Miejsca pojawienia się dronów nie były przypadkowe? "Cele były konkretne"

1 miesiąc temu 22

Drony, które wleciały w polską przestrzeń powietrzną, pojawiły się w strategicznych dla kraju miejscach. - Jeden dron może przez przypadek gdzieś polecieć, na zasadzie błędu. W przypadku takiej liczby to raczej nie jest możliwe - ocenił ekspert od bezpieczeństwa narodowego i cyberbezpieczeństwa płk Grzegorz Małecki. Co jeszcze mówił na ten temat?

Poszukiwanie dronów, 10.09.2025 r. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

Szczątki dronów w Polsce

10 września polskie służby znalazły szczątki 16 rosyjskich dronów po nocnym naruszeniu przestrzeni powietrznej. Rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka przekazała, że znajdowały się one w miejscowościach: Czosnówka, Cześniki, Krzywowierzba-Kolonia, Mniszków, Oleśno, Wielki Łan, Wohyń, Wyhalew, Wyryki, Zabłocie-Kolonia, Nowe Miasto nad Pilicą, Bychawka Trzecia, między Radiany-Sewerynów, Czyżów, Sobótka i Smyków. W działania związane z poszukiwaniem szczątków dronów zaangażowanych jest około 12 tysięcy policjantów. W przypadku znalezienia takich obiektów policjanci zabezpieczają miejsce zdarzenia i informują żołnierzy Wojska Polskiego.

Zobacz wideo 19 rosyjskich dronów nad Polską. Tusk: Operacja trwała całą noc

Miejsca nie były przypadkowe?

Szczątki dronów, które znaleziono do tej pory, znajdowały się często w pobliżu magazynów oraz baz wojskowych. Mowa m.in. Wohyniu - w Bezwoli oddalonej o około 20 kilometrów znajduje się Składnica Amunicji Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju. Ekspert od bezpieczeństwa narodowego i cyberbezpieczeństwa, a także przedstawiciel Polski w panelu NATO SAS-163 płk Grzegorz Małecki twierdzi, że miejsca, w których leciały drony i zostały strącone, nie były przypadkowe. - Jeden dron może przez przypadek gdzieś polecieć, na zasadzie błędu. W przypadku takiej liczby to raczej nie jest możliwe. Zwłaszcza że rząd podawał, że te, które stanowiły zagrożenie, zostały strącone. Wyraźnie więc była mowa o zagrożeniu - ocenił ekspert w rozmowie z "Faktem". Dodał również, że jego zdaniem doszło do "rosyjskiej prowokacji". - Wiadomo, że to nie był atak. Ale cele były konkretne - stwierdził Małecki. - Nie mam wątpliwości, że to był test. Nie wiem, z jaką prędkością lata taki dron, ale pewnie upadł kilka minut od tego składu. To nie mógł być przypadek. Nie w takim miejscu - mówił w rozmowie z "Faktem" jeden z okolicznych mieszkańców. 

Rosja twierdzi, że nie doszło do ataku

Dobę po naruszeniu granic Polski przez rosyjskie drony, Kreml, MSZ i Ministerstwo Obrony Rosji zaprzeczają, jakoby bezzałogowce zestrzelone w Polsce należały do rosyjskiej armii. W specjalnym oświadczeniu resort spraw zagranicznych nazwał zarzuty pod adresem Rosji "insynuacjami". Rosyjska dyplomacja zarzuciła Polsce "eskalowanie ukraińskiego kryzysu". Wcześniej resort obrony Rosji oświadczył, że nie wysyłał żadnych dronów w kierunku celów w Polsce i zapowiedział gotowość do konsultacji z polskim MON w tej sprawie. Kremlowski rzecznik Dmitrij Pieskow usiłował podważyć związki Rosji z dronami, które naruszyły granicę Polski i tym samym państw NATO. - Kierownictwo Unii Europejskiej i NATO codziennie zarzuca Rosji prowokacje. Najczęściej nie próbując nawet przedstawiać jakichkolwiek argumentów - oświadczył Pieskow. Niezależni eksperci wojskowi z Białorusi i Rosji nazwali powietrzne incydenty "rosyjską prowokacją" i ostrzegli przed pojawiającymi się w przestrzeni publicznej nieprawdziwymi informacjami, będącymi elementami wojny hybrydowej prowadzonej przez Moskwę i Mińsk.

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło