Mery Spolsky: „Kocham Polskę w sposób niedoskonały, ale to nie umniejsza tej miłości” [WYWIAD]

3 dni temu 5

Gabi Trojanowska, ELLE.pl: Rozmawiamy równo tydzień przed premierą Twojej najnowszej płyty, „KOCHAM POLSKĘ”, ale dwa utwory z tracklisty są już dostępne w streamingu. Jakie były pierwsze reakcje, komentarze na ich temat?

Mery Spolsky: Najbardziej zauważalne jest to, że ludzie czują nowego producenta. Całą płytę stworzyliśmy razem z Michałem FOXEM Królem – współprodukowaliśmy i współkomponowaliśmy. To była duża zmiana dla mnie, bo wcześniej współpracowałam głównie z Noe Coase’em. Myślę, że to efekt nowego miejsca, innej energii, innych rozmów w studiu.

Po pierwszych dwóch singlach widać też, że ta płyta będzie bardzo różnorodna. „Marysia Kowalska” to klasyczna piosenka z refrenem, a „Nie ma już PL” jest bardziej performansem, mniej radiowym utworem. Chronologia albumu została tak ułożona, by na koniec zaskoczyć – zakończyć mocnym, „rusko-dyskotekowym” akcentem.

Skąd pomysł, by tym razem zająć się tematyką Polski? Twój pseudonim już nieco to sugeruje, ale wcześniejsze płyty nie dotykały patriotyzmu.

Myślałam o nowym projekcie już w czasie premiery „EROTIK ERA”. Tamta płyta była efektem dwuletnich obserwacji – moich lęków, dojrzewania, kobiecości. Gdy ją skończyłam, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie tak lubię pisać po polsku, dlaczego nigdy się nie wyprowadziłam, choć miałam ku temu okazje…

Przypomniałam sobie, że mój pseudonim – Mery Spolsky – od lat prowokuje pytania: „Jesteś patriotką?”, „O co chodzi z tym ‘Spolsky’?”. Ta flaga trochę już się do mnie „przykleiła”. Co roku też ktoś pytał, czy wystartuję w Eurowizji, bo z takim pseudonimem to byłoby zabawne (śmiech). Pomyślałam, że może właśnie w tej polskości jest temat, którego jeszcze nie eksplorowałam.

Polska to moje miejsce – dlatego zostawiłam na boku tematy erotyczne i te dotyczące relacji, które dominowały wcześniej. Jestem teraz w spokojnym związku, w innym momencie życia. Chciałam więc bardziej obserwować niż „wyżywać się” emocjonalnie.

Miałaś obawy, mówiąc bliskim o pomyśle na taką płytę? Spotkałaś się z jakąś krytyką?

Myślę, że patriotyzm wśród młodych może budzić wstyd, ale z drugiej strony – młodsze pokolenie jest bardzo związane z polską kulturą, słucha polskiego rapu, ma swoich idoli i fascynuje się PRL-em, modą, ludowością. Ta miłość do Polski jest obecna, choć może nastolatkowie nie chcą tego nazywać patriotyzmem.

Mój tata uznał to za świetny pomysł, że to też dobra okazja, by jeszcze bardziej poznać Polskę. Mój chłopak, Mateusz Golis, który współpracuje ze mną przy tym projekcie (jest autorem zdjęć, okładki i reżyserem klipów), też od razu się zaangażował. Pamiętam, jak podczas wakacji w Egipcie rozmawialiśmy o projekcie – wtedy, na wczasach all inclusive, to było „totalnie polskie” (śmiech). Tak zaczęliśmy szkicować tekst do „Ruskiego Disko”.

To też bardzo polski kontekst…

Tak, to „klasyczny” polski obrazek – Polak w Egipcie, który musi mieć wszystko „all inclusive” (śmiech). I choć staram się pozbyć tych naleciałości, to jednak mam do nich pewną czułość. Polska to naprawdę moje miejsce, mimo że może to brzmieć jak krzywdzący stereotyp. Śmiejemy się z tego, ale w tym jest coś autentycznego. Nie wstydzę się przyznać: „Tak, jestem z Polski, i to jest fajne”.

I to jest właśnie ta czułość, którą czułam słuchając Twojego albumu. To wybrzmiewa w Twojej muzyce.

Cieszę się, że to dostrzegasz. Nie chciałabym, by „KOCHAM POLSKĘ” było odbierane jako ironiczne. Chcę, żeby to była prawdziwa, czuła miłość.

Szukałaś inspiracji u innych artystów, którzy śpiewali o Polsce? Pomyślałam na przykład o Grzegorzu Ciechowskim. Jego tekst „Nie pytaj o Polskę”: „[Polska – przyp. red.] to nie kochanka, ale sypiam z nią, choć śmieją ze mnie i drwią”. Ta piosenka, mimo że powstała w zupełnie innych czasach, emanuje pewną dwoistością – z jednej strony to kochanka, z którą wstyd się pokazać, a z drugiej strony – przyciąga jak magnes...

Zgadza się. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, nie rozumiałam tych piosenek, ale coś w nich przyciągało mnie od razu. Moja mama puszczała Ciechowskiego, a później, gdy zaczęłam wgłębiać się w teksty, urzekała mnie ta erotyczna metafora o kraju. Było w tym coś odważnego, wulgarnego, ale jednocześnie bardzo cool. Polska wychodziła z PRL-u, nie była jeszcze tak rozwinięta jak dziś. Te utwory miały w sobie odwagę. Oczywiście w mojej głowie nieustannie pozostaje też Maria Peszek zSorry Polsko”.

Wspomniałaś o sesjach zdjęciowych i podróżach po Polsce. A co z okładką płyty? To bardzo ciekawa historia, którą pokrótce opisałaś na Instagramie...

