Kiedy Alicja spotkała starego znajomego, nie mógł się nadziwić, że przestała farbować. Tłumaczyła, że nie chce walczyć z czymś, co akceptuje. A poza tym, co ją obchodzi, co ktoś o niej pomyśli.
– Wtedy powiedział: "Rozumiem, że masz to w nosie, ale szkoda, że zmuszasz innych, by patrzyli na taką ciebie" – opowiada Alicja. Wkurzył ją. Jak ktoś, kto nie ma na głowie ani jednego włosa, może wygłaszać takie uwagi. Zablokowała go w mediach społecznościowych. Po co jej znajomy, który nie rozumie, że człowiek to coś więcej niż wygląd.
Pojedyncze siwe włosy miała już jako 16-latka. I zaczęła farbować.
– Nie walczyłam wtedy z siwizną, tylko z bylejakością koloru, bo to był mysi szatyn, nijaki. W liceum stosowałam hennę, miałam ogniste marchewkowe włosy. Potem były wszystkie odcienie rudości, kasztany, w końcu ciemny brąz. Po czterdziestce stwierdziłam, że wcale mi ten kolor nie służy. Dawniej słyszałam komplementy, że z moją jasną cerą i ciemnymi włosami wyglądam jak Królewna Śnieżka, ale teraz nie czułam się dobrze. Poza tym włosy mi szybko rosną, więc już po dwóch tygodniach odrost na skroniach wyglądał jak łyse placki. A potem zobaczyłam w autobusie kobietę, która miała siwe odrosty na ciemnoczerwonych włosach, wyglądała jak borsuk. Pomyślałam, że nie będę się poniżać. Koniec z farbowaniem – mówi.