Michał bierze duży koszyk i wyciąga z kieszeni telefon. W notatkach ma rozpisaną listę zakupów – mają wystarczyć na przygotowanie posiłków przez kilka najbliższych dni. Pierwsza na liście jest marchew, więc idziemy do stoiska z warzywami.
– Kiedyś bez listy chodziłem. Brałem, co mi wpadło w oko i na co akurat miałem ochotę. Tylko potem sporo rzeczy trafiało do śmieci, bo nie byłem w stanie nic sensownego z tego ugotować albo brałem za dużo – mówi.
Wielokrotnie powtarzał sobie, że koniec z tym marnowaniem. I że czas na poważnie wziąć się do robienia zdrowych posiłków, bo nigdy nie schudnie, jeśli będzie kończył dzień z pizzą i serialem. Czasem udawało się przez tydzień czy dwa trwać w tym postanowieniu, ale potem wracał na stare tory. Tym, co w końcu zmusiło go do trwałej zmiany, były rosnące ceny żywności. Zarabia niewiele więcej niż w pandemii, a koszty życia poszybowały.