Mioduski nie wytrzymał. Z Legii śmieje się dziś cała Polska

1 dzień temu 7

Tak głośnych gwizdów przy Łazienkowskiej nie było dawno. Kiedy Karol Arys zakończył mecz Legii Warszawa z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza na stadionie najpierw zrobiło się głośno od gwizdów, a chwilę potem od bluzgów.

Zobacz wideo Kosecki ostro o Rajoviciu i Colaku: Za moich czasów w Legii byliby od podawania piłek

"Wy*******ać", "K***a mać, Legia grać" i "Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska" - skandowali kibice warszawskiej drużyny, którzy byli wściekli na drużynę Inakiego Astiza. Ale nie można im się dziwić. Legia nie wygrała piątego meczu z rzędu, a w ostatnich dziewięciu spotkaniach triumfowała tylko raz.

Po niedzielnym meczu Legia zajmuje dopiero 10. miejsce w lidze i bliżej jej do strefy spadkowej, niż do miejsca gwarantującego udział w kolejnej edycji europejskich pucharów. Przy Łazienkowskiej przełamała się zaś drużyna Marcina Brosza, która do niedzieli nie wygrała 11. kolejnych meczów.

Frustracja już przed przerwą

Frustracja z kibiców Legii wylała się już przed przerwą. Kiedy w 24. minucie bramkę dla gości zdobył Krzysztof Kubica, warszawscy fani zaczęli donośnie gwizdać, a po chwili ryknęli "k***a mać, Legia grać". Wulgarna przyśpiewka pojawiła się jeszcze kilka razy w trakcie pierwszej połowy, a także zaraz po tym, jak Arys gwizdnął w niej ostatni raz.

Zwykle kibice Legii wyrażali niezadowolenie po meczu, teraz jednak nie czekali aż tak długo. Warszawscy fani, którzy kolejny rok z rzędu marzyli o mistrzostwie Polski, teraz marzą o tym, by ich drużyna wygrała w końcu ligowy mecz. A to ostatni raz udało się legionistom bardzo dawno, bo 28 września, kiedy ograli u siebie Pogoń Szczecin (1:0).

Od tamtej pory warszawiacy wygrali raptem jeden z dziewięciu meczów. Było to spotkanie z Szachtarem Donieck w Lidze Konferencji. W ekstraklasie Legia nie wygrała pięciu kolejnych meczów, a w międzyczasie odpadła z Pucharu Polski po porażce z Pogonią Szczecin i doznała drugiej porażki w Lidze Konferencji, przegrywając w czwartek w Celje.

Sytuacja stołecznego klubu jest w tej chwili dramatyczna. O mistrzostwie Polski nikt już nawet nie myśli, bo drużynie Astiza bliżej nawet do strefy spadkowej niż do miejsca gwarantującego występy w europejskich pucharach. Obecny sezon coraz bardziej przypomina rozgrywki 2021/22, kiedy Legia zajęła najgorsze w historii, 10. miejsce w lidze i długo drżała o utrzymanie. Nie dziwi więc, że atmosfera na trybunach jest coraz bardziej napięta i nerwowa.

Mioduski nie wytrzymał

Nerwowo było nie tylko wśród kibiców, ale też w sztabie Legii i u jej władz. Od momentu gola na 1:0 dla gości przy linii bocznej emocjonalnie reagował Astiz, który plastycznie przekazywał uwagi swoim piłkarzom. Nerwowi byli też analitycy Legii, którzy w kabinie na trybunie prasowej denerwowali się po kolejnych niedokładnych zagraniach piłkarzy.

Bardzo nerwowy był też Dariusz Mioduski. Właściciel i prezes Legii przez wiele minut oglądał mecz na stojąco, jakby nie dowierzając w to, co dzieje się przy Łazienkowskiej. A przecież niedobrze dzieje się od wielu sezonów i wyniki pogarszają się z roku na rok. W niedzielę najbliżej Mioduskiego byli Fredi Bobić i Michał Żewłakow, którzy poszukują trenera po zwolnieniu Edwarda Iordanescu.

W ostatnich sekundach odpowiedzialni za pion sportowy Żewłakow i Bobić zostali jednak sami. Po golu Andrzeja Trubechy na 2:1 dla Bruk-Betu Termalicy Mioduski tylko spuścił głowę i opuścił lożę VIP. Właściciel i prezes Legii zniknął z trybun, bo ma nad czym myśleć.

