodzice dzieci wczesnoszkolnych nie są bezradni. – Mogą instalować narzędzia ochrony rodzicielskiej, zabezpieczające przed kontaktem ze szkodliwymi treściami. Są one skuteczne, głównie w przypadku najmłodszych dzieci. Pamiętajmy jednak, że mamy wpływ tylko na urządzenia naszych dzieci. Na to, czy filtry są zainstalowane na telefonach u ich rówieśników, wpływu już nie mamy. Można też wprowadzać domowe zasady korzystania z internetu, co także w jakiś sposób zmniejsza ryzyko kontaktu ze szkodliwymi treściami. Jednak zdecydowanie najważniejsze są rozmowa z dzieckiem, otwarcie na nią i budowanie dobrej relacji. To najlepsze narzędzia ochrony – uważa Katarzyna Nowicka ze Stowarzyszenia Twoja Sprawa.

Najstarsza córka Sandry ma dwanaście lat i po wakacjach zaczyna naukę w szóstej klasie. Podstawówka Antosi nie cieszy się dobrą opinią. Kadra pedagogiczna nie radzi sobie z dorastającą młodzieżą. W ubiegłym roku szkolnym rozgorzał konflikt między dwiema klasami siódmymi. Uczniowie zaczęli sobie wzajemnie dokuczać. Zaczęło się od głupich żartów. Dwóch chłopaków wsadziło innemu siódmoklasiście głowę do toalety. Nagrali film z całego zajścia i udostępnili w mediach społecznościowych. Klasa, do której chodzi poszkodowany, wstawiła się za ofiarą łazienkowej przemocy i w odwecie skopała w szatni agresora. I tak wybuchł hejt z obu stron – wyzwiska, opluwanie, szyderstwa. Interweniował pedagog szkolny – bezskutecznie. Trzeba było wzywać posiłki z zewnątrz, aby psycholodzy przeprowadzili z uczniami zajęcia wychowawcze.

– Tosia też parokrotnie spotkała się z napaścią słowną. Na jednej przerwie podszedł do niej kolega z klasy równoległej i powiedział, że ma ochotę ją zgwałcić. Opisał, w jaki sposób to zrobi. Najpierw rozepnie jej spodnie, później ściągnie majtki, a na końcu wsadzi jej w c*** wibrator. Dokładnie takich słów użył. Roztrzęsiona Tosia o wszystkim mi opowiedziała po powrocie do domu. Błagała, żebym przeniosła ją do innej szkoły. Tylko, czy zamiana jednej podstawówki na inną rozwiąże problem? Tu potrzeba skutecznych działań systemowych. I to jest pilne zadanie dla ministerstwa edukacji – podnosi głos oburzona Sandra.

Zdaje sobie sprawę, że młodzież musi się wyszumieć. Też była młoda, też chodziła do szkoły, też spotykała się z agresją wśród rówieśników. Do tej pory wspomina podcinanie dziewczyn na korytarzach czy solówki chłopaków po zajęciach za szkołą. – Różnica jest taka, że te naganne incydenty nie wychodziły poza klasę czy poza szkołę. A dziś o upokorzeniu ucznia w toalecie dowiaduje się cały internet. I taki dzieciak jest skończony. Dzieci się od niego odwracają, nikt nie podaje ręki, wszyscy odwracają głowę i tylko śmieją się za plecami. Coś potwornego! – nie kryje oburzenia Sandra.

Na dowód, że hejt w podstawówce córki jest na porządku dziennym, pokazuje mi wiadomość w telefonie, która została rozesłana przez młodzież po całej szkole. Karolina z piątej klasy nie przyszła na umówione spotkanie z kolegą. Ten wpadł w furię. Nawymyślał jej od k***, z którymi nie warto się zadawać, bo dają d*** na lewo i prawo. Rozmowa pewnie zostałaby między chłopakiem a dziewczyną, gdyby odbyła się na osobności. Ale wszystko dokładnie słyszały stojące obok Iza i Weronika. A później dokładnie, z pikantnymi szczegółami, streściły całą awanturę na jednej z grup na WhatsAppie, do której ma dostęp większość uczniów w szkole. Paweł – ten, który nawymyślał koleżance – chodzi teraz dumny niczym paw po korytarzu w glorii prawdziwego macho. Chłopcy go podziwiają, że potrafi ustawić kobietę do pionu. Tylko Karoliną mało kto się przejmuje. Nie było jej w szkole przez ostatnie dwa tygodnie. Żadna z najbliższych koleżanek nie zapytała dlaczego.

Przeczytaj źródło