Maciej Bąk: "Efekt Żurka" cieszy rząd. Ale karta może się szybko odwrócić

1 tydzień temu 12
Maciej Bąk
Maciej Bąk: "Efekt Żurka" to zjawisko, które może okazać się kruche do utrzymania Fot. archiwum prywatne / natemat

Rozliczenia od początku miały być jednym z motorów napędowych koalicji, tymczasem kolejne nieudolne próby zabierania się za nie śniły się politykom po nocach, i nie były to sny przyjemne. A jednak wygląda na to, że obóz rządzący zaczął wychodzić w tej materii na prostą, i spora w tym zasługa nowego ministra sprawiedliwości.

To, co jednak może dziś sprawiać wrażenie machiny, którą w końcu odpowiednio nasmarowano, łatwo może się zatrzeć na skutek popełnienia tych samych błędów co zwykle. 

Sprawa uchylenia immunitetu Zbigniewowi Ziobrze i jego ucieczki na Węgry to tylko jeden z wielu efektownych ruchów w ostatnich tygodniach, jakie przypisać na konto Waldemara Żurka.

Już nie tylko Sikorski

I oczywiście nie można nie zgodzić się z Adamem Bodnarem, który – nawiązując do nazwiska następcy – czuje się twórcą zakwasu, na jakim ów proceduralny żurek się finalnie ugotował. To jednak Żurek (już ten przez duże Ż) potrafił, jeżdżąc sukcesywnie po prokuraturach w całym kraju, mobilizować śledczych do przyspieszania spraw oczywistych – wszak aferę Funduszu Sprawiedliwości od lat opisywali dziennikarze, patologie czarno na białym widać było w ogólnodostępnych dokumentach, a całość dopełniły „taśmy Mraza”.

Bodnar tymczasem zachowywał się czasem tak, jakby urząd ministra sprawiedliwości już był oddzielony od urzędu Prokuratora Generalnego, i liczył na to, że prokuratorzy po prostu zajmą się swoją robotą i szybko i rzetelnie postawią przed sądem sprawców rozgrabiania państwa. Naiwne było to myślenie, bo prokuratura pełna jest wpływów Zbigniewa Ziobry, a szybka wymiana kadrowa w takiej instytucji jest szalenie trudna, zarówno z uwagi na procedury, jak i ograniczone zasoby osobowe.

O ile więc sceptycznie patrzyłem na decyzję premiera Donalda Tuska, by to właśnie Waldemar Żurek, prześladowany latami przez rząd PiS sędzia, zastąpił byłego Rzecznika Praw Obywatelskich, to dziś da się dostrzec jej wyraźne zalety.

Żurek jak na razie nie okazuje się ministrem mającym przede wszystkim usatysfakcjonować najtwardszy, żądny ostrej rozprawy z rywalami, elektorat Koalicji Obywatelskiej. Działa zdecydowanie, ale zwykle nie przekracza cienkiej czerwonej linii, po której umiarkowani wyborcy mogliby zacząć sądzić, że nie robi tego z do końca czystych pobudek (z pewnym wyjątkiem, o czym zaraz).

Przyspieszenie spraw dotyczy tych afer, co do których opinia publiczna nie ma wątpliwości, że prawo zostało przez polityków Zjednoczonej Prawicy złamane, i to w sposób ordynarny. A sam minister swoje ruchy komunikuje w sieci czy na konferencjach prasowych w sposób zasadniczy i merytoryczny.

Ale też luźny, czasem może zbyt luźny, choć być może to właśnie minister sprawiedliwości będzie w stanie wypełnić w obozie rządzącym lukę silnych osobowości, które może i budzą u oponentów antypatię, ale wywołują też respekt, a nie politowanie. Sam Radosław Sikorski to do tej pory było za mało.

Poważne? Niezbyt

Kolejne tygodnie i miesiące pokażą, czy Waldemar Żurek ten styl polityki utrzyma. Problem w tym, że nie wszystko zależy od niego. O przyspieszających rozliczeniach mówią bowiem bardzo chętnie i często jego koledzy z rządu i Koalicji 15 Października.

I w wielu przypadkach robią to w sposób bezmyślny, zapiekły, bądź po prostu głupi. Ostatnie dni przyniosły kilka bardzo wyrazistych przykładów na to, jak nie komunikować rozliczeń poprzedników. No chyba że chce się sprawić wrażenie na wyborcach, że jest się kierowanym wyłącznie polityczną zemstą. 

Minister finansów Andrzej Domański, do tej pory znany z raczej powściągliwego języka, powiedział na antenie Polsat News, że głosowanie nad aresztowaniem Ziobry to "jedna z tych chwil, dla których się żyje".

Z kolei jego partyjny kolega z Koalicji Obywatelskiej Konrad Frysztak podczas wizyty w Polskim Radiu 24 oświadczył, że dla niego każda osoba ze statusem podejrzanego jest przestępcą, i takowy przestępca musi przed sądem udowodnić swoją niewinność, czym pokazał, że jego znajomość prawa jest gdzieś mniej więcej na poziomie lepienia babek z piasku.

Ale i prawnicy postanowili puścić wodze fantazji. Wiceministra sprawiedliwości, podwładna Waldemara Żurka, Maria Ejchart, postanowiła w dzień głosowania w komisji nad immunitetem Ziobry opublikować w sieci 30-sekundową instrukcję dotyczącą widzeń podczas tymczasowego aresztowania. Na filmie siedząca na więziennej pryczy urzędniczka podkreśla, że wcale nie da się ich tak łatwo zorganizować, trzeba prosić dużo wcześniej o zgodę, również w przypadku kawy wypitej podczas widzenia, i z uśmiechem zaznaczyła, że dotyczy to także urzędników państwowych.

Sam Żurek zresztą również dał się ponieść fantazji po tym, jak Sejm przegłosował uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. W nagranym w parlamentarnej stołówce filmiku zamawia rzeczoną zupę i zapewnia, że polityk PiS będzie mógł liczyć na nią w więziennym menu. Poważne? Niezbyt. Za to dające oponentom argumenty za mówieniem, że nie chodzi wcale o prawo i sprawiedliwość, ale o dorwanie Prawa i Sprawiedliwości. 

"Efekt Żurka"

Przez ostatnich kilkanaście miesięcy rozliczenia rządów Zjednoczonej Prawicy kojarzyły nam się choćby z nieudolną komisją śledczą do spraw Pegasusa, mocnymi tylko w gębie posłami Trelą czy Zembaczyńskim czy Mariuszem Kamińskim pokazującym gest Kozakiewicza na sali sejmowej, na której być go nie powinno. Jak to się skończyło wizerunkowo dla rządu – wszyscy wiemy.

Dziś, zapewne również za sprawą przyspieszenia rozliczeń, widzimy nieznaczne odbicie na korzyść rządzących w sondażach zarówno partyjnych, jak i tych wystawiających władzy oceny – czego głównym beneficjentem jest jak zwykle największy koalicjant.

Ale „efekt Żurka” to zjawisko, które może okazać się kruche do utrzymania. Zwłaszcza jeśli rozgrzane głowy jego oraz jego politycznych sojuszników będą robiły, co mogły, by ten żmudnie przygotowany zakwas znowu się popsuł. 

Czytaj także:

logo

Przeczytaj źródło