Jedna śmierć, siedem żyć
Widział go tylko przez szybę. Od roku żyje w szpitalu. Serce tego dziecka jest też w jego rękach. Trwa gra z czasem.
Bomba
10 miesięcy. 7 304 godziny. W każdej minucie serce rocznego Mikołaja może przestać bić. – To tykająca bomba – mówi Maja, jego matka.
W tej niepewności, w przyszpitalnej fundacji, żyje cała rodzina: ona, mąż, starszy syn i jej matka. Na oddziale znają ich wszyscy: Maja pcha wózek z synem, a za nimi mąż ciągnie sztuczne komory, które pompują życie.
Łukasz, koordynator transplantacyjny, pierwszy raz szuka dla kogoś serca, wcześniej koordynował przeszczepienia nerek, wątrób i trzustek. Mija chłopca, czasem widzi go tylko przez szybę: – Mikołaj miewa różne humorki, często siedzi smutny – przyznaje.
Czeka. Jak wszyscy. Wie, że o dawców pediatrycznych w Polsce jest bardzo trudno. W tej chwili na nowe życie czeka kilkadziesiąt dzieci.
Ciało
Aśka leży obok syna w ciasnym szpitalnym łóżku. Tuli go. Mateusz miał tylko 20 lat. Spadł z antresoli. Nie odzyskał przytomności. Uciska mięśnie, chociaż lekarze mówią, że to nic nie da. Przygotowują ją na śmierć.
Ale jak ma w nią uwierzyć? Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Rytmicznie. Na monitorze respiratora wciąż rysują się górki i dołki. Dają nadzieję. Tylko że mózg jest martwy.
Ale tego akurat nie widać.
Tak jak nie widać pracy koordynatora. Stoi w cieniu wielkich transplantologów. W przeciągu – między życiem a śmiercią. Musi być i wrażliwy, i twardy. Musi umieć i ważyć słowa, i krzyczeć. Organizuje, koordynuje, kreatywnie działa.
Jeśli nie dojdzie do zgłoszenia dawcy, kilka osób straci szansę na nowe życie. A jak mówią transplantolodzy: "Organy nie rosną na drzewach".
7 żyć
– Jedna decyzja może uratować siedem żyć, a nawet więcej – Krzysiek, koordynator z WUM-u, mówi szybko, żyje szybko. Jest upalny lipiec, siedzimy w dusznym bistro "Uzdrowisko". Powietrze można tu nożem ciąć. Popija gorącą kawę. Telefon nie przestaje dzwonić. W osiem minut – jedenaście razy. – Mam tak ze 150 połączeń dziennie – liczy.

Krzysztof Zając jest koordynatorem transplantacji od 15 lat. Fot. Maciej Stanik
15 lat w koordynacji, wcześniej pogotowie. Adrenalina, motor, strzelnica. Trzy godziny snu. Trójka dzieci, żona.
– Cała rodzina jest w tę pracę zaangażowana. Dzieci wiedzą, że tata teraz dużo dzwoni, bo organizuje komuś nowe serce – mówi.
Ostatnie święta spędzał w Finlandii, koordynował. Śmieje się, że był najdalej wysuniętą jednostką Poltransplantu.
– Ile ma pani połączeń dziennie, 8-10? – pyta Wojtek, koordynator ze Szczecina. – Ja mam średnio 50-80 i to nawet wtedy, kiedy nie prowadzę koordynacji – odpowiada. – To musi być stresująca praca – rzucam.
– Im lepiej zaplanowana jest koordynacja, tym mniejszy stres. Wiadomo: łatwiej się reanimuje człowieka, kiedy nie trzeba uczyć się obsługi defibrylatora w trakcie zatrzymania akcji serca. Tak samo jest z koordynacją: ważne są szkolenia, kontakty, ćwiczenia – uważa.
Łukasz, ten od serca dla Mikołaja, ciężko wzdycha: – Wiem, że jeśli coś schrzanię, pacjent może umrzeć.
Gdy koordynuje, jest jak młody bóg. Po wszystkim uchodzi z niego powietrze. – Po udanej koordynacji, kiedy adrenalina opadnie, czuję się jak maratończyk po świeżo zakończonym biegu. Zmęczony, ale szczęśliwy – opowiada.

Łukasz Górski, koordynator z Warszawy. Fot. Maciej Stanik
Wojtek dodaje: – Można mówić, że jest się twardzielem i w ogóle się tą pracą nie przejmuje. Odłączać się. Ale tak nie jest. Koordynację trzeba odreagować. Trzeba raz w roku wyjechać na urlop bez telefonu.
Rozmowa
Oddział intensywnej terapii. Z sali powoli znikają lekarze i pielęgniarki. Głuchy dźwięk aparatury świdruje w głowie. Ale już niczego nie zwiastuje. Śmierć mózgu. Koniec.
Zostaje ciało. Młode, stare, ukochane. Płacz, krzyk, pustka, cisza. Do koordynatora transplantacji dzwonią z OIOM-u: jest pacjent z podejrzeniem śmierci mózgu. Zaczyna się najtrudniejsze – rozmowa z matką, córką, wnuczkiem człowieka, którego ciało leży podłączone do respiratora. A oni chcą wierzyć, że jeszcze żyje.
Nie ma gotowego scenariusza. Niektórzy ćwiczyli z aktorami. – Ale człowiek podświadomie wie, że to nie są ludzie, którzy właśnie kogoś stracili – mówi Łukasz.
Trzeba improwizować. Zwykle koordynator najpierw sprawdza Centralny Rejestr Sprzeciwów. I od razu wie, czy za życia człowiek nie sprzeciwił się pobraniu narządów.

Ustawa o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów (z 1 lipca 2005 roku) zakłada domniemaną zgodę – każdy jest potencjalnym dawcą narządów, chyba że za życia się temu sprzeciwi
Można to zrobić na trzy sposoby: – Zgłosić się do Centralnego Rejestru Sprzeciwów (CSR), własnoręcznie podpisać oświadczenie albo w obecności dwóch świadków powiedzieć, że się nie zgadza na pobranie organów – wymienia Wojciech Brzóska, koordynator ze Szczecina.
Szybki telefon po rodzinę. Koordynator – czasem w towarzystwie anestezjologa – zaprasza ich do małego pokoju. "Kawy, herbaty?" – proponuje tyle, ile może. Niektórzy wolą psychologa albo księdza. – Boją się, że pójdą za to do piekła – rzuca Krzysztof. – Czasami na nic nasz tłumaczenie, że Kościół aprobuje transplantacje. Chcą zgody księdza – dodaje.
Wojciech Brzóska, koordynator ze Szczecina
Po sprawdzeniu w CRS-ie informujemy najbliższych, że zmarły za życia nie wyraził sprzeciwu oraz że nie ma medycznych przeciwwskazań, aby uznać go za potencjalnego dawcę. W związku z tym prosimy o akceptację woli zmarłego. W kwestii decyzji o zgodzie lub jej braku na pobranie tkanek i narządów – rodzina powinna wyrazić się jedynie w imieniu zmarłego, nie za niego.
Aśka dobrze pamięta tę rozmowę. Dwie kobiety w pokoju. "Anioły". Lekarka i koordynatorka. Nie zdążyły powiedzieć słowa. Sama zaczęła: "Proszę brać, co się da. Mateusz wyraziłby na to zgodę".
– Nie mogłam go już uratować, a on mógł uratować kilka osób. Gdy parę lat wcześniej sama miałam raka płuc, powiedziała mu: "Gdybym umarła, oddaj co się da". Myślał tak samo – głos jej drży.
Nie zakładali tylko, że odejdzie pierwszy.
– Zwykle najpierw jest bunt, złość – opowiada Krzysiek. – "O co mu chodzi, ja mam tragedię, chowam dziecko, a on pyta mnie o narządy". Zawsze im mówię, że sami kiedyś mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Większość mięknie. Zaczynają w tej czerni szukać światła.
Ale nie wszyscy. Czasem na OIOM-ie piszą oświadczenia, że bliski się nie zgadzał.
Krzysiek: – Trzeba się z tym pogodzić. Choć mam wtedy poczucie niesprawiedliwości, ponieważ dostrzegam obydwie strony: tragedię rodziny potencjalnego dawcy oraz cierpienie chorych oczekujących na narząd i ich bliskich.
W tej chwili w Polsce 1 764 osoby czekają na przeszczepienie narządów (wrzesień 2025, dane Poltransplantu).
Plasterek
Zbiera się zespół lekarzy. Dwukrotnie przeprowadzają badanie: muszą stwierdzić trwałe i nieodwracalne ustanie czynności mózgu.
Aśka: – Był 27 marca, 23:25, kiedy potwierdzili, że Mateusz nie żyje. Cała procedura ruszyła. 28 marca byli już biorcy jego narządów.
– Kiedy zabierali Mateusza z sali, mówiłam do niego: "Dzieciaku, jesteś takim bohaterem, nawet nie masz o tym pojęcia" – opowiada Aśka.
Prosiła lekarzy, żeby jej syn wyglądał tak jak teraz. Rodzina ojca zgotowała jej piekło. Bo pozwoliła "chłopaka pokroić". – Pobranie narządów odbywa się jak zabieg operacyjny: w warunkach septycznych, z pełnym poszanowaniem ciała zmarłego – cierpliwie tłumaczy Krzysiek.

