Ktoś puścił plotkę i 150 ton ziemniaków zniknęło w jeden weekend. Właściciel: To była kradzież, nie rozdawnictwo!

3 tygodni temu 21

Data utworzenia: 13 października 2025, 13:05.

W sobotę 11 października mieszkańcy Dąbrowicy na Podkarpaciu przeżyli coś w rodzaju warzywnego cudu: na polu przy drodze, nieopodal dawnej gorzelni, pojawiła się góra ziemniaków. Aż 150 ton! W mediach społecznościowych natychmiast ruszyła pantoflowa burza: "Bierzcie, ludzie, za darmo!". No to brali — z przyczepkami, taczkami, siatkami po cebuli, a czasem tylko z nadzieją, że w końcu coś naprawdę jest za darmo. Nikt nie pytał, bo wszyscy "wiedzieli". Sprawę szybko podchwyciły lokalne media, a dla "Faktu" komentował ją sam sołtys wsi, który — nieświadomy jeszcze skali pomyłki — przypuszczał, że może ktoś po prostu nie wytrzymał presji cenowej i oddaje towar ludziom. Problem w tym, że nikt niczego nie rozdawał.

Piotra Gryty na tle pola. Ze 150 ton ziemniaków nie ma nic. Foto: Archiwum prywatne / LASKAR-MEDIA

Dopiero w poniedziałek 13 października na miejsce przyjechał Piotr Gryta, współwłaściciel lokalnej gorzelni, która mieści się kilkaset metrów od pola. Jak tłumaczy, towar był jego. Legalnie zakupiony od rolników, 6 tirów, w sumie 150 ton ziemniaków, które miały trafić do dalszego przerobu. — Towar kupiliśmy w czwartek. W piątek za niego zapłaciliśmy. Przyjechał tego dnia i zrzuciliśmy go na pole, bo nie było gdzie trzymać. Produkcja miała ruszyć dopiero za kilkanaście dni. W weekend nie byłem w pracy. A kiedy dowiedziałem się, co się stało… już nie było czego zbierać — mówi "Faktowi" rozżalony właściciel.

Podkreśla: to nie był żaden społeczny gest. — To nie było rozdawnictwo. To była zwyczajna kradzież — dodaje.

Dziadek, który potrzebował — i sąsiad, który oddał

W trakcie naszej wizyty na miejscu podjechał też jeden z lokalnych gospodarzy. W bagażniku miał dwa worki ziemniaków. Przyznał, że wziął je w dobrej wierze — Wszyscy mówili, że za darmo. Jak tłumaczy, nie dla siebie: "Ja mam swoje, ze trzy tony. Ale pomagam takiemu emerytowi, starszemu dziadkowi. Dla niego wziąłem". I dodaje, że skoro sprawa się wyjaśniła, to oddaje — bez dyskusji.

Pan Gryta nie miał do niego pretensji. — "Dwa worki to nic. Gorzej, że były przypadki, gdzie zabierano całe przyczepy. A to już nie jest przypadek, tylko sposób" — mówi z goryczą.

Zobacz też: Byliśmy ziemniaczaną potęgą. Ma setki hektarów i mówi: biją nas na głowę

Zostały tylko rozjechane resztki

Na miejscu — pusto. Po ziemniaczanym eldorado nie zostało niemal nic. Tylko kilka zgniłych kartofli i ślady po kołach. A przecież wszystko zaczęło się od niewinnej plotki. Jakiej? Że ziemniaki "ktoś wysypał, bo nie miał co z nimi zrobić". Brzmiało wiarygodnie. W końcu w ostatnich miesiącach głośno było o podobnych przypadkach: papryka rozdawana za darmo, kapusta zostawiana na polach, bo skupy oferują grosze.

— Być może na tej fali ktoś po prostu uznał, że skoro leży, to nikt nie chce. A ludzie, jak to ludzie… zaczęli brać — przyznają mieszkańcy wsi.

"Mam telefon od 25 lat. Nikt nie zadzwonił"

W całej sprawie najbardziej uderza to, że nikt nie zapytał. — "Mam publiczny numer, wisi na bramie gorzelni. A ja działam przecież tu od 25 lat i wszyscy mnie znają. Telefon dzwoni dzisiaj non stop, a w weekend? Nikt. Żadnego sygnału. Po prostu ruszyła fala i tyle" — mówi Gryta.

Zapowiada, że nie szuka skandalu, ale sprawy nie zamierza zostawić. — Jeśli ktoś wziął ziemniaki, niech się zgłosi i odda. W przeciwnym razie będzie to musiało zostać zgłoszone do prokuratury. To był mój towar. Legalny, zapłacony. To, co się wydarzyło, jest po prostu nie do uwierzenia.

Na koniec cytuje swojego dziadka: — Jak coś jest za darmo, to nikt nie szanuje. A jak czegoś jest za dużo, to znaczy, że ma zginąć.

No cóż. W tym przypadku zginęło 150 ton.

Zobacz też: Krzyk rozpaczy pracowników hut. Tani surowiec zalewa Polskę

/11

Archiwum prywatne / LASKAR-MEDIA

Piotra Gryty na tle pola. Ze 150 ton ziemniaków nie ma nic.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Pole w Dąbrowicy po weekendowej „akcji”.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Piotr Gryta przed gorzelnią.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Piotr Gryta w drodze na pole w Dąbrowicy.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Mieszkaniec oddaje ziemniaki, które zabrał.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Wejście na teren gorzelni.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Po ziemniakach zostały tylko ślady i resztki.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Ziemniaki porzucone i rozjechane na polu.

/11

- / LASKAR-MEDIA

Plac gospodarczy, gdzie miały trafić ziemniaki.

/11

- / Archiwum prywatne

150 ton ziemniaków tuż po rozładunku.

/11

- / Archiwum prywatne

Widok z pola, zanim wszystko zniknęło.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.

Newsletter

Najlepsze teksty z Faktu! Bądź na bieżąco z informacjami ze świata i Polski

Zapisz się

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas!

Napisz list do redakcji

Przeczytaj źródło