Jelcz zamiast Rafako. "Nie wierzą" w obietnicę Donalda Tuska

2 tygodni temu 14

Ponad 500 osób znajdzie pracę w oddziale Jelcza, który powstanie w miejscu, gdzie dawnej działała fabryka kotłów Rafako - zapowiedział we wtorek premier. Obecnie działa tam Raciborska Fabryka Komponentów utworzona przez Agencję Rozwoju Przemysłu, Towarzystwo Finansowe "Silesia" oraz Polimex Mostostal w celu przejęcia aktywów upadającej spółki Rafako.

Na podwoziach, które mają powstać w Raciborzu i które "są niezbędne z punktu widzenia polskiego wojska" - jak mówił szef rządu - będą montowane rakiety i radary w ramach programu Narew. Szef rządu w rozmowie z pracownikami z Raciborza, stwierdził, że "tu na pewno już dobrze pójdzie".

Zbudował ogromną firmę. Początek był dramatyczny

- Docelowo pełna produkcja powinna w ciągu półtora roku się domknąć, ale będzie to proces - to znaczy z każdym miesiącem będzie coś nowego się tutaj działo. Tak, żeby pod koniec przyszłego roku, może na początku 2027 r., na full ta produkcja ruszyła. To, co jest dla mnie ważne - i o tym też rozmawialiśmy między innymi z załogą - to to, że to będzie produkcja na rzecz obronności. Produkcja zbrojeniowa daje bardzo stabilną perspektywę - wyjaśnił Donald Tusk na konferencji prasowej.

Prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej zapowiedział, że spółka potrzebuje blisko roku od przejęcia hal po Rafako w Raciborzu, żeby przygotować je do produkcji Jelcza.

Co się stało z Rafako

- To jest mydlenie oczu. Nie można było wpaść na głupszy pomysł. Z Rafako wszystkich zwolniono, nie podjęto rozmów z potencjalnym inwestorem, a było kilku. Mieli konkretne plany na to, żeby skorzystać z jedynej kompetencji Rafako, czyli w ramach sektora energetycznego - komentuje w rozmowie z money.pl osoba, która była w zarządzie Rafako, prosząca o zachowanie anonimowości.

I przypomina, że w 2021 r. Agencja Rozwoju Przemysłu udzieliła Rafako pomocy publicznej w wysokości 100 mln zł.

- Ta pomoc nie przełożyła się na uratowanie spółki i ktoś w rządzie doszedł do błędnego wniosku, że jeśli będzie kontynuowana produkcja w sektorze energetycznym, to Komisja Europejska zarządzi zwrot środków. Gdyby utworzyć nową spółkę, gdzie państwo nie miałoby udziału, a kontrolę operacyjną miałby inwestor prywatny, to można byłoby to obejść - dodaje nasz rozmówca.

Poważnie zainteresowany przejęciem Rafako był najbogatszy Polak Michał Sołowow, który przy użyciu spółki MS Galleon miał kupić duży pakiet akcji. Temat upadł, gdy raciborska spółka utraciła płynność.

- Ten pomysł odrzucono politycznie. Najważniejsze w takiej spółce jak Rafako jest utrzymanie miejsc pracy, ale widocznie chodzi o nacjonalizację, a nie repolonizację, czyli polski kapitał. Politycy bawią się w biznes i dlatego Rafako wejdzie w przemysł zbrojeniowy, chociaż nie ma z nim nic wspólnego. Ważne, żeby doczołgać się do wyborów, a potem niech martwią się następcy - twierdzi nasz rozmówca, który zasiadał w zarządzie Rafako.

Politykom nie wierzą

- Po owocach ich poznacie. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę, że zakład działa. Na razie podpisano jedynie list intencyjny, a zapowiedź produkcji w 2027 r. to kupowanie czasu. Nie wierzę politykom, wiele obiecują i mało robią - mówi nam Piotr Nowak, zastępca przewodniczącego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego "Solidarności".