Krzysztof Zając od 15 lat jest koordynatorem transplantacyjnym. Fot. Maciej Stanik
Czy w Poltransplancie (państwowa jednostka podlegająca ministrowi zdrowia – red.) na liście pilnie oczekujących na przeszczepienie są biorcy pasujący do dawcy? Biorą pod uwagę: grupę krwi, wagę, wzrost, zgodność immunologiczną. Robią próbę krzyżową. Analizują korzyści i ryzyko.
Zlecają serię badań, m.in. oznaczają markery nowotworowe, wirusy, robią tomografie komputerowe, ultrasonografie.
Musi być pewność, że biorcy nie przekażą choroby, o której dawca za życia nie wiedział.
Po wszystkim ciało dawcy oddawane jest rodzinie. – Mateusz miał jeden mały plasterek na klatce piersiowej – mówi Aśka.
Łapie oddech i dodaje: – Wiem, że jego wątrobę dostał 21-latek z Gdańska, nerki trafiły do 19- i 39-latka. Pobrali też rogówki, skórę, kości.
Kiedy po miesiącu zadzwoniła lekarka i powiedziała, że narządy się przyjęły, skakała ze szczęścia. Wybrała numer do brata, a on: "Asia, poszukaj ich na internecie". – A ja mówię: "Po co? Żyją, niech żyją" – cieszy się Joanna.
– Zdarza się tak, że rodziny dawcy chcą wiedzieć, komu i jakie narządy zostały pobrane. Dzwonią do koordynatorów, proszą, by podziękować w ich imieniu. Ustawa nie daje im możliwości bezpośredniego kontaktu. Nie informujemy o szczegółach – mówi Łukasz.
Znaleźć
Krzysiek wybiera numer do biorcy, jeszcze zanim od dawcy pobiorą narząd: "Jest dla pana wątroba" – mówi.
Cisza. W końcu wyrwany ze snu człowiek wypala: "Pan se żarty robisz".
Teraz ten sam mężczyzna leży na pooperacyjnej, wysmarowany jodyną, z podłączonymi diodami.
– To ja do pana dzwoniłem – zagaduje Krzysiek.– A ja panu nie wierzyłem – odwraca delikatnie głowę.– Jak pan się czuje? – dopytuje. – Dobrze, niedługo będą mnie na normalną salę przewozić – próbuje się uśmiechnąć.
– Są ludzie, do których dzwonimy i oni są gotowi: torby spakowane, transport załatwiony. Ale są i tacy, którzy nie są w stanie dotrzeć sami. Trzeba wysyłać po nich karetki, organizować transport – opowiada Krzysiek.
Zdarza się, że dzwonią do biorcy, ale telefon uparcie milczy. Wysyłają patrol policji. "Panowie, trzeba jechać chorego obudzić"– proszą."Jak obudzić?" – dopytuje policja. "No na przeszczep". I jadą.

Kiedyś Krzysiek nie mógł się dodzwonić do biorcy. Patrzy na adres: Warszawa, dwa kilometry od jego domu. Pojechał. W ogrodzie pies ujadał. Znalazł mężczyznę i go przeszczepili.
Innym razem: 23:00, "Będzie miał pan przeszczep".
"Musiałem wyjechać zawodowo. Jestem na platformie na Morzu Czarnym" – odpowiada. "Bez tego pan umrze. Niech pan stanie na głowie i organizuje transport" – zachęca go koordynator.
12 godzin później jest już w szpitalu. Ale nie każda historia tak dobrze się kończy.
Łukasz przez telefon radośnie zaczyna: "Czeka na pana wątroba". Zero reakcji. Próbuje inaczej: "Wie pan, że za chwilę ten guz będzie za duży i nieoperacyjny? To się może źle skończyć".
"Wiem, ale nie potrafię pogodzić się z tym, że mam iść na operację" – szczerze przyznaje.
Nie zdecydował się. Jego nazwisko wróciło na listę oczekujących. Łukasz wrócił do poszukiwań kolejnego biorcy.
Siedzący obok Krzysiek dorzuca: – Miałem pacjentkę, która odmówiła przeszczepienia, zapytałem dlaczego. Odparła: "Mój ojciec ostatnio umarł w szpitalu. I mi się szpital źle kojarzy". Trudno dyskutować z takimi argumentami.
Łukasz, koordynator transplantacji
Jak mówił profesor Krawczyk, tylko głupi człowiek nie boi się operacji. Czasami zdarzają się nawet godzinne rozmowy z pacjentami, dla których mamy narząd. Trzeba im dać czas. Trzeba posłuchać tego człowieka, zrozumieć, dlaczego on nie chce. Może nikt mu tego dobrze nie wytłumaczył? Może się boi?
Wojtek dodaje: – Każdy ma prawo odmówić. I nie ma prawa być za to karany. Jeśli pan Kowalski powie, że ma jutro ślub syna i nie wyobraża sobie, że teraz przyjedzie do szpitala, to w porządku. Wiemy, że organ się nie zmarnuje. Inna osoba z listy będzie się równie cieszyła z tej nerki.
Zdążyć
Serce wytrzyma cztery godziny. Wątroba i płuca dwanaście. Nerki dobę. Czas zimnego niedokrwienia. Im krótszy, tym lepiej.
Dobija północ. Dawca jest w Gdańsku, można pobrać serce, nerki, wątrobę i rogówki. Ale biorcy porozrzucani po całej Polsce: Szczecin, Warszawa, Poznań.

Fot. Maciej Stanik
Koordynator jest jak dyrygent. Musi zgrać zespoły pobraniowe (operator, chirurg, instrumentariuszka, kierowca) z całej Polski, żeby spotkały się w jednym miejscu, o jednym czasie.
– Jeśli za całą procedurę transplantacji odpowiada jeden zespół, to on bierze ostatecznie odpowiedzialność. "My pobraliśmy, my przeszczepiamy, my odpowiadamy" – tłumaczy Łukasz.
Wojsko, policja, straż graniczna, zespoły karetek, chirurdzy, anestezjolodzy, instrumentariuszki. Czasami z różnych krajów. Sześćdziesiąt osób.
– Śmigłowiec, który miał lecieć z sercem z Warszawy do Gdańska, nie poleci. Zepsuł się – wspomina Łukasz.

Jarek w swoim samochodzie wozi narządy. Fot. Maciej Stanik
Dzwoni do kierowcy. Odbiera Jarek i słyszy: – "Chłopie, przywieź to serce najszybciej, jak się da". Nie ma miejsca na filozofię. Trzeba zapakować i jechać.
Dojechał w dwie godziny i dziesięć minut. Ulga.
– Jak coś takiego się dzieje, to wszystkie oczy są skierowane na koordynatora. "No weź to załatw". I załatwiamy. Jak nie wpuszczają drzwiami, to wchodzimy oknem, zachowujemy zimną krew. Chociaż unikamy patosu. Po prostu taką mamy pracę – dodaje Wojtek.
Inny obrazek: śmigłowiec musi lądować na stacji Orlen. Koordynator dzwoni do komendanta policji. Radiowóz jedzie z organem do granicy powiatu. Tam czeka następny. Sztafeta życia.
Krzysiek kiedyś nie mógł kupić biletu na rejsowy samolot dla zespołu lecącego po wątrobę. Wszystkie miejsca zajęte. Zdobył numer do prezesa LOT-u. – Panie prezesie, ktoś nie dostanie wątroby. Poprosił o 15 minut. Oddzwonił: "Proszę spróbować teraz". Krzysiek: "Co pan zrobił?" Prezes: "Podstawiliśmy większy samolot".
Dzieci
Koordynacja to nie tylko historie o superbohaterach, którzy zawsze wychodzą z opresji. Są też trudne momenty: kiedy organ się zmarnuje albo człowiek nie doczeka na narząd.
– Nam się nie zdarzyło. Narząd musi być wykorzystany. To dar ponad wszystko – zastrzega Krzysiek.
Łukasz długo myśli, w końcu sobie przypomina: – Była kiedyś taka historia, że narząd był pobrany przez inny zespół. Źle zapakowano ten organ i doszło do zbyt dużego zmrożenia. Było szukanie winnych, protokół i wskazówki, jak prawidłowo zabezpieczyć.
Często nie wiadomo, czy pacjent przeżyje operację. Decyzję podejmuje transplantolog, najwyżej w hierarchii.
Krzysiek: – Mieliśmy kiedyś młodą pacjentkę onkologiczną, którą kwalifikowaliśmy do przeszczepienia. Były wielkie wątpliwości. Transplantacja miała być dla niej leczeniem paliatywnym. Mogła być leczona tylko onkologicznie, urodziło jej się dziecko. Mówimy jej: "Ma pani ogromne ryzyko zgonu, a szanse przeżycie po transplantacji 1-2 lata". Powiedziała: "Chcę poczekać, żeby moje dziecko zaczęło chodzić i mogę umierać".
Łukasz: – Niestety bywa i tak, że ktoś nie doczeka transplantacji. Zdarza się, że małe dzieciaczki nie doczekają. Dawców pediatrycznych jest bardzo niewielu.
– Z czego to wynika? – pytam.
– Po pierwsze statystycznie umiera mniej dzieci. Po drugie – dużo mniej oczekuje na przeszczepienie. Po trzecie: śmiałość lekarzy-anestezjologów jest mniejsza. To oni są pierwszą linią kontaktu w procederze donacyjnym. Wynika to z tego, że znają rodzinę. Dużo trudniej jest zapytać rodzica małego dziecka, czy odda narządy – tłumaczy Krzysiek.
Chociaż lekarzy zobowiązują do tego ustawy: o zawodzie lekarza i transplantacyjna.
– Nie jest to więc dobra wola lekarza, tylko jego obowiązek i zawodowy, i moralny. Tylko ten przepis jest trochę martwy: bo z jednej strony lekarz ma obowiązek, a z drugiej – nie ma żadnych regulacji prawnych, które wyciągałyby jakiekolwiek konsekwencje – odpowiada.
Krzysztof Zając, koordynator transplantacji z Warszawy
W naszym szpitalu, gdzie mamy zaprzyjaźnionych anestezjologów, żaden dawca się nie „prześlizgnie”. Ale w całej Polsce nie działa to tak dobrze. W szpitalach powiatowych też dochodzi do śmierci mózgu, ale skąd ten koordynator ma o tym wiedzieć? Nikt mu nie powie.
Życie
Maja nie umie czekać z założonymi rękami. Zaczyna nagrywać filmy, rejestruje telefonem, jak Mikołaj jedzie po korytarzu z komorą serca. – Internet ma siłę – mówi.
Ktoś pisze jej w komentarzu: "Czekasz na śmierć jakiegoś dziecka". Boli. Odpowiada: "Nie chcę śmierci żadnego dziecka. Jedyne, na co mogę mieć wpływ, to na pani decyzję. Dlatego pokazuję mojego syna".
Po każdym reportażu jest serce dla dziecka z oddziału. Maja się cieszy. Oni w szpitalu czekają już od siedmiu miesięcy.
Pewnego dnia nachodzi ją potrzeba: żeby wrócić do domu i umyć okna. Czuje, że niedługo znajdzie się serce dla Mikołaja. – Tak jak kobieta w ciąży czuje, że zbliża się poród – uśmiecha się. W tle słychać śmiech jej syna.
Wraca do szpitala. O 16:00 za szklanymi drzwiami widzi lekarza. I po jego minie już wie.
Cztery miesiące później Łukasz, koordynator, zobaczy Mikołaja przed szpitalem. Uśmiechnięty. I bez sztucznych komór.
Daria Różańska-Danisz
Maciej Stanik

3 dni temu
12



English (US) ·
Polish (PL) ·