Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Tak dynamiczny wzrost pokazuje wyraźnie: coraz więcej przedstawicieli klasy średniej wpada w wyższą, 32-proc. stawkę podatkową. I coraz boleśniej to odczuwa.
Kluczowy problem polega na tym, że choć wynagrodzenia w Polsce systematycznie rosną, napędzane inflacją i presją płacową, próg podatkowy pozostaje zamrożony od 2022 r. na poziomie 120 tys. zł. W praktyce oznacza to, że coraz więcej osób z klasy średniej – pracowników o średnich i nieco wyższych zarobkach – przekracza ten próg, mimo że ich realna siła nabywcza wcale się nie zwiększa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak Izraela. "To rokuje bardzo źle"
Warto przypomnieć, że przekroczenie drugiego progu następuje dziś już przy wynagrodzeniu ok. 11,9 tys. zł brutto miesięcznie, czyli ok. 8,4 tys. zł "na rękę". Dla wielu specjalistów, menedżerów czy wysoko wykwalifikowanych pracowników to standardowy poziom wynagrodzenia, a nie "bogactwo".
Rząd nie przewiduje zmian
Mimo rosnącej liczby osób wpadających w drugi próg, rząd nie planuje jego waloryzacji nawet o wskaźnik inflacji. Jak wyjaśniał niedawno wiceminister finansów Jarosław Neneman, podniesienie progu do 126 tys. zł w 2025 r. kosztowałoby budżet państwa 2,8 mld zł. A że Polska została objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu (deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł w 2023 r. aż 5,1 proc. PKB), każde potencjalne zmniejszenie wpływów budżetowych traktowane jest z dużą ostrożnością.
Ministerstwo Finansów uspokajało, że rzeczywiste obciążenie podatkowe jest niższe niż nominalne stawki: według danych za 2023 r., w pierwszym przedziale wyniosło ono średnio 4,54 proc., a w drugim – 15,97 proc. To efekt działania kwoty wolnej od podatku, ulg i odliczeń. Stawką 32 proc. opodatkowana jest jedynie nadwyżka powyżej 120 tys. zł. W dodatku mówimy tu o podstawie opodatkowania, a więc kwocie pomniejszonej o zryczałtowane koszty uzyskania przychodów i składki ZUS.
Jednak dla przeciętnego podatnika to niewielkie pocieszenie – przekroczenie progu 120 tys. zł oznacza dla wielu realnie odczuwalny wzrost obciążeń. Tym bardziej że różnica między stawką 12 proc. a 32 proc. jest bardzo wyraźna. To właśnie ten skok często motywuje osoby o wyższych dochodach do poszukiwania sposobów "ucieczki" ze skali podatkowej. W tym np. zakładania jednoosobowych działalności gospodarczych, gdzie dzięki ryczałtowi czy liniowemu PIT można znacząco obniżyć efektywne opodatkowanie.
Polityczne argumenty kontra rzeczywistość
Ministerstwo Finansów tłumaczy też, że podniesienie progu dochodowego byłoby korzystne tylko dla nielicznej, zamożniejszej grupy podatników – i jako takie mogłoby być uznane za sprzeczne z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości podatkowej.
Tymczasem dane z rozliczeń PIT mówią co innego: choć tylko ponad 5 proc. podatników w 2023 r. przekroczyło próg 120 tys. zł, to właśnie ta grupa zapłaciła aż 44 proc. całego podatku PIT naliczanego według skali – w sumie 39,3 mld zł. Trudno więc mówić o "nielicznej i uprzywilejowanej" grupie, skoro ponosi tak ogromną część obciążeń. Za rok 2024 r. nie ma jeszcze szczegółowych danych, ile podatku wpłacili ci, którzy przekroczyli próg, ale wzrost ich liczby o 700 tys. wskazuje, że będą to istotne wartości.
Klasa średnia na rozdrożu
Rosnące dochody i inflacja sprawiają, że coraz więcej osób aspirujących do klasy średniej wpada w drugi próg podatkowy, mimo że ich realny poziom życia niekoniecznie się poprawia. Jednocześnie rząd nie planuje waloryzacji progów podatkowych ani reformy systemu, która mogłaby złagodzić szok wynikający z nagłego przejścia z 12 proc. na 32 proc. stawkę.
W efekcie wielu specjalistów, menedżerów i pracowników średniego szczebla ma dziś poczucie, że system ich karze za zawodowy rozwój i awans. I coraz częściej szuka sposobów, by ominąć sztywną skalę – najczęściej przez samozatrudnienie.
Tymczasem klasyczna klasa średnia, która stanowi fundament stabilności społecznej i gospodarczej każdego rozwiniętego kraju, zaczyna odczuwać coraz silniejszy fiskalny nacisk. A to może mieć poważne konsekwencje nie tylko dla domowych budżetów, ale też dla kondycji całej gospodarki.
Małgorzata Samborska, doradca podatkowy