Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Od 5 czerwca Diora Świdnica znajduje się w procesie o stan upadłości. Obecnie zakładem, który powstał w 1945 r. w ramach Dolnośląskich Fabryk Mebli, zarządza syndyk. I wręczył wypowiedzenia wszystkim pracownikom.
- Syndyk prawdopodobnie obawiał się, że ludzie w poniedziałek uciekną przed nim, żeby nie dał im wypowiedzeń, więc zrobił to z zaskoczenia w czwartek. Wypowiedzenia dostali wszyscy bez wyjątku, ok. 115 osób - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Maciej Rojek, prezes Diory.
Kłopoty kultowej marki
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także:
Co Sławosz Uznański-Wiśniewski będzie robił na ISS?
- Złożenie wniosku o upadłość było niełatwą decyzją i długo się wahałem. Musiałem ją podjąć, bo nie widziałem ze strony właściciela chęci dalszego prowadzenia tej działalności. Dzisiaj spółka na swoich kontach ma ponad 2 mln zł. Sądzę też, że wszelkie zobowiązania wobec pracowników zostaną zaspokojone. Diora nie posiada większych zobowiązań wobec kontrahentów, jednak musimy uregulować rachunki z ZUS-em. Nie jest to dramatyczna sytuacja, raczej trudna, ale nie byłem w stanie sobie z tym poradzić bez udziału właściciela - tłumaczył 24 czerwca prezes Rojek w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
Obecny szef Diory stery w firmie przejął w 2019 r. Jak mówił, "było spokojnie" do 2022 r. Spółka notowała niewielki zysk, nie generowała strat. Diora przeszła na produkcję własnych obudów OEM-owych do sprzętów audio i nagłośnieniowych. "OEM-owe, czyli takie, które trafiają do innych firm i są przez nie wykorzystywane jako elementy ich własnych produktów" - pisała "Gazeta Wrocławska". Po wybuchu wojny w Ukrainie firma straciła połowę zamówień.
Podkreśla też, że "nie zrobił wywrotki przed wyborami prezydenckimi oraz w czasie kampanii wyborczej, żeby Diory nikt nie potraktował politycznie".
Szansa na ratunek?
Prezes dodaje, że przejęciem zakładu zainteresowane są trzy podmioty - dwa zagraniczne oraz jeden polski. W przypadku tego ostatniego rozmowy mają być najbardziej zaawansowane.
Jego zdaniem ARP zadecydowała pod koniec lata w 2024 r., żeby doprowadzić do kontrolowanej likwidacji spółki. "Dostali na to prawdopodobnie pozwolenie z Ministerstwa Aktywów Państwowych. Ostatecznie jednak pismo o tym, że Diora zostanie zlikwidowana, przysłano mi dopiero w maju, czyli ponad miesiąc temu. Kondycja finansowa nie pozwalała już dłużej czekać i ja – jako zarząd - w świetle przepisów o spółkach prawa handlowego, musiałem zawiadomić sąd o upadłości, było to 5 czerwca" - czytamy w wypowiedzi prezesa Diory dla "GWr".
Poseł Robert Jagła z Platformy Obywatelskiej, który monitoruje sytuację Diory, zapowiada, że kwestia sprzedaży zakładu nadal leży na stole. Skrytykował też prezesa Rojka.
- Sytuacja Diory jest generalnie zła. Prezes miał jednak trzy lata, żeby to zrobić (poprawić sytuację spółki - przyp. red.). Wyczerpały się środki z ARP i prezes ogłosił upadłość, co jest przykre. Trwały i cały czas toczą się rozmowy z ARP, przedstawicielem załogi i związkami zawodowymi dotyczące sprzedaży. Był nawet inwestor gotów kupić zakład, ale zdziwił się, że ogłoszono upadłość, a sąd w ciągu dwóch tygodni podjął decyzję. Zapewniam jednak, że szukamy rozwiązań, być może Diora zostanie sprzedana - tłumaczy nam Jagła.
Zarzuty o braku kontaktu ze strony ARP odrzuca też sama Agencja. - ARP S.A. zawsze z najwyższą starannością i zaangażowaniem podchodziła do kwestii związanych z zapewnieniem stabilności funkcjonowania spółki Diora-Świdnica. Agencja aktywnie uczestniczyła w procesie wsparcia spółki, w tym w pozyskaniu środków finansowych gwarantujących jej płynność oraz umożliwiających realizację kluczowych inicjatyw inwestycyjnych - przekazuje Katarzyna Frendl, rzeczniczka prasowa ARP.
Produkcji już nie ma
Obecnie produkcja w zakładzie Diory jest wygaszona i trwa inwentaryzacja. - Nic się nie dzieje, chociaż mamy zamówienia na kilka milionów złotych - zaznacza Rojek.
Wolumen sprzedaży w Diorze sięgał 10 mln egzemplarzy rocznie. Jednak to było za mało. Prezes Rojek wyjaśnia, że "do spięcia się budżetu" firma powinna sprzedawać 20-22 mln produktów. Najdroższy zestaw w ofercie - "Perun" - kosztuje ok. 280 tys. zł. Jednak flagowym produktem marki są kolumny Polaris, których najdroższa sklepowa wersja to koszt ok. 10 tys. zł. Są też tańsze.
- Polaris w wersji budżetowej schodził na pniu. Wszystko jest gotowe do dalszej produkcji i sprzedaży. Wierzę w tę markę i w to, co robiliśmy. Jest szansa na ratunek, ale trzeba się spieszyć, bo pracownicy nie będą czekać na rozwój wydarzeń, muszą z czegoś żyć - ocenia Rojek. W Diorze zatrudnieni są głównie ludzie w średnim wieku. W zakładzie nie brakowało pracowników z 20- 30-letnim stażem.
ARP zapewnia nas, że będzie wspierać pracowników w znalezieniu nowej pracy w regionie, gdyby nie doszło do finalizacji transakcji z żadnym potencjalnym inwestorem.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl