Kilka słów o upadku ks. Dominika Chmielewskiego

3 dni temu 6

Trochę smutno patrzyć na to, co dzieje się po publikacji tekstu „Gazety Wyborczej”, w którym napisano, że znany salezjanin ks. Dominik Chmielewski złamał celibat.

Po tekście pojawiło się oświadczenie Zgromadzenia Salezjanów, w którym potwierdza się „naruszenie norm moralnych oraz zasady życia zakonnego” przez kaznodzieję. Od tego momentu w polskim Internecie, szczególnie związanym z tzw. „Kościołem otwartym”, trwa rodzaj euforii z powodu upadku kapłana.

Kampania przeciwko księdzu

Można by pomyśleć o słynnym niemieckim słowie „schadenfreude”, opisującym radość, jaką odczuwają złośliwi i zazdrośni ludzie na widok porażki swojego bliźniego. Z drugiej strony, być może to słowo byłoby w tym przypadku przesadą, ponieważ ci, którzy teraz cieszą się z upadku ks. Chmielewskiego, nigdy nie postrzegali salezjanina jako osoby bliskiej albo nawet brata w Chrystusie.

Wręcz przeciwnie.

Dla większości z nich był on prawdziwym wrogiem, który swoją duchowością i duszpasterstwem, jak twierdzili, szkodził Kościołowi katolickiemu. Większość z nich uczestniczyła nieco ponad dwa lata temu w prawdziwej kampanii medialnej przeciwko niemu, która zakończyła się usunięciem go ze stanowiska przywódcy wspólnoty Wojowników Maryi, którą sam założył.

Teraz ci sami ludzie chełpią się tym, co się stało, zachowując się tak, jakby nic nie było ważniejsze niż potwierdzenia ich poglądów i idei teologicznych. Swój egoizm i samouwielbienie, jak zawsze maskują troską o Kościół i o kobietę, którą, jak ona twierdzi, uwiódł ojciec Chmielewski.

Jak już napisałem, przykro patrzeć na to jak tacy ludzie pewną sytuację, która jest trudna nie tylko dla tej kobiety i księdza, ale i dla całego Kościoła, wykorzystują do autopromocji i egoistycznego udowodnienia własnej moralnej wyższości. Naprawdę, nikt nie może zrobić tak dużo zła Kościołowi jak ci, którzy pełnią w jego szeregach rolę współczesnych faryzeuszy.

Kontynuacja agend

Ich narracja o bolesnym upadku salezjanina idzie w dwóch kierunkach.

Podkreślam, że oba według mnie, nie są próbą autentycznego wyjaśnienia tego, co się wydarzyło, ani zmagania się z negatywnymi konsekwencjami, ale kontynuacją teologicznych i politycznych agend krytyków ks. Chmielewskiego. Agend, które były aktywne także przed artykułem „Gazety Wyborczej”.

Przede wszystkim wielu próbuje dowodzić, że to, co się stało jest logiczną konsekwencją duchowości o. Chmielewskiego. Twierdzi się, że w jego teologii można było dostrzec pewne treści, które wcześniej były obarczone zarzutem „erotyzmu”, na przykład w niezdrowej relacji z Maryją. Co więcej, twierdzą, że problem nie leży tylko w ks. Chmielewskim, ale w katolickiej doktrynie seksualności, która ze swoim „zacofaniem” doprowadziła do jej tłumienia. Oczywiście, celibat też jest problemem.

Twierdzi się, że Chmielewski jest typowym przypadkiem duchownego, który wykorzystał swoją pozycję do seksualnego wykorzystania wierzącej kobiety. Twierdzi się tak, choć wciąż nie ma na to jasnych dowodów i salezjanie zaprzeczyli temu w swoim oświadczeniu.