W realizację obietnicy premiera nie wierzy też 62-letni Marek Tylka, były przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników w Raciborskiej Fabryce Kotłów. W rozmowie z Kanałem Zero przyznał, że od marca jest na zasiłku dla bezrobotnych.

Część pracowników (Rafako - red.) znalazła zatrudnienie w firmach sąsiednich, część wyjechała za granicę, część została na zasiłku dla bezrobotnych. Byłem spawaczem, związkowcem, z wykształcenia jest doradcą zawodowym personalnym - mówił Tylka.

- Jeżeli chodzi o deklarację polityków, (...) osobiście już nie wierzę. Pan Donald Tusk był u nas wcześniej, pan Morawiecki również - do którego jeździliśmy z petycjami - ogłosił oficjalnie przed wyborami, że Rafako jest uratowane, że zrobili wszystko. Nie zrobili wszystkiego. Nas pogrążyli karami za Jaworzno - dodał Tylka.

Przypomnijmy, że Rafako budowało nowy blok energetyczny Taurona o mocy 910 megawatów w Jaworznie, który kosztował 6 mld zł. Spółki przez wiele miesięcy spierały się w związku z wielokrotnymi awariami infrastruktury. Nowy blok w Jaworznie uruchomiono w listopadzie 2020 r., lecz niewiele ponad pół roku później go wyłączono. Działalność bloku wznowiono w kwietniu 2022 r., żeby znów dwukrotnie wstrzymywać jego działalność.

Rafako uznało, że problemy wynikały ze złej jakości węgla dostarczanego przez Tauron. Druga spółka z kolei oceniała, że przyczyną problemów z działalnością elektrowni są liczne wady i usterki. W marcu 2023 r. doszło do porozumienia między podmiotami.

Śląsk jak pustynia?

Decyzję premiera jako fatalną ocenia też były prezes Jelcza Łukasz Dudkowski. W rozmowie z money.pl podkreślił, że "to sądny dzień dla miasta" i fatalna wiadomość dla regionu. - Okazuje się, że dwa lata opowieści polityków Platformy Obywatelskiej o rozbudowie fabryki w Jelczu i pracy dla mieszkańców Jelcza-Laskowic można włożyć między bajki - ocenił Dudkowski, obecnie radny Prawa i Sprawiedliwości z Oławy.

Piotr Nowak z "Solidarności" próbuje dostrzec w całej sytuacji zalety. Mówi, że "każde nowe miejsce pracy jest dobre dla Śląska". - Rafako zatrudniało ok. tysiąca osób, to była potężna firma z kontraktami zagranicznymi. To był nasz brylant, ale rządzący i zarządzający go zaniedbali. Natomiast, jeśli już doszło do upadku, to trzeba w regionie tworzyć nowe, dobrze płatne stanowiska. Na pewno nie za płacę minimalną - uważa przedstawiciel "S".

Jego zdaniem po upadku Rafako z kraju i regionu już wyjechała część "wysokiej klasy specjalistów", którzy zdobywali doświadczenie w Polsce, a teraz z ich wiedzy korzystają np. zagraniczne podmioty.

Śląsk nie może zostać pustynią. Bez pracy nasze dzieci i wnuki nie mają tutaj żadnej przyszłości. Tak być nie może. Czas, żeby rządzący nie tylko obiecywali, ale przede wszystkim działali

- mówi Nowak.

- Oglądanie premiera w pustej hali przy wszystkich ośmiu pracownikach w niebieskich kitlach było wręcz przykre. Przed wyborami przyjęto go w Raciborzu z entuzjazmem, ujął wszystkich swoimi zapowiedziami. Nic z tego nie zostało. Dlatego w roku wyborczym zatrudnią 500 osób, a na to wszystko pójdzie 700 mln zł. To jest pozbawione sensu - podsumowuje były członek zarządu Rafako.

Piotr Bera, money.pl

Przeczytaj źródło