Jankowski: lekarz i pielęgniarka mają zarabiać godnie. Cieszyński: 200 tysięcy miesięcznie to patologia

4 dni temu 10
  • W debacie " Zmiany w wynagrodzeniach medyków. Na co gotowe jest środowisko”, która odbyła się podczas XXI Forum Rynku Zdrowia padły ostre słowa i konkretne zapowiedzi. 
  • Wiceminister zdrowia Katarzyna Kęcka oraz prezes NFZ Filip Nowak mówili, że rozważają różne warianty zmian w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach medyków - od zamrożenia ustawy po ustalenie limitu płac (CAP)
  • - Musimy się zastanowić, w którą stronę idziemy: czy podnosimy stale wynagrodzenia, czy poprawiamy dostępność rozumianą jako skracanie kolejek - wskazywał prezes NFZ Filip Nowak
  • Były wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podkreśla, że dotychczasowe działania resortu to rozwiązania doraźne, które nie pokrywają luki sięgającej 23 mld zł. - Potrzebujemy kompleksowej reformy. Jeśli nie będziemy dobrze płacić medykom, zaczną z systemu odpływać - ostrzegał
  • Prezes NRL Łukasz Jankowski zwrócił uwagę, że większość lekarzy pracuje na kontraktach, a nie etatach, co zniekształca obraz wynagrodzeń. - Odczarujmy to wreszcie. Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym mówi się, że lekarze zarabiają za dużo - stwierdził szef samorządu lekarskiego
  • Ze strony związków zawodowych padło ostrzeżenie wyjścia na ulice

Albo wynagrodzenia medyków, albo krótsze kolejki dla pacjentów

Ministerstwo Zdrowia już od jakiegoś czasu sygnalizuje, że decyzja o zmianach w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia została w zasadzie podjęta. Dyskusja, przede wszystkim ze środowiskiem, toczy się dziś wokół kształtu przyszłych zmian. Na stole są różnie rozwiązania - od zamrożenia ustawy, przez ustalenie górnej granicy zarobków, po przesunięcie realizacji ustawy podwyżkowej na 2027 rok - mówiła o tym podczas sesji wiceminister Katarzyna Kęcka.

- Zamrożenie jest oczywiście jakimś rozwiązaniem. Pytanie tylko, na jak długo. Mamy też świadomość, że zamrożenie ustawy jest uzależnione od kalendarza wyborczego. Po prostu jeśli teraz nie załatwimy pewnych spraw, będzie to musiał zrobić ktoś inny. Zamrożenie to rozwiązanie na czas, gdy nie uda się porozumieć i do czasu, aż wypracujemy to docelowe (porozumienie - red.). Realizacja ustawy o minimalnym wynagrodzeniu to dla płatnika ogromne obciążenie, miliardy złotych rocznie. Po czterech latach to 53 mld zł, tyle przeznaczyliśmy na wynagrodzenia. Musimy się więc zastanowić, w którą stronę idziemy: czy podnosimy stale wynagrodzenia, czy poprawiamy dostępność rozumianą jako skracanie kolejek - zwracał uwagę Filip Nowak, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia.

Podkreślił, że dbałość o wynagrodzenia medyków jest ważnym elementem, ale płatnik nie udźwignie ich wzrostu w oparciu jedynie o wpływy ze składki - szczególnie, jeśli będziemy chcieli utrzymać aktualną dostępność do opieki zdrowotnej. W dyskusji o wynagrodzeniach wraca też wątek ustanowienia górnego CAP-u na wynagrodzenia. Zdaniem Daniela Rutkowskiego, prezesa AOTMiT, moglibyśmy posiłkować się w tej kwestii rozwiązaniami, które już funkcjonują. Chodzi o tzw. ustawę kominową dotyczącą spółek skarbu państwa.

- W grze jest też to, że być może należy odejść z procentowego wynagradzania od procedury. W takim modelu, gdy Agencja chce urealnić wyceny pewnych świadczeń, które dziś są po prostu za wysokie, zaczyna się histeria. Ale ona ma więcej wspólnego z troską o własną kieszeń niż z troską o szpital - stwierdził Daniel Rutkowski.

CAP to jednak tylko doraźne rozwiązanie. Najbardziej konieczne jest po prostu dostosowanie liczby miejsc, gdzie udzielane są świadczenia do zdrowotnych potrzeb - wówczas placówki nie będą musiały za wszelką cenę konkurować o kadrę wynagrodzeniami.

- Na szybko ustalenie CAPu-u dyrektorom pomoże. Specjalistów jest za mało, pomiędzy dyrektorami szpitali trwa więc wojna o kadrę specjalistyczną. Dzieje się to kosztem jakości świadczeń. (...) Mimo wszystko potrzebujemy jednak decentralizacji, która uwzględniałaby lokalną specyfikę. Na poziomie abstrakcyjnym globalnie wprowadzane rozwiązania mogą działać, ale w poszczególnych placówkach mogą wywoływać odmienne skutki. Przykładowo, potrzeby szpitali pediatrycznych są zupełnie inne niż szpitali dla dorosłych - zwrócił uwagę prof. Wojciech Cyrul, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.

Jego zdaniem lepszym długoterminowym sposobem na rozwikłanie kwestii wynagrodzeń byłoby wypracowanie sektorowego, zbiorowego układu pracy.

Wyceny do poprawy, specjalizacja po specjalizacji

Eksperci nie ukrywali, że dyskusja o wynagrodzeniach w ochronie zdrowia jest warunkowana bieżącą polityką. Debata o skutkach dorocznych podwyżek dla medyków toczy się od dłuższego czasu, a wspomniane rozwiązania nie są nowe.

- Przez dwa lata rządów obecnej koalicji nie zrobiono w tym zakresie nic. Dwukrotnie minister Leszczyna wybrała do realizacji najdroższy wariant podwyżek, chociaż wiedziała, że pieniędzy nie ma. Na zamrożeniu ustawy podwyżkowej NFZ uzyska może 8 lub mld zł. Tymczasem luka wynosi 23 mld zł. A więc plan, jaki nam jest sprzedawany jako sposób na naprawę tej sytuacji, nie obejmuje nawet połowy brakujących środków. Nikt z opozycji nie wykorzystywałby realnych, dobrych rozwiązań do polityki. Problem w tym, że ich po prostu nie ma - ocenił poseł Janusz Cieszyński, były wiceminister zdrowia za rządu PiS. 

Podkreślił też, że narracja, według której wzrost nakładów na zdrowie nie rzutuje na poprawę dostępności, jest fałszywa. Wzrost nakładów na publiczną ochronę zdrowia sprawia, że spadają wydatki prywatne. A to dobra zmiana, szczególnie z perspektywy pacjentów w najtrudniejszej sytuacji.

- Proszę nie zasłaniać się więc politykami. Zacznijcie w końcu podejmować trudne i ambitne decyzje. Wielkim sukcesem ustawy podwyżkowej jest to, że po prostu w ochronie zdrowia znacząco się poprawiło. Problemem nie jest to, ile wynoszą minimalne wynagrodzenia. Zamrożenie ustawy nie rozwiąże nawet połowy problemu budżetu NFZ. Potrzebujemy kompleksowej reformy. Jeśli nie będziemy dobrze płacić medykom, zaczną z systemu odpływać - zwrócił się wprost do resortu zdrowia Janusz Cieszyński.

Przyznał przy tym, że "wtłoczenie" kosztów wynagrodzeń w koszty świadczeń - co zrobiła poprzednia ekipa - było błędem. Dziś należałoby urealnić wyceny w specjalizacjach i świadczeniach, gdzie wynagrodzenia kadry lekarskiej są najwyższe.

- Zacząłbym od anestezjologii, diagnostyki obrazowej, wszystkich zabiegowych i wszędzie tam, gdzie wynagradza się lekarzy na zasadzie procenta od procedury. Wynagrodzenia po 200 tysięcy miesięcznie to po prostu patologia  - powiedział Cieszyński. 

Jak dodał, środki z przeszacowanych wycen powinny być przeznaczone na ich podniesienie w obszarach, gdzie szpitale i oddziały się nie bilansują, tak jak dzieje się to w ginekologii i położnictwie.

Spór o fikcyjne samozatrudnienie lekarzy

Jakiej reakcji na te propozycje można się spodziewać po środowisku lekarskim? Prezes NIL Łukasz Jankowski zaznaczył, że Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym mówi się, że lekarze czy pielęgniarki zarabiają za dużo.