Drugi kierunek jest jeszcze bardziej przewidywalny. Choć wszystkie okoliczności sprawy wciąż dalekie są od wyjaśnienia, krytycy twierdzą, że można już mówić o „systemie” kościelnym, który chronił Chmielewskiego. Fakt, że to salezjanin zgłosił swoje odejście od celibatu przełożonym, zanim kobieta zgłosiła sprawę do prasy, jest całkowicie pomijany. Należy podkreślić, że jedna rzecz jest tu niezwykle istotna. Tekst „GW” twierdzi, że to nie pierwszy przypadek złamania celibatu przez Chmielewskiego i że potwierdzili to salezjanie. Oświadczenie salezjanów w ogóle nie wspomina o wcześniejszych przypadkach. Wiele bowiem zależy od tego, czy do nich doszło, czy nie. Możliwe, że potwierdzi się, iż salezjanie zareagowali wolniej niż było to konieczne, nie wiem. Jednak tylko osoba o bardzo złych intencjach może już teraz dostrzec w całej sprawie przykład „systemu” chroniącego księży, którzy dopuścili się czynu zabronionego.

Publicyści i katoliccy intelektualiści, którzy w ciągu kilku lat zmienili swoje poglądy o 180 stopni właśnie z powodu pieniędzy i pozycji w establishmencie liberalnym, twierdzą bez żadnych dowodów, że salezjanie chronili swoją „złotą kurę”, to znaczy ks. Chmielewskiego, który, jak wszyscy dobrze wiemy, był bardzo popularny. Straszny cynizm.

Wojownicy odpowiedzią na kryzys

Kilka lat temu napisałem tekst w obronie ks. Chmielewskiego. Dziś, po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie zmieniłbym w nim ani jednego słowa. Dziś, tak jak wtedy, myślę, że głównym powodem ataków na niego jest to, że stanowczo bronił katolickiej doktryny grzechu.

— W obronie ks. Dominika Chmielewskiego. Komu przeszkadza jasna mowa o grzechu i jego konsekwencjach?

Tak, jest trudno patrzyć na sytuację, w której ksiądz przestaje żyć we własnym życiu tymi zasadami, które broni z ambony. Ale to nie mówi nic o tych zasadach, a jedynie o słabości każdego z nas. Słabości, która zawsze nam towarzyszy i której nie możemy przezwyciężyć bez łaski Ducha Świętego.

Nie wiem, co dalej będzie z Chmielewskim. Wiem na pewno, że nie jest mu łatwo. Tak samo jak wiem, że w ostatnich latach był atakowany za swoją działalność bez żadnego konkretnego powodu. Rozmawiałem z teologami, którzy mówili mi, że wcześniejsze zarzuty Episkopatu wobec Chmielewskiego były niesłuszne i przesadzone. Czy te niesprawiedliwe osądy, które znosił, wpłynęły na jego psychikę i osłabiły go duchowo? Nie wiem.

Szczerze mówiąc, najbardziej interesuje mnie teraz przyszłość Wojowników Maryi, wspólnoty, którą założył.

Uważam ją za jedno z najważniejszych inicjatyw w Kościele katolickim w ostatnich czasach. Jest ona odpowiedzią na głęboki kryzys męskości, na sytuację, w której tysiące rodzin zostało zniszczonych przez niewolę konsumpcjonizmu i materializmu, w którą współczesny świat wpędził mężczyzn i uczynił ich niezdolnymi do utrzymania rodziny.

WYWIAD. Bątkiewicz-Brożek: „Wojownicy Maryi”. To wstrząsające historie mężczyzn i gotowy scenariusz na film

W tej wspólnocie, właśnie w tej chwili, kilkuset mężczyzn, z pomocą Jezusa i Maryi, przezwycięża swoje uzależnienia i słabości dla dobra swoich żon, dzieci i Kościoła. Ich walka jest autentyczna, szlachetna i ważna, i byłoby bardzo niesprawiedliwe, gdyby postrzegano ją przez pryzmat słabości księdza, który założył wspólnotę.

Sam Dominik Chmielewski wielokrotnie powtarzał, że ta wspólnota nie jest jego, ale jest dziełem Maryi. Wierzę w to głęboko i dlatego nie boję się, że przetrwa.

Natomiast, przyznaję, że trochę mnie przeraża fakt, iż wrogowie Wojowników, ci sami, którzy podnieśli głowy po skandalu Chmielewskiego, już przygotowują nowe kampanie, by w nich uderzyć.

Jeśli tak się stanie, jeśli będzie to nieuniknione, bardzo ważne jest, aby nasi pasterze, biskupi i księża stanęli w ich obronie i nie pozostawili ich samym sobie. Aby Wojownicy wiedzieli, że Kościół ich nie opuści.

Przeczytaj źródło