Mija rok od śmierci Elżbiety Zającówny. Swoją chorobę trzymała w tajemnicy

12 godziny temu 5

Niewiele osób wiedziało, że życie Elżbiety Zającówny, słynącej z optymizmu i zaraźliwej radości życia, od czasów młodości płynęło w cieniu nieuleczalnej choroby. Wolała o niej nie wspominać. Dopiero po jej śmierci mąż gwiazdy, Krzysztof Jaroszyński, ujawnił, z czym się zmagała.

Mija rok od śmierci Elżbiety Zającówny


Kiedy odeszła Elżbieta Zającówna, Związek Artystów Scen Polskich, w porozumieniu z Krzysztofem, Jaroszyńskim, zamieścił w internecie pożegnalny wpis, który wiele wyjaśniał:

"W jednym z wywiadów powiedziała: 'Uwielbiam się śmiać, uwielbiam wesołych ludzi. Tak właśnie chcę żyć'. I taką cię zapamiętamy. Żegnaj Elu!"

Elżbieta Zającówna, została zapamiętana głównie z roli w serialu "Matki, żony i kochanki". Popularność zdobyła jednak wcześniej, w filmach Juliusza Machulskiego, przede wszystkim "Vabank" i "Vabank II", gdzie zagrała główną rolę kobiecą. Wcieliła się w postać pięknej Natalii uwodzącej z powodzeniem właściciela banku i umożliwiającej w ten sposób dokonanie zuchwałej kradzieży.

Elżbieta Zającówna: diagnoza przekreśliła jej sportowe marzenia


Jak tłumaczyła Zającówna w wywiadach, aktorką została przez przypadek. Chciała iść w ślady mamy, siatkarki i związać swoje życie ze sportem: lekkoatletyką, piłką ręczną lub siatkową albo skokiem wzwyż.

Jednak, gdy po maturze zdecydowała się ubiegać o przyjęcie do Akademii Wychowania Fizycznego, podczas badań lekarskich wykryto u niej chorobę Von Willebranda, zaburzenie krzepliwości krwi, objawiające się długotrwałymi krwawieniami. Taka diagnoza wyklucza jakąkolwiek aktywność, wiążącą się z ryzykiem kontuzji. Zającówna pospiesznie zmieniła plany i, ku swojemu zaskoczeniu, za pierwszym podejściem dostała się do krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.

Przez lata była związana z warszawskimi teatrami: Komedią, Rampą i Syreną. Z czasem zaczęła świadomie wygaszać swoją karierę, by w większym stopniu zająć się działalnością charytatywną. W 2010 r. objęła stanowisko wiceprezeski Fundacji Polsat.

Elżbieta Zającówna nie chciała mówić, z czym się zmaga


Wiele osób zastanawiało się, dlaczego nagle postanowiła rzucić aktorstwo. Zającówna, nie wdając się w szczegóły, wyznała wtedy w wywiadzie dla "Vivy":

"Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie".

Było to wyjątkowe wyznanie, bo gwiazda z reguły nie wspominała o swojej chorobie. Dopiero podczas ceremonii pogrzebowej jej bliscy wyznali prawdę. Jak wspominała jej córka:

"Mama coraz mniej była sobą. Widzieliśmy, jak choroba wpływała na jej życie".

Małgorzata Potocka, która zaprzyjaźniła się z Zającówną na planie serialu "Matki, żony i kochanki", ujawniła po jej śmierci:

"Ta choroba ją męczyła od zawsze. Odkąd pamiętam, zawsze była ta choroba. Ona nie mogła długo ani zbyt ciężko pracować. Nie mogła nie dosypiać. Miała transfuzje krwi".

W 2019 roku Elżbieta Zającówna wróciła na plan filmowy. Piotr Machalica namówił ją wtedy, by zagrała z nim w filmie "Szczęścia chodzą parami". Dla obojga była to ostatnia produkcja w życiu.

Rodzina Elżbiety Zającówny podzieliła jej pogrzeb na dwie części. 6 listopada odbyła się msza żałobna w warszawskim kościele, a następnego dnia urna z prochami aktorki została złożona na krakowskim cmentarzu, u boku rodziców i siostry. Jak wyjaśnili bliscy gwiazdy, chociaż większą część życia spędziła w Warszawie, chciała po śmierci wrócić do miasta, w którym się urodziła i wychowała.


Kasia Zillmann o pocałunku na parkiecie. Co na to jej partnerka?pomponik.tv


Przeczytaj źródło