Dzieci wyszły, list do Mikołaja został. Prezydent głową pokręcił, pokiwał, rękami ją objął, było nie było, głowę państwa trzymał w rękach, i głośno, ale jakby bezsilnie, tak po polsku, westchnął: – Ja pier...ę.
Elfy nie wyglądały miło. Właściwie wyglądały niemiło, zwłaszcza trzymając w mocarnych rączkach siekiery. No, trzymały. Siedzący za biurkiem prezydent nie czuł się swojo, tylko nieswojo. I takim nieswoim głosem przemówił do siedzących na podłodze dzieci. A było tych dzieci siedmioro.
– Fajnie mi was tu gościć – zagaił. – Znaczy u mnie. No, ale przejdę do sprawy, albowiem dzięki wysłannikom, można powiedzieć, naszego kochanego Pana Świętego Mikołaja, mamy dziś... – dodał.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej

3 godziny temu
5





English (US) ·
Polish (PL) ·