
"Jedność tak, ale bez Tuska". To kwintesencja polskiej polityki – takie wyrzucanie poza nawias narodowej wspólnoty, wzmacniane oskarżeniami o zaprzaństwo. „Jedności bez” życzy sobie prezes Kaczyński pytany o apel premiera, by chwilowo zawiesić wewnętrzną wojnę polityczną i skierować wzrok na Wschód, gdzie czai się prawdziwe niebezpieczeństwo.
Daj napiwek autorowi
Nie ma przypadku w ubiegłotygodniowych wystąpieniach szefa polskiego rządu i Radosława Sikorskiego, bo były one zaplanowane i zsynchronizowane. Podzielono też role. Minister spraw zagranicznych miał postawić sprawę jasno: albo jesteśmy z Zachodem, albo stajemy samotni i skazani na porażkę naprzeciwko rosyjskiego agresora. Trzeciej drogi nie ma.
Ponoć Sikorskim wstrząsnęła mowa Karola Nawrockiego, jaką uraczył publiczność zgromadzoną na Placu Piłsudskiego podczas obchodów Święta Niepodległości, a w której uwidoczniła się antyzachodnia obsesja PiS.
Po szefie MSZ głos zabrał Tusk, przemawiał dwukrotnie, raz na I Narodowym Kongresie Nauka dla Biznesu, potem w Sejmie, dwukrotnie proponując armistycjum. Ktoś powie – pułapka na opozycję, by – przywołana do porządku mrożącą krew w żyłach, geopolityczną wizją – usiadła cicho w ławach poselskich i nie śmiała więcej krytykować miłościwie nam panujących, bo się ją natychmiast oskarży o zdradę narodowych interesów.
Tak, coś w tym jest, wszak w polityce każdy i zawsze walczy o swoje. Ale tym razem chodzi też, jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, o przyszłość naszego kraju, a wydarzenia na świecie sprawiły, że ostatnie krzyki prezydenta szybko i brzydko się zestarzały.
Plan kapitulacji
Amerykańsko-rosyjski „plan pokojowy”, wypracowany już miesiąc temu, o którym Europa, w tym główny zainteresowany, Kijów, dowiedzieli się dzięki medialnemu śledztwu, to nic innego jak powierzenie dalszych losów państwa i narodu ukraińskiego w ręce Władimira Putina.
Jest kilka, stale się powtarzających, słów, jakimi określane jest tych dwadzieścia osiem punktów: „kapitulacja”, „hańba”, „Monachium”. Nie trzeba dodawać niczego więcej, może poza tym, że Rosja, podobnie jak w latach 30. XX wieku Hitler, otrzymuje głośny i wyraźny komunikat, po raz kolejny zresztą, że agresja się opłaca. A skoro tak, to za kilka lat po raz kolejny napadnie na Ukrainę, by zająć ją już całą, a później… No, właśnie.
Nie przyjdą po nas od razu, ale od razu wrócą do swoich żądań sprzed wojny, by pozbawić nas poczucia bezpieczeństwa.
Tak o planach Rosji cztery lata temu, w grudniu 2021 roku, mówił Wojciech Konończuk z OSW:
„Rosyjski plan maksimum sprowadza się do kompleksowego zrewidowania w stronę korzystną dla siebie status quo w Europie Wschodniej, ale zakłada także wymuszenie pewnego samoograniczania się NATO, jeśli chodzi o członków Sojuszu: Polski, państw bałtyckich, Rumunii. Rosjanie grają o bardzo wysoką stawkę”.
Nic się nie zmieniło. Rosja nazywa to „usuwaniem pierwotnych przyczyn konfliktu”. To m.in. Polska, która weszła do NATO, i na której terytorium znajdują się natowscy żołnierze i sprzęt. Tak, zdaniem Kremla, być nie powinno. Ma to być strefa buforowa. „Cieszy mnie osobista relacja z prezydentem Donaldem Trumpem” – przypomniał tymczasem w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” Karol Nawrocki, co z perspektywy kilku kolejnych dni każe zapytać prezydenta, na co się zdała Polsce ta „osobista relacja”?
"Kaczyńskiego Zachód przeraża"
Nie mam złudzeń, że zagęszczająca się atmosfera skłoni PiS (bo nad Konfederacją i Braunem nie ma się co nawet zastanawiać) do refleksji i samoograniczeń. Nowogrodzka pragnie wrócić do władzy i temu celowi podporządkowuje wszystkie działania, mające wobec rządu charakter krytyczny i agresywny. Miejsca na współpracę, choćby wyłącznie w obszarze bezpieczeństwa, w tej logice politycznej nie ma.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Po drugie, wypada zgodzić się z Donaldem Tuskiem, który w 2020 roku ocenił, że Kaczyński jest „do szpiku kości antyeuropejski w sensie kulturowym”. Tak, to reprezentant mentalności wschodniej – niedemokratycznej i wodzowskiej. PiS nigdy też nie był siłą polityczną nastawioną entuzjastycznie do UE i nie jest to kwestia ostatniej dekady, ich rządów i presji ze strony Brukseli, przeciwstawiającej się niszczeniu podstaw państwa prawa. To tylko pogłębiło istniejącą i żywą niechęć do Wspólnoty, która śmiała hamować zapędy prezesa, by urządzić sobie Polskę pod siebie i po swojemu.
Po trzecie, PiS w wojnę z Rosją nie wierzy, a nawet jeśli, to termin potencjalnej agresji wydaje się zbyt odległy, by teraz poświęcać temu uwagę.
Po czwarte, za wiele zainwestowano w opowieść o złym Zachodzie, by nagle móc szybko przestawić wektory.
Po piąte, PiS dumnie kontynuuje polskie tradycje wewnętrznego konfliktu, prowadzonego aż do utraty tchu i po kres polskiej państwowości.
Warto przystąpić do studiowania okresów poprzedzających upadek Polski w wieku XVIII i XX, by wiedzieć, co nas czeka ze strony tak zwanych sił narodowych, godnościowo napuszonych, mających kompleks Zachodu, połączony z arogancją i niechęcią do nowoczesności.
Jadwiga Staniszkis, w pewnym momencie także zachwycona prezesem PiS, odczytała jednak tę osobowość trafnie, mówiąc, że „Kaczyńskiego Zachód przeraża. Dlatego chce przestawić wajchę z Zachodu na Wschód”. Sama prawda, przy Nowogrodzkiej bez zmian.
Czytaj także:

3 tygodni temu
14





English (US) ·
Polish (PL) ·