Jastrzębska Spółka Węglowa w pierwszym półroczu zanotowała straty sięgające 2,075 mld zł przy spadku przychodów rok do roku do 4,715 mld zł (spadek o 1,461 mld zł). Spółka jest jedynym w Europie producentem węgla koksowego wysokiej jakości. To o tyle ważne, że pozyskany z tego węgla koks jest niezbędny do produkcji stali. Ale ma znacznie szersze zastosowanie, m.in. w przemyśle rolniczym, wapiennym czy produkcji materiałów izolacyjnych.
Tymczasem JSW grozi utrata płynności finansowej. Minister energii Miłosz Motyka zapewniał w tym tygodniu, że spółka "nie zbankrutuje, a państwo będzie aktywne w pomocy". Minister aktywów państwowych Wojciech Balczun w wywiadzie dla money.pl mówił, że "nie dopuszcza możliwości upadłości JSW". Wskazał, że konieczne są cięcia kosztów i redukcja zatrudnienia, a wsparcie może przyjść z Banku Gospodarstwa Krajowego i PFR.
Janusz Steinhoff w latach 1997-2001 był ministrem gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. W tym czasie zlikwidowano 23 kopalnie i z pracy odeszły tysiące osób. W rozmowie z money.pl mówi, że należy podążyć podobną drogą, a "górników pożegnać z honorem". Natomiast jest utrzymanie JSW jest według niego kluczowe, ale pod warunkiem głębokiej restrukturyzacji spółki.
"Podatek wojenny"? Minister finansów mówi wprost
Piotr Bera, money.pl: Dlaczego w JSW jest tak źle?
Janusz Steinhoff, wicepremier oraz minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka: Spadły ceny węgla koksującego i w najbliższym czasie raczej nie wzrosną. Do tego są problemy z wydobyciem, m.in. z powodu pożaru w jednej z kopalń (KWK Budryk - red.). Ponadto JSW od długiego czasu jest fatalnie zarządzana. Kolejne rządy nie radzą sobie z górnictwem, tolerują straty. To samo jest w PGG,otrzymującej miliardowe dotacje z budżetu państwa.
Ceny węgla koksowego rok do roku spadły o 29 proc., a przychody ze sprzedaży - o 18,1 proc.
To pokazuje, jak zła jest sytuacja. Mimo to nie poprawia się wydajność pracy, koszty osobowe w górnictwie węgla kamiennego sięgają ok. 60 proc. kosztów wydobycia. Dlatego podwyżki nie mają żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Mamy do czynienia z niekompetencją zarządzających i niechęcią do podejmowania decyzji przez nadzorujące górnictwo kolejne rządy.
Od lat mówi pan o niekompetencji w górnictwie.
Ten chocholi taniec trwa co najmniej 15 lat. Na szczęście nowy minister aktywów państwowych sygnalizuje chęć przeprowadzenia restrukturyzacji tej spółki. To jest dobry kierunek. Z tym pierwszy raz od wielu lat wiążę nadzieję na pozytywną zmianę.
Utrzymanie JSW to polska racja stanu?
Nie można dopuścić do upadku JSW. Węgiel koksowy jest na liście strategicznych surowców UE, jest kluczowy w produkcji stali. Potrzebne jest nowe otwarcie oraz realistyczny i skuteczny plan restrukturyzacji.
Mamy w Polsce dobre doświadczenia w restrukturyzacji górnictwa, ale nikt z nich nie korzysta. Króluje populizm i brak realizmu. Prezydent Duda mówił, że mamy węgla na 200 lat i nie można zamordować górnictwa. Jego następca zapowiada fedrowanie bez oglądania się na ekonomię czy obowiązujące prawo dotyczące pomocy publicznej. To przykład zaklinania rzeczywistości. W górnictwie trwa bal na Titanicu z obietnicami bez pokrycia.
Andrzej Duda w 2014 r., jeszcze jako poseł, krytykował rząd Buzka, czyli pana również, za likwidację kopalń.
To ja wprowadzałem reformę górnictwa w rządzie Buzka. Była wówczas wola polityczna, żeby rozwiązać problem, mówiliśmy o tym w kampanii wyborczej jako AWS. Zapowiadaliśmy, że zlikwidujemy nierentowne kopalnie i doszliśmy w tej sprawie do porozumienia ze związkami zawodowymi. Obiecaliśmy stronie społecznej brak zwolnień grupowych, równocześnie ruszył program dobrowolnych odejść. To otworzyło drogę do likwidacji trwale nierentownych kopalń. Kluczem do sukcesu była alokacja ludzi między kopalniami. Górnicy, którzy nie widzieli przyszłości poza branżą, mogli przenieść się do sąsiedniej.
Przez cztery lata odeszło ok. 100 tys. osób, zlikwidowano 23 kopalnie.