- Odczarujmy to wreszcie. Lekarz i pielęgniarka mają zarabiać godnie i dużo. Oczywiście, to nie oznacza, że przez to ma zbankrutować system. Słyszymy, że MZ ma tyle pomysłów, że o żadnym jeszcze nie powiedziało. To strategia obliczona na zmiękczenie strony społecznej i sondowanie społeczeństwa. Bo za chwilę znowu się dowiem z mediów, że gdzieś tam lekarz lub pielęgniarka zarabiają za dużo i przez to szpital padł - stwierdził Łukasz Jankowski.

Prezes Jankowski zwrócił uwagę, że ustawa o płacach minimalnych obejmuje jedynie ok. 15 proc. lekarzy, a ogromna większość pracuje w oparciu o kontrakty.

- Mamy więc 85 proc. nie lekarzy, a przedsiębiorców, którym, żeby zaoszczędzić, dyrektorzy proponowali kontrakty w odniesieniu do wyceny procedury. Bo swego czasu ta wycena była niska, była to więc oszczędność pieniędzy. W efekcie dziś jesteśmy w systemowym klinczu. Pamiętajmy też, że przykładowy lekarz na kontrakcie tak naprawdę nie zarobił 130 tysięcy, ale jako przedsiębiorca współpracujący z podmiotem publicznym uzyskał 130 tysięcy przychodu fakturowego. Od tego musiał sobie odliczyć np. leasing za aparat USG - podkreślił Jankowski.

Po tych słowach doszło do ostrego spięcia. Poseł Cieszyński zwrócił bowiem uwagę na to, że w zdecydowanej większości przypadków lekarze na kontraktach przerzucają koszty aparatury na placówkę.

- To nie jest żaden przedsiębiorca, ale osoba korzystająca z fikcyjnego samozatrudnienia, które pozwala na płacenie niższych podatków - zauważył.

Prezes Jankowski odbił jednak piłeczkę, że dyskusja o wynagrodzeniach toczy się od blisko siedmiu lat i środowisko niejednokrotnie wysuwało swoje propozycje w tym zakresie.

- Rozmawialiśmy o zbiorowym układzie pracy, ale wtedy usłyszeliśmy, że nie ma na to pieniędzy. Proponowaliśmy siedem lat temu trzy średnie krajowe dla lekarza i dwie średnie krajowe dla pielęgniarki. Dziś trzeba siąść do diagnozy procedur. Zostawmy więc wynagrodzenia, a skupmy się na reformie systemu - podsumował prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

Na co gotowe jest środowisko? 

Na to pytanie odpowiadał nie tylko przedstawiciel lekarzy, ale także przedstawiciele innych zawodów - ze związków zawodowych zawodów medycznych.
   
- Jako Forum Związków Zawodowych w ramach Zespołu Trójstronnego daliśmy tej ustawie negatywne stanowisko. Uważaliśmy, że wynagrodzenia nie powinny być determinowane jedynym czynnikiem, czyli poziomem wykształcenia. Należało wziąć pod uwagę też doświadczenie zawodowe czy obciążenie pracą, a także środowisko pracy. Niestety, byliśmy odosobnieni w swojej opinii - przypomniała Krystyna Ptok z OZZPiP.

Co ważne, jak zaznaczyła, ustawa spełniła w dużej mierze swoje podstawowe zadanie: medycy zaczęli godnie zarabiać, nie jest jednak wolna od niedoskonałości. Zdaniem środowiska pielęgniarek i położnych tak duże jak obecnie różnice płacowe pomiędzy poszczególnymi grupami są nie do zaakceptowania. W dyskusji o wynagrodzeniach strona rządowa często podkreśla, że wobec braków w budżecie NFZ wybieramy dziś pomiędzy podwyżkami dla medyków a utrzymaniem dostępności do świadczeń. Krystyna Ptok przypomniała, że w 2021 roku pracodawcy i dwie centrale związkowe zaproponowały podział środków w gestii płatnika: połowę na wynagrodzenia, a połowę na leczenie. 

- Już w 2022 roku pokazywaliśmy, że włożenie pieniędzy na wynagrodzenia do ogólnej puli środków na świadczenia, za czym optowali pracodawcy, doprowadzi do sytuacji, w której pogorszy się sytuacja szpitali powiatowych, a zyskają te kliniczne i wojewódzkie - podkreśliła Krystyna Ptok.

Wskazała też, że od momentu wejścia w życie ustawy podwyżkowej nie dochodzi już do protestów medyków, które wcześniej istotnie dosyć regularnie się zdarzały, a osób wykonujących zawody medyczne przybywa.

- Tego nie możemy stracić. Skoro dziś wiemy, że wraca temat zamrożenia płac, to powiem wprost: ludzie są gotowi wyjść na ulice. Można nas straszyć tym, że społeczeństwu pokaże się pojedynczych medyków zarabiających wysokie pensje. Ale warto podkreślić, że nie tylko medycy mają ustalane wynagrodzenia w oparciu o współczynniki pracy. Tak też dzieje się w przypadku prokuratorów - mówiła Krystyna Ptok.

Ustawa podwyżkowa to inwestycja, nie koszt. "Chuchajcie na nią, bo medycy odejdą"

Strona społeczna podkreśla, że w negocjacjach na temat wynagrodzeń jest gotowa do powrotu sprawdzonego już w przeszłości rozwiązania: przekazywania pieniędzy na ten cel "na PESEL". Maria Ochman przewodnicząca Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ “Solidarność” przypomniała czasy, gdy pracownicy ochrony zdrowia - nie tylko lekarze i pielęgniarki - zarabiali "po prostu niegodnie", a każda grupa zawodowa walczyła o swoje w imię zawodowego egoizmu. Przyjęcie ustawy podwyżkowej, jej zdaniem, pozwoliło z tym skończyć. 

  - Gdy słucham przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia i NFZ, to mam wrażenie, jakbyśmy przepalali te pieniądze. A przecież to inwestycja w ludzi i w to, że mamy dziś kadry w Polsce, a nie w Londynie. Nie traktujmy tej ustawy jak czegoś, co rozkłada system na łopatki. (...) Na pytanie, co zgodzilibyśmy się jako środowisko oddać, odpowiem po prostu: nic - podkreśliła Maria Ochman.
Co więcej, strona związkowa stoi na stanowisku, że wzrostem wynagrodzeń powinni być objęci wszyscy pracownicy zatrudnieni w placówkach medycznych. 

Czas na radykalne działania

Dla wielu ekspertów trudna sytuacja finansowa NFZ nie jest zaskoczeniem. Ci skupieni wokół Federacji Przedsiębiorców Polskich już od około dwóch lat alarmowali o powiększającej się luce finansowe w budżecie płatnika, która grozi załamaniem się całego systemu.

- Od dwóch lat staraliśmy się przekonać opinię publiczną, że kłopoty z pieniędzmi w Narodowym Funduszu Zdrowia są nieuniknione. Dziś jesteśmy już w takiej sytuacji, że nikt z tym nie dyskutuje. Teraz musimy zrozumieć w jakim momencie jesteśmy i chciałbym, by potrwało to krócej niż dwa lata: bal się skończył. System ochrony zdrowia jaki znamy z ostatnich lat przestaje istnieć na naszych oczach - mówił podczas Forum Rynku Zdrowia Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. ochrony zdrowia z Federacji Przedsiębiorców Polskich, członek Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia.
Katastrofalna sytuacja wynika oczywiście z wielu różnych i nakładających się na siebie czynników. Wynagrodzenia i coroczne podwyżki są jedynie jednym z elementów tej układanki, być może wcale nie najważniejszym.

- Musimy zrozumieć skalę wyzwania jakie przed nami stoi. Równo za 24 miesiące do Sejmu będzie musiał trafić projekt ustawy budżetowej, gdzie dotacja z budżetu dla NFZ ma wynieść tyle, ile jako państwo mieliśmy przychodów z PIT-u. Zaskakuje mnie przekonanie ludzi związanych z branżą, którzy są przekonani, że ostatecznie politycy i tak przed wyborami dosypią na zdrowie. Nie, to się nie stanie. W przyszłym roku NFZ zostanie objęty stabilizacyjną regułą wydatkową. Oznacza to, że  aby znaleźć brakujące NFZ 23 mld zł, trzeba będzie skasować wydatki gdzie indziej, wynoszące tyle, ile wynosi waloryzacja wszystkich emerytur i rent - podkreślił Wojciech Wiśniewski. 

W ocenie eksperta bez wdrożenia radykalnych rozwiązań, wszyscy odczujemy pogorszenie dostępności do opieki zdrowotnej.

W debacie udział wzięli: 

  • Janusz Cieszyński, poseł na sejm RP, minister cyfryzacji w 2023 