To była genialna historia. Kiedy opublikowałam ją w internecie, wiele osób nie dowierzało, więc wyjaśnię – tak, na okładce znalazł się sołtys wsi Borowa (woj. dolnośląskie – przyp. red), Sławomir Maślanka. Cała sytuacja była bardzo spontaniczna. Podczas naszej podróży po Polsce, szukając miejsc, które chcieliśmy zobaczyć, natknęliśmy się na auto pomalowane w polskie barwy narodowe. Mój chłopak znalazł z kolei konkurs patriotyczny, w którym ten samochód, golf przemalowany na biało-czerwono, się pojawił.

Pomysł był naprawdę odjazdowy i jednocześnie tak nierealny, że postanowiliśmy spróbować nawiązać kontakt z sołtysem. Okazało się, że pan Sławomir zgodził się na sesję zdjęciową. Kiedy dotarliśmy do jego domu, zobaczyliśmy, że to – dosłownie – prawdziwy pałac. Wiesz, co było w tym najbardziej poruszające? Że nie rozmawialiśmy o polityce ani o poglądach: po prostu spotkały się dwie osoby, które chciały stworzyć coś artystycznie.

W nowym albumie pokazujesz Polskę, która nie jest tylko Warszawą.

Bardzo mi zależało, by album nie miał tylko „warszawskiego” charakteru. Na Instagramie pokazałam też zdjęcie na tle postmodernistycznego budynku we… Wrocławiu. Niedługo później napisała do mnie dziewczyna, która prowadzi fanpage poświęcony właśnie takim zabytkom, i powiedziała, że jest zachwycona, że muzycznie znalazłam inspirację w takim miejscu. Przypomnieliśmy ludziom, jak wiele ciekawych miejsc mamy w Polsce, nie tylko w stolicy.

Mery Spolsky

mat. prasowe

Czy jest coś, co Cię wkurza we współczesnej Polsce?

Jest tego sporo. Na pewno sam fakt, że zaczynam płytę od piosenki o tym, co mnie wkurza, jest symboliczny: pisanie wychodzi u mnie z frustracji, smutku, z niezadowolenia. Przy poprzedniej płycie, „EROTIK ERA”, czułam niezadowolenie względem własnego ciała, tego jak jest oceniane. Przy tej płycie natomiast, jestem sfrustrowana wieloma rzeczami, na które nie mam wpływu.

Przy okazji każdych wyborów – internet eksploduje, ludzie się kłócą, a życie staje w miejscu. To męczy. Wkurza mnie też, że Polacy często narzekają. Mamy w sobie tyle marudzenia! Ciągle trudno też mówić o seksualności, emocjach, feminizmie bez oceniania. Po „EROTIK ERZE” dostałam sporo komentarzy, że „przesadziłam”, choć nie zrobiłam nic kontrowersyjnego. Jako społeczeństwo wciąż mamy sporo do przepracowania.

Jak Twój wizerunek ewoluował od czasu „EROTIK ERY”? Zmieniłaś fryzurę...

Czułam, że muszę ściąć włosy (śmiech). To zdecydowana zmiana, ale czuję, że to image, który pasuje do całej tej płyty. Krótkie włosy z czerwonymi akcentami to trochę moja fascynacja Charli XCX, która miała podobny look w swojej poprzedniej erze. Chciałam, żeby to był styl nawiązujący do biało-czerwonych barw, ale z odrobiną subtelności. Zależało mi na tym, by stworzyć coś, co będzie miało modowy sens, jak np. flagi brytyjskiej w stylizacjach Spice Girls czy Davida Bowiego.

Czy jest jakiś wers z nowego albumu, który szczególnie z Tobą rezonuje?

Tak! Myślę o wersie z piosenki „Szaraki”, która zaczyna się od słów: „Jesteśmy tacy sami, między szarymi blokami”. Często mam tę myśl, gdy idę ulicą, widzę ludzi, porównuję się do nich lub czuję się wyobcowana. Wtedy przypominam sobie, że w gruncie rzeczy – no właśnie – wszyscy jesteśmy tacy sami. Niezależnie od tego, jak się prezentujemy na zewnątrz, mamy podobne życie, wracamy do domów, zakładamy dresy i mamy swoje problemy. To dla mnie ważne przypomnienie, że wszyscy jesteśmy ludźmi, niezależnie od statusu czy pozorów.

I może to jest właśnie ta definicja patriotyzmu, której dziś potrzebujemy? Poczucia wspólnoty – mimo różnic?

Dokładnie. Nie chodzi o to, by na każdym marszu iść z flagą, czy całować ziemię obiecaną (śmiech). Moja miłość do Polski może przejawiać się w innych drobnych gestach – w tym, że lubię tu być, że chodzę po polskich górach, że słucham polskiej muzyki. Kocham Polskę w sposób niedoskonały, ale to nie umniejsza tej miłości. Myślę, że to nas, Polaków, łączy – czy w autobusie, czy w Ferrari. I to wcale nie jest coś złego: może dzięki temu łatwiej możemy się nawzajem zrozumieć?

Czy jest coś jeszcze, czym zaskoczy swoich fanów Mery Spolsky na płycie „KOCHAM POLSKĘ”?

Będzie winyl, i to nie byle jaki! Dołączymy do niego rozszerzoną opowieść o Polsce, bo znajdą się tam zdjęcia z miejsc, które odwiedzaliśmy podczas sesji. Na płycie jest tylko mały sneak peek, a cała reszta historii pojawi się dopiero na winylu. To istotna część tematyki, którą poruszyłam w tekstach.

Przeczytaj źródło