Ks. Kobyliński grzmi ws. spotkań opłatkowych w parlamencie. „Należy je zawiesić. To wręcz świętokradztwo”

14 godziny temu 7

– To wręcz świętokradztwo – mówi w wywiadzie dla „Wprost” ks. prof. Andrzej Kobyliński, odnosząc się do opłatkowych spotkań w parlamencie, które stanowią krótki przerywnik w brutalnej wojnie polsko-polskiej. – To jest gorszące, ponieważ pokazuje chorą i szkodliwą wizję religii, odartą z moralności – dodaje. Filozof prowokuje także, mówiąc, że jeżeli chcemy w wymiarze religijnym ocalić Święta Bożego Narodzenia, „to musimy zmienić datę ich obchodzenia”.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Zacznijmy przekornie, jeśli chodzi o rozmowę świąteczną. Czy Polak Polaka, jeśli tylko by mógł, utopiłby w łyżce wody?

Ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki UKSW w Warszawie: Niestety, jest dużo prawdy w tych smutnych i brutalnych słowach. Aktualne podziały w polskim społeczeństwie są bardzo ostre. Widać to w mediach czy w świecie polityki, ale także wśród naszych znajomych i sąsiadów.

Jesteśmy podzieleni na dwa wrogie plemiona, które nienawidzą siebie nawzajem. W ciągu ostatnich trzech dekad nastąpiły w naszym kraju głębokie zmiany społeczno-ekonomiczne, które znacząco pogorszyły jakość relacji międzyludzkich, a nawet zerwały poczucie więzi narodowej.

Jeszcze w latach 70. czy 80. XX wieku mieszkańcy wsi czy małych miast dobrze się znali, pomagali sobie wzajemnie. Podobnie, chociaż w mniejszym stopniu, było również w miastach. A teraz? Dość często nie znamy swojego najbliższego sąsiada, a jeśli nawet wiemy, kim on jest, to raczej z nim nie rozmawiamy. Obecnie poważnym wyzwaniem są nie tylko przejawy zawiści czy zazdrości, ale jeszcze większy problem stanowi to, że doszło do głębokiej atomizacji społecznej, czyli zobojętnienia i braku wrażliwości na człowieka, który żyje tuż obok.

Ale jednocześnie są też przykłady, kiedy dochodzi do wielkich zrywów społecznych. Tak było, kiedy Polacy rzucili się na pomoc Ukraińcom, którzy uciekali przed wojną. Tak było też w 2024 r., kiedy przez południową część Polski przeszła powódź. Wtedy solidarność było widać gołym okiem.

Owszem, ciągle drga w naszych słowiańskich duszach struna dobroci i wrażliwości. Czasami prowadzi ona wręcz do pospolitego ruszenia, szlachetności na masową skalę, ale potrzebujemy też bohaterów dnia codziennego, a ich jest za mało.

Bo trzeba reagować nie tylko w przypadku wielkich katastrof czy tragedii, ale również w sytuacji indywidualnych dramatów, które rozgrywają się tu i teraz, obok nas. Dzisiaj wiele mówi się o kapitale społecznym. Niestety, w dużej mierze nie jest on przekuwany w bezinteresowną pomoc, w wolontariat. A nastawienie na siebie, na własne „ja” jest szczególnie widoczne wśród młodego pokolenia.

Można posłużyć się wytrychem i powiedzieć: czasy się zmieniły.

Owszem, zmieniły się, to fakt. Można wskazać dwie główne przyczyny tej zmiany. Pierwsza to bardzo szybkie bogacenie się naszego społeczeństwa, co w sposób oczywisty przełożyło się na znaczący wzrost poziomu konsumpcji i dobrobytu. Jest to oczywiście zjawisko pozytywne, ale nie można zapominać o tym, że może stanowić też duże zagrożenie, gdy chodzi o relacje międzyludzkie i postawy etyczne.

W tym kontekście pojawia się bardzo ważne pytanie o to, jak dzisiaj wychowywać dzieci i młodzież, żeby mądrze korzystały z dobrodziejstw współczesności, a jednocześnie umiały przezwyciężać własny egoizm i realizowały postawy prospołeczne. Bo gdy zabraknie odpowiedniego przygotowania, to będą – niestety – zwyciężały zachowania roszczeniowe i egoistyczne.

A druga przyczyna?

Jest nią głębokie skłócenie naszego społeczeństwa, realny podział na plemiona, bardzo poważny konflikt kulturowy, który można nazwać prawdziwą wojną polsko-polską. W takim klimacie trudno kształtować młode pokolenie, które może być karmione nawet najbardziej wzniosłymi wartościami, ale jednocześnie będzie zauważało w nich fałsz, bo nie współgrają one z obecnym kształtem życia społecznego. Ta wojna polsko-polska nie zaczęła się jednak samoistnie.
Przeczytaj źródło