Lewicka: Kaczyński stosuje metodę, o której Tusk zdaje się zapominać

1 dzień temu 3
Karolina Lewicka
Karolina Lewicka o kongresach PiS i KO. Fot. naTemat.pl

PiS cieszy się obecnie poparciem w okolicach 30 proc. To mniej niż uzyskał dwa lata temu w wyborach parlamentarnych (35,38 proc.), ale te sondażowe wyniki i tak są imponujące, jeśli wziąć pod uwagę historię polityczną III RP. Reguła była bowiem do tej pory taka, że partie oddające władzę już w opozycji ledwo trzymały się na nogach. Jak to możliwe?

Daj napiwek autorowi

To kanoniczne przykłady AWS, która zniknęła, bo nie przekroczyła progu wyborczego w 2001 roku; SLD, której spadkobiercy od dwóch już dekad nie są się w stanie choćby zbliżyć do pozycji lewicy z lat świetności, czy też PO, notującej przecież przed powrotem do polskiej polityki Donalda Tuska zatrważające dla jej działaczy 11 proc. (czerwiec 2021 roku). Jakim cudem PiS uniknął podobnego losu? Otóż tutaj nie chodzi wcale o żaden cud, tylko o pracę u podstaw.

Kongres PiS, wizyty w terenie...

W swoim przemówieniu, wieńczącym programową konwencję PiS w Katowicach, Jarosław Kaczyński przede wszystkim apelował o ciężką i wytężoną pracę działaczy. "Musimy nawiązać naprawdę bardzo intensywny kontakt ze społeczeństwem" – mówił – "Mamy przed sobą objazd wszystkich powiatów. Co więcej, jeszcze bardziej ambitny objazd wszystkich gmin".

Oglądałam prezesa na antenie TV Republika, która jednocześnie informowała na pasku o powstaniu 545 klubu "Gazety Polskiej", tym razem w Brazylii. Kluby te gęstą siecią oplatają jednak przede wszystkim Polskę i są bardzo aktywne – w najbliższych dniach klub ze Środy zaprasza na protest wolnych Polaków i koncert, kluby z Aleksandrowa Łódzkiego i Radomia będą miały spotkania z Robertem Bąkiewiczem.

Czytaj także:

logo

Mariusz Błaszczak odwiedzi klub gdyński, a Bronisław Wildstein warszawski i tak dalej. Dzięki temu PiS nieustannie utrzymuje kontakt ze swoją bazą wyborczą, najbardziej aktywnymi sympatykami, którzy robią dla partii fenomenalną robotę w trakcie kadencji, pomiędzy kampaniami. Następuje korzystne dla obu stron sprzężenie zwrotne – politycy PiS mają gdzie występować, a wyborcy czują, że partia się nimi interesuje i docenia.

Warto też spojrzeć na gości, zaproszonych przez PiS do Katowic. W "wielkiej burzy mózgów" udział wzięli przedstawiciele organizacji, stowarzyszeń, fundacji i mediów powiązanych lub sympatyzujących z Nowogrodzką. To forma ich dostrzegania i dowartościowywania.

Mają czuć, że się liczą, że są ważni dla partii, że partia słucha tego, co mają do powiedzenia, że wszyscy tworzą jedno uniwersum. Tak jak spotkania z członkami klubów "GP" wzmacniają relację z najbardziej aktywnymi wyborcami, tak wydarzenia takie jak konwencja, umożliwiają dopieszczanie liderów opinii, istotnych dla prawej strony sceny politycznej. I o to w robieniu polityki chodzi.

A co w tym czasie robił Tusk?

Spójrzmy teraz na drugą stronę. W swoim exposé premier zaciągnął zobowiązanie, że "każdego miesiąca, gdzieś w Polsce, znajdę czas, aby wyspowiadać się w imieniu mojego rządu z tego, co zrobiliśmy, z tego, co się nie udało, gdzie jest kłopot – uczciwie i prawdziwie będziemy każdego miesiąca takie sprawozdawcze exposé Polakom składali".

Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Jesienią rok temu premier zapowiadał "spowiedź powszechną", czyli spotkania z kolejnymi ministrami oraz środowiskami, które są zainteresowane polityką i decyzjami danego resortu. Odbyła się tylko jedna (!) "spowiedź", z ministrem Bodnarem i stowarzyszeniami sędziowskimi. Ciąg dalszy nie nastąpił.

Organizacje pozarządowe? Tak opowiadał o tym w GW dr Jarosław Kuisz: "Przed 2023 rokiem obecni ministrowie i sekretarze stanu chodzili do think-tanków pokroju Kultury Liberalnej, by się czegoś dowiedzieć. Teraz dosłownie zatrzasnęli drzwi przed nosem społeczeństwa obywatelskiego.

W trzecim sektorze słychać, że ludzie władzy nie odbierają telefonów, nie odpowiadają na maile". Społeczeństwo obywatelskie, czyli ludzie, którzy wychodzi na ulice w obronie demokracji, często ponosząc osobisty koszt takiego zaangażowania, pozostają dla tej władzy niewidzialni.

Oczywiście, o wszystkich takich i im podobnych rządzący przypomną sobie przed wyborami. Będzie oczekiwanie, że teraz każda para rąk na pokład, "bo PiS", a na dodatek Braun i Konfederacja. I ludzie zapewne ruszą, by ratować Polskę przed populistami i faszystami. Ale jakaś część, porzucona na te cztery lata przez swoich przedstawicieli, wzruszy ramionami i ucieknie w prywatność, uda się na emigrację wewnętrzną.

To jest też inne pytanie – czy politycy chcą tworzyć z ludźmi podobnie myślącymi, przywiązanymi do podobnych wartości jakąś wspólnotę, czy postrzegają ich jako instrument do użycia, kiedy trwoga? Wtedy pojawiają się apele o wyjście ludzi na ulice i oczekiwanie, by liderzy opinii odgrywali rolę gęsi kapitolińskich.

Wydawało mi się, że Donald Tusk w kampanii 2023 roku doskonale zrozumiał znaczenie więzi między politykiem a jego wyborcami, kiedy np. patrzył na te setki tysięcy ludzi maszerujących w Warszawie, wezwanych przez niego do stolicy. Ale potem zamknął się w niedostępnym pałacu władzy. To jest dla mnie jedna z największych zagadek obecnej polityki.

Jak do tego doszło?

Czytaj także:

logo

Przeczytaj źródło