Jego klub miał być jednym z największych w tej części Europy, a stał się co najwyżej średniakiem ekstraklasy. Dziś Legia ma tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową. Taką przewagę zawdzięcza m.in. decyzji Komisji ds. Licencji Ekstraklasy, która ukarała Lechię Gdańsk odjęciem pięciu punktów. Gdyby nie to, Legia miałaby dziś raptem dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. I to najlepiej obrazuje, w jakiej sytuacji znalazł się klub za rządów Mioduskiego.

Legia mogła przegrać wyżej

Trudno jednak oczekiwać, by Legia wygrywała mecze, kiedy piłkarze mają problemy z wykorzystywaniem okazji bramkowych. O ile za kadencji Edwarda Iordanescu warszawiacy mieli problem z ich kreowaniem, o tyle teraz mają potężne problemy ze skutecznością. Tak było w Łodzi z Widzewem, tak było też w czwartek w Celje i w niedzielę przeciwko Bruk-Betowi.

Legia przegrała w Słowenii, mimo że miała kilka stuprocentowych okazji i oddała więcej strzałów od przeciwnika. Tak samo było w niedzielę. Tylko w pierwszej połowie dobre okazje zmarnowali Kamil Piątkowski, Antonio Colak i Juergen Elitim. Legia do przerwy przegrywała, mimo że miała 74 proc. posiadania piłki i oddała trzy razy więcej strzałów (dziewięć) od przeciwnika. 

Na początku drugiej połowy gola mógł strzelić Kacper Urbański. Mógł, ale po dośrodkowaniu Pawła Wszołka z prawej strony oddał niecelny strzał głową. Ale szanse mieli też goście. Chwilę po strzale Urbańskiego dwukrotnie, bardzo groźnie strzelał Rafał Kurzawa, jednak najpierw piłkę odbił Kacper Tobiasz, a później Legię ratowała poprzeczka. Minęły raptem dwie minuty, kiedy do pustej bramki Legii strzelał Kamil Zapolnik, ale tym razem szczęśliwie, plecami piłkę odbił Piątkowski.

Tyle szczęścia Legia nie miała w końcówce. O ile pierwsza bramka Trubechy nie została uznana z powodu spalonego, o tyle za drugim razem nikt nie miał żadnych wątpliwości, że gol był prawidłowy. Legia pierwszy raz w historii przegrała u siebie z Bruk-Betem Termalicą.

Niechlubna rocznica Colaka

W niedzielę ósmy mecz w barwach Legii rozegrał Colak. 32-letni napastnik, który dołączył do klubu latem, wciąż czeka na pierwszego gola. Ale jego problem jest zdecydowanie większy. W poniedziałek minie bowiem równo rok, od ostatniego gola Colaka w oficjalnym meczu.

10 listopada 2024 r. 32-latek zdobył bramkę w wyjazdowym meczu Spezii Calcio z Juve Stabia (3:0). Colak strzelił gola w 88. minucie tamtego spotkania i było jedno z czterech trafień tego zawodnika w ciągu ostatnich dwóch lat. W sezonie 2023/24 - jeszcze jako piłkarz Parmy - Colak zdobył raptem trzy bramki. 

Ostatni dobry sezon Chorwat miał w rozgrywkach 2022/23, gdy w barwach Rangers FC zdobył 18 bramek w 39 występach. Nic nie wskazuje na to, by Colak wrócił do skuteczności w Legii. W niedzielę Chorwat zmarnował dwie dogodne okazje, podobnie jak w czwartek w Celje. 

32-latek, który kolejny raz dostał szansę w podstawowym składzie w miejsce Milety Rajovicia, znów się nie popisał. I naprawdę trudno wskazać, na kogo dziś powinien stawiać trener Legii, bo i Colak, i Rajović grają zdecydowanie poniżej oczekiwań.

Colak na gola czeka od roku, Rajović, który do Legii trafił za aż trzy mln euro, jak na razie strzelił tylko pięć goli. Skuteczny napastnik na pewno rozwiązałby część problemów Legii i ułatwił jej walkę o uratowanie tego sezonu. Ale tylko część, bo problemów w klubie jest zdecydowanie więcej niż tylko (i aż) skuteczności.

Przeczytaj źródło