Spotkanie z Islandią miało zdecydowanie mniejszy ciężar niż poprzednie ze Słowenią (105:95) i Izraelem (66:64). Niedzielny rywal jeszcze nigdy nie wygrał meczu na EuroBaskecie i postawił Polakom niższe wymagania niż wcześniejsi rywale - przez większość meczu Biało-Czerwoni mieli bezpieczne prowadzenie, więcej niż zwykle grali rezerwowi. W końcówce Islandczycy napędzili nam stracha, w ostatnich minutach objęli prowadzenie 73:70, ale koszykarze Igora Milicicia wyszli z tarapatów dzięki trafieniom Kamila Łączyńskiego i Dominika Olejniczaka. Zaliczyli zryw 14:2 i ostatecznie wygrali 84:75.
Zobacz wideo Gortat wraca do pamiętnego meczu przeciwko LeBronowi. "Zamknij się człowieku, idź sobie ryczeć"
Jordan Loyd, który był bohaterem wcześniejszych meczów – zdobył w nich odpowiednio 32 i 27 punktów – tym razem był tylko trochę mniej skuteczny. Zakończył spotkanie z 26 punktami na koncie, trafił 13 z 14 wolnych.
Z trybun, siedząc w trzecim rzędzie tuż za ławką rezerwowych, mecz obserwowali bliscy Loyda – żona i dwuletnia córeczka, a także ojciec. - To wspaniała sprawa, że Jordan może grać i rywalizować na tym poziomie z reprezentacją Polski – powiedział Sport.pl Kenny Loyd. - Bardzo podoba mi się aktywność całej drużyny, zawodników i trenerów, a także kibiców. A poza tym Polska jest świetnym miejscem do odwiedzenia. Jesteśmy tu pierwszy raz i bardzo dobrze się bawimy.
- Cieszę się, że Jordan prezentuje swoje umiejętności, to pozytywna rzecz. Czujemy się wręcz pobłogosławieni, że mamy na to szansę. Ale muszę podkreślić, że Jordan ma w zespole doskonałe towarzystwo, świetnych graczy. Kapitan Ponitka, wszyscy ludzie dookoła niego, a także trenerzy. Mam nadzieję, że drużyna wciąż będzie grała dobrze – dodał Loyd senior, który mecz oglądał spokojnie i w skupieniu. Nawet w momencie, w którym cały Spodek skandował w kierunku jego syna "MVP! MVP!"
Konsternacja na ławce rezerwowych - gdzie jest moja koszulka?
W pierwszej połowie w polskim zespole było zbyt dużo chaosu, akcje się nie zazębiały, zdarzały się proste straty. Do niespotykanej sytuacji doszło w 7. minucie meczu – tym razem na ławce rezerwowych. Trener Igor Milicić zarządził zmianę, wezwał do wejścia na boisko Przemysława Żołnierewicza. 29-letni skrzydłowy usiadł na miejscu, w którym czekają rezerwowi, a kiedy miało dojść do zmiany, zdjął czerwoną koszulkę na rozgrzewkę i zdziwił się, że pod spodem na tylko tzw. tank top. Żołnierewicz bezradnie rozłożył ręce, Milicić mocno się zdenerwował, do zmiany nie doszło.
Jeden z członków sztabu sprintem pobiegł do szatni po koszulkę Żołnierewicza i ten na parkiet wszedł dopiero trzy minuty później niż planowano. W ostatniej sekundzie pierwszej kwarty zdobył punkt z rzutu wolnego, który ustaliły wynik po 10 minutach na 19:16.
Mateusz Ponitka w pogoni za Luką Donciciem
Loyd zdobywał punkty, a tradycyjnie tuż obok niego brylował Mateusz Ponitka. Kapitan reprezentacji, który rozgrywa świetny EuroBasket, był wszędzie. Zdobywał punkty, zbierał, podawał. W połowie trzeciej kwarty miał na koncie 14 punktów, siedem zbiórek i pięć asyst, i można było się zastanawiać, czy zdoła osiągnąć przeciwko Islandii triple-double, czyli dwucyfrowe osiągnięcia w trzech statystykach.
Kilka godzin wcześniej w Katowicach dokonał tego Luka Doncić. Znakomity Słoweniec poprowadził swój zespół do zwycięstwa 86:69 z Belgią, zaliczając 26 punktów, 10 zbiórek i 11 asyst. Ponitka przeciwko Islandii dwoił się i troił, zasłużył na oklaski, choć do triple-double ostatecznie trochę mu zabrakło - uzyskał 18 punktów, osiem zbiórek i osiem asyst. Znów był liderem.
Pochwały dla debiutanta za faul i krótkie 45 sekund
Największe problemy w pierwszej połowie Polakom sprawiał Tryggvi Hlinason. Mierzący 216 cm wzrostu środkowy jest silny, twardy i nawet, jeśli gra w nieco kanciasty sposób, to bywa niesamowicie skuteczny. I tak było w niedzielę – Hlinason już w pierwszej połowie miał na koncie 13 punktów, trafił wszystkie pięć rzutów z gry. Nasi środkowi – Aleksander Balcerowski i Dominik Olejniczak – we dwóch zdobyli do przerwy o jeden punkt mniej.
Dlatego Milicić w pewnym momencie zdecydował się na wprowadzenie na parkiet debiutującego w tym sezonie w reprezentacji Szymona Zapałę. 24-letni gracz pojawił się na parkiecie już w drugiej kwarcie i spędził na boisku dokładnie 45 sekund. W tym czasie koszykarz zdążył sfaulować Hlinasona i po tej akcji Milicić zdjął go z boiska. Ale kiedy Islandczyk spudłował pierwszy rzut wolny, selekcjoner podszedł do siedzącego na ławce Zapały i zaciśniętą pięścią pokazał mu, że to była dobra decyzja, dobry faul. A gdy Hlinason zepsuł także drugą próbę, po plecach poklepał Zapałę Kamil Łączyński. Tymczasem Islandczyk od tego momentu jakby się zablokował - dorzucił już tylko osiem punktów, skończył mecz z 21 na koncie.
Izraelska niespodzianka - może być ciasno
Poniedziałek w Katowicach jest dniem wolnym od meczu, drużyny wrócą na parkiet we wtorek. Biało-Czerwoni zagrają z Francją, która uważana była za zdecydowanego faworyta grupy, ale w niedzielę, po bardzo słabej końcówce, uległa 69:82 Izraelowi. I gdyby przyjąć, że w dwóch ostatnich kolejkach zwycięstwa będą odnosić faworyci, to sytuacja na koniec fazy grupowej może się skomplikować.
Jeśli Francuzi pokonają Polaków i Islandię, Biało-Czerwoni po porażce z Francją zwyciężą Belgię, a Izrael wygra i z Belgią, i ze Słowenią, to na koniec trzy drużyny – Francja, Izrael i Polska – będą miały bilanse 4-1 w grupie i identyczne 1-1 w bezpośrednich spotkaniach między sobą. Wtedy o kolejności będą decydować małe punkty, a te – póki co – najlepsze ma Izrael (+11). U Polaków jest to +2, a u Francji -13, ale te zespoły zagrają między sobą. Ale to tylko teoria i projektowanie sportowej rzeczywistości, które bywa złudne. By uciąć te matematyczne wyliczenia, najlepiej więc pokonać we wtorek Francuzów i zapewnić sobie pierwsze miejsce w grupie.