Kopalnie zaczęły przynosić zyski. Restrukturyzację przeprowadziliśmy szybciej niż chwalona przez liberałów w Wlk. Brytanii Margaret Thatcher. Ona zwalniała ok. 15 tys. górników rocznie, a my - 30 tys. Nieskromnie powiem, że zrobiliśmy to lepiej: nie było strajków i niepokojów społecznych.
To dowodzi, że można rozmawiać ze związkowcami, jeśli po obu stronach są poważni partnerzy do rozmów. A w ostatnich kilkunastu latach odnoszę wrażenie, że to związkowcy często prezentują wyższy poziom profesjonalizmu niż kolejni przedstawiciele rządu.
Załóżmy, że dziś przeprowadza pan restrukturyzację górnictwa. Co pan robi?
Należy iść tym samym tropem, co w 1997 r. i uruchomić program dobrowolnych odejść w ramach nowej ustawy górniczej, która jest obecnie procedowana. Problem jest taki, że to, co kiedyś robiło się trzy miesiące, dziś robi się dwa lata. To skrajna nieudolność administracji państwowej. Przykładem jest powołanie Ministerstwa Przemysłu. To była decyzja polityczna, a nie merytoryczna. Decyzję o likwidacji resortu oceniam pozytywnie.
Rozumiem, że merytoryczną decyzją byłoby ograniczenie zatrudnienia w górnictwie?
I to jak najszybciej. Tym bardziej że ok. 30 proc. załogi PGG deklaruje dobrowolne odejście z pracy. W górnictwie pracuje tylko 70 tys. ludzi - to znacznie mniej niż odeszło z branży w latach 1998-2001. Obecnie dochodzi do absurdalnej sytuacji. Kopalnia Bogdanka, która ma trzykrotnie większą wydajność niż kopalnie górnośląskie, hamuje wydobycie, bo nie jest w stanie konkurować z dotowanym węglem z Górnego Śląska. To negatywne, kosztowne konsekwencje braku racjonalnej polityki wobec górnictwa.
Projekt ustawy górniczej szacuje, że do 2035 r. przeznaczymy na likwidację kopalń węgla kamiennego ponad 9 mld zł. Czy Polska będzie dosypywać co roku kolejne miliardy do górnictwa?
Jestem temu przeciwny, zwłaszcza że KE może uznać taką pomoc za nieuprawnioną. Trzeba w Brukseli przedstawić plan konsekwentnej i skutecznej restrukturyzacji i zlikwidować nierentowne kopalnie. Nie ma ekonomicznego uzasadnienia dla wydobycia węgla w nierentownych kopalniach o pogarszających się warunkach górniczo-geologicznych. W większości kopalń górnośląskich jest zagrożenie metanowe oraz przed tąpaniami. Śląskim kopalniom grozi w przyszłości nałożenie opłaty metanowej, co wyeliminuje możliwość ich funkcjonowania.
Związkowcy są temu przeciwni. W samym JSW jest ok. 70 związków zawodowych, które grożą strajkami.
To stereotyp, że nie można porozumieć się ze związkami zawodowymi. Da się wypracować kompromis, ale do tego potrzeba ludzi kompetentnych. A politycy często na tym polu przegrywają, bo traktują górników przedmiotowo. To prezydent Karol Nawrocki w kampanii wyborczej mówił, że "polski węgiel trzeba fedrować". Nie ma w tym troski o finanse państwa i trudno doszukać się szacunku do górników.
Może jest to troska, ale o głosy wyborców.
To skrajna nieodpowiedzialność i dotyczy to niestety wszystkich partii politycznych, bo w kontekście górnictwa zachowują się podobnie.
Wróćmy do JSW. Część związkowców - pomimo kiepskiej sytuacji - żąda podwyżek, opłaty "wakacyjnej" i "barbórkowego".
Od tego jest zarząd spółki i rada nadzorcza, aby nie dopuścić do zrujnowania finansów. To, że związkowcy się czegoś domagają, to nie znaczy, że spółka powinna wyrazić na to zgodę. Dlatego to nie związkowcy są winni sytuacji w JSW. Ktoś godził się przez lata na te wszystkie ustępstwa bez oglądania się na ich konsekwencje. A właśnie o konsekwencjach trzeba było mówić partnerom społecznym.
Ile osób powinno być zatrudnionych w kopalniach węgla kamiennego?
Nie podam liczb bez szczegółowej analizy każdej kopalni. Wiem, że 30 proc. górników z PGG może zgodzić się na rezygnację z pracy. Dlatego pracownicy JSW też powinni zostać objęci pakietem osłonowym umożliwiającym ich dobrowolne odejścia.
To bardzo dobra wiadomość: to może oznaczać chęć rzeczywistego działania. Nasuwa się pytanie: dlaczego wcześniej minister nie reagował? Bo przecież nie tyle opisywanie rzeczywistości, ile jej pozytywne kreowanie jest wyzwaniem dla administracji państwowej sprawującej nadzór właścicielski. Ciągłe dosypywanie pieniędzy do górnictwa niczego nie zmieni. Kolejne rządy odsuwały ten problem w nieskończoność i teraz trzeba się zmierzyć z efektami.
Wiceminister dodał, że sam fundusz płac w JSW wzrósł z 4,6 mld zł w 2021 r. do 7,4 mld zł w 2023 r. Ocenił, że jest to efekt "harców nieodpowiedzialnych ludzi".
Ktoś pozwolił na taką niekompetencję, a związkowcy to wykorzystali. JSW to strategiczna spółka i trzeba ją utrzymać. W całym górnictwie nie ma już miejsca na chocholi taniec.
Opozycja oraz część związkowców proponuje utworzenie giganta zbrojeniowo-hutniczego z udziałem JSW.
Kompletna bzdura. W ten sposób uniknie się jakiejkolwiek restrukturyzacji poprzez przerzucenie problemów spółki w koszty uzbrojenia polskiej armii. Wątpię, żeby rząd się na to zgodził. Krytycznie odnosiłem się również do pomysłu wrzucenia Huty Częstochowa do PGZ.
Dlaczego?
Huta Częstochowa nie produkuje tylko blach grubych do przemysłu zbrojeniowego. Jestem przeciwnikiem tworzenia państwowych molochów niszczących konkurencję w efekcie dominującej pozycji na rynku. Proszę spojrzeć na rynek gazu, który jest w rękach jednej firmy (w 2024 r. udział w rynku detalicznym Orlenu wyniósł 90,7 proc. - red.). Konsekwencją są najwyższe ceny gazu w Europie. Podobnie jak jedne z najwyższych na świecie cen energii elektrycznych dla przemysłu dają efekt w postaci spadku konkurencyjności naszej gospodarki. Odnoszę wrażenie, że w niektórych obszarach polskiej gospodarki wracamy do realiów PRL-u ze wszystkimi tego konsekwencjami.
W 1997 r. podczas restrukturyzacji górnicy przechodzili do innej kopalni, bo było ich więcej. Teraz będą mierzyć się z większymi zmianami: dłuższym dojazdem do pracy czy przeprowadzką. Na Górnym Śląsku dojdzie do migracji na Górnym Śląsku?
Górny Śląsk charakteryzuje się przedsiębiorczością i ludzie znajdą miejsce do pracy. O to się nie boję. Trudniej będzie w zagłębiach węgla brunatnego: w Bełchatowie i Turowie. Tam większość ludzi żyje z bezpośredniej pracy w odkrywkach czy w systemie przesyłowym.
Dlatego kluczem jest uruchomienie mechanizmów pozwalających znaleźć nowe zatrudnienie oraz podniesienie kwalifikacji.
Nieprzypadkowo mówi się o Bełchatowie w kontekście budowy elektrowni jądrowej.
Tam jest rozbudowany system wyprowadzania mocy (ponad 5GW) i wszystko funkcjonuje. Trzeba jedynie zmienić źródło wytwarzania energii elektrycznej. Nie wiem, czy budowa elektrowni jądrowej jest tam możliwa z technicznego i geologicznego punktu widzenia, ale z perspektywy społecznej i ekonomicznej byłoby to pożądane dla regionu. Mamy jednak większy problem, jest nim demografia i w konsekwencji zagrażający nam deficyt na rynku pracy. Starzejemy się, brakuje rąk do pracy, a mimo to utrzymujemy nierentowne branże. Należy z tym skończyć. Jestem przekonany, że górnicy sobie poradzą, tak jak to miało miejsce w przeszłości.
Załóżmy, że dojdzie do restrukturyzacji w JSW. W jakim miejscu spółka znajdzie się za pięć lat?
To spółka giełdowa, która wykorzysta rentę geograficzną i będzie sprzedawać węgiel do krajów UE. Zanim w hutnictwie przejdziemy na wodór, przed JSW 20 stabilnych lat. Ale tylko pod warunkiem dobrego zarządzania i odpolitycznienia. Więcej wizji, mniej pustych obietnic. Apeluję do polityków, żeby poważnie traktowali odpowiedzialność za państwo. Konieczne jest odejście od populizmu i instrumentalnego traktowania Polaków. Górnictwo odchodzi do historii i trzeba je pożegnać z honorami adekwatnymi do wkładu tej branży w rozwój polskiej gospodarki przez wiele lat oraz szacunku dla ciężko pracujących pokoleń górników.
Piotr Bera, money.pl

3 tygodni temu
20



English (US) ·
Polish (PL) ·