Niewiele osób wiedziało, że życie Elżbiety Zającówny, słynącej z optymizmu i zaraźliwej radości życia, od czasów młodości płynęło w cieniu nieuleczalnej choroby. Wolała o niej nie wspominać. Dopiero po jej śmierci mąż gwiazdy, Krzysztof Jaroszyński, ujawnił, z czym się zmagała.
Mija rok od śmierci Elżbiety Zającówny
Kiedy odeszła Elżbieta Zającówna, Związek Artystów Scen Polskich, w porozumieniu z Krzysztofem, Jaroszyńskim, zamieścił w internecie pożegnalny wpis, który wiele wyjaśniał:
"W jednym z wywiadów powiedziała: 'Uwielbiam się śmiać, uwielbiam wesołych ludzi. Tak właśnie chcę żyć'. I taką cię zapamiętamy. Żegnaj Elu!"
Elżbieta Zającówna, została zapamiętana głównie z roli w serialu "Matki, żony i kochanki". Popularność zdobyła jednak wcześniej, w filmach Juliusza Machulskiego, przede wszystkim "Vabank" i "Vabank II", gdzie zagrała główną rolę kobiecą. Wcieliła się w postać pięknej Natalii uwodzącej z powodzeniem właściciela banku i umożliwiającej w ten sposób dokonanie zuchwałej kradzieży.
Elżbieta Zającówna: diagnoza przekreśliła jej sportowe marzenia
Jak tłumaczyła Zającówna w wywiadach, aktorką została przez przypadek. Chciała iść w ślady mamy, siatkarki i związać swoje życie ze sportem: lekkoatletyką, piłką ręczną lub siatkową albo skokiem wzwyż.
Jednak, gdy po maturze zdecydowała się ubiegać o przyjęcie do Akademii Wychowania Fizycznego, podczas badań lekarskich wykryto u niej chorobę Von Willebranda, zaburzenie krzepliwości krwi, objawiające się długotrwałymi krwawieniami. Taka diagnoza wyklucza jakąkolwiek aktywność, wiążącą się z ryzykiem kontuzji. Zającówna pospiesznie zmieniła plany i, ku swojemu zaskoczeniu, za pierwszym podejściem dostała się do krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.
Przez lata była związana z warszawskimi teatrami: Komedią, Rampą i Syreną. Z czasem zaczęła świadomie wygaszać swoją karierę, by w większym stopniu zająć się działalnością charytatywną. W 2010 r. objęła stanowisko wiceprezeski Fundacji Polsat.
Elżbieta Zającówna nie chciała mówić, z czym się zmaga
Wiele osób zastanawiało się, dlaczego nagle postanowiła rzucić aktorstwo. Zającówna, nie wdając się w szczegóły, wyznała wtedy w wywiadzie dla "Vivy":
"Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie".
Było to wyjątkowe wyznanie, bo gwiazda z reguły nie wspominała o swojej chorobie. Dopiero podczas ceremonii pogrzebowej jej bliscy wyznali prawdę. Jak wspominała jej córka:
"Mama coraz mniej była sobą. Widzieliśmy, jak choroba wpływała na jej życie".
Małgorzata Potocka, która zaprzyjaźniła się z Zającówną na planie serialu "Matki, żony i kochanki", ujawniła po jej śmierci:
"Ta choroba ją męczyła od zawsze. Odkąd pamiętam, zawsze była ta choroba. Ona nie mogła długo ani zbyt ciężko pracować. Nie mogła nie dosypiać. Miała transfuzje krwi".
W 2019 roku Elżbieta Zającówna wróciła na plan filmowy. Piotr Machalica namówił ją wtedy, by zagrała z nim w filmie "Szczęścia chodzą parami". Dla obojga była to ostatnia produkcja w życiu.
Rodzina Elżbiety Zającówny podzieliła jej pogrzeb na dwie części. 6 listopada odbyła się msza żałobna w warszawskim kościele, a następnego dnia urna z prochami aktorki została złożona na krakowskim cmentarzu, u boku rodziców i siostry. Jak wyjaśnili bliscy gwiazdy, chociaż większą część życia spędziła w Warszawie, chciała po śmierci wrócić do miasta, w którym się urodziła i wychowała.
Kasia Zillmann o pocałunku na parkiecie. Co na to jej partnerka?pomponik.tv

 12 godziny temu
                                5
                        12 godziny temu
                                5
                     
    




 English (US)  ·
                        English (US)  ·        Polish (PL)  ·
                        Polish (PL)  ·