Mąż Ewy Bem zmarł kilka tygodni po diagnozie. "Położyłabym się na trawie i czekała, aż mnie pochłonie"

3 godziny temu 3

Strata córki: "tykająca bomba" i pięć lat ciszy

Pamela, starsza córka Ewy Bem, zmarła po długiej walce z glejakiem wielopostaciowym czwartego stopnia. W chwili diagnozy była w drugiej ciąży. Jej córeczka Basia urodziła się już po operacji.

Artystka wspomina tamten czas jako "koszmar" i "tykającą bombę". Nie potrafi zrozumieć, dlaczego Bóg zabiera osoby, które mogłyby dać światu tyle dobra i wrażliwości. Po śmierci Pameli Ewa Bem zniknęła ze sceny na pięć lat. Potrzebowała ciszy, ratunku i ukojenia. Powrót był dla niej rodzajem "znaku od Pameli" — nie mistycznym, lecz wewnętrzną mobilizacją, poczuciem, że córka oczekuje jej powrotu.

"Przez dwa lata od jej odejścia udawałam, że żyję. Przepychałam dzień za dniem. Funkcjonowałam głównie dzięki lekom, pomocy psychiatry, potem psychoterapeuty. I ukochanej rodziny. Aż zrozumiałam, że świat istnieje, życie toczy się dalej, tylko już bez niej. Wciąż było trudno, choć już inaczej. Nie mogłam słuchać muzyki, oglądać telewizji, czytać książek, nawet nie gotowałam. Czułam się tak, jakbym chodziła po linie zawieszonej między życiem i nieżyciem. Chwilami myślałam, że fajnie byłoby spaść, bo mogłabym być znów z Pamelą" — mówiła wówczas w wywiadach. Więcej przeczytasz tutaj: Ewa Bem w poruszających słowach o śmierci córki. "Udawałam, że żyję".

Pamela była dla niej "słoneczkiem", "uśmiechem na dwóch nogach", dziewczyną kochającą dzieci i zwierzęta. Ewa chroni się przed tragicznymi wspomnieniami, ale planuje opowiadać o córce jej dzieciom, gdy dorosną.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Miłość życia: Ryszard "Dindi" i "jeden wielki bałagan" żałoby

Mąż Ewy Bem miał na imię Ryszard, a "Dindi", "Dindiku" to pieszczotliwe określenia. Para była razem 42 lata. Jego choroba i śmierć przyszły nagle — od diagnozy do końca minęło sześć tygodni. Ewa nie zdążyła porozmawiać z nim o ważnych sprawach, bo w szpitalu był już podłączony do aparatury.

Żałoba po nim jest dla niej "jednym wielkim bałaganem". Nie wierzy w teorię etapów żalu. "Teraz jest kiepsko" — mówi wprost. Nie potrafi cieszyć się miejscami, które kojarzą się z nim, jak Park Dreszera. Nie znajduje ulgi w słowach "czas leczy rany" — uważa je za "bzdurę absolutną".

Scena jako terapia: "Koncerty dają mi tlen"

Po śmierci męża Ewa Bem wróciła na scenę niemal natychmiast — tydzień po pogrzebie. Koncerty stały się jej ratunkiem przed samotnością, którą nazywa "katorgą".

"Jeżdżę na koncerty, może trochę za dużo, ale one mi dają tlen" — przyznaje. Bez nich musiałaby się "położyć na trawie i czekać, aż pochłonie ją ziemia".

Na scenie potrafi odłożyć ból i być inną osobą. Publiczność przyjęła ją z ogromną serdecznością, co daje jej siłę. Pracuje nad głosem i repertuarem, by się rozwijać, a nie "odcinać kupony".

Zapoznaj się z historią pacjenta: Artur nagle gorzej się poczuł. Wieczorem miał już diagnozę — guz mózgu.

Czego pragnie dziś?

Największym marzeniem Ewy Bem jest zdrowie i szczęście córki Gabrysi. Dla siebie pragnie tylko jednego: jeszcze raz pójść z mężem na spacer do Parku Dreszera — "za wiele lat po drugiej stronie".

Cały wywiad z Ewą Bem obejrzysz poniżej.

Przeczytaj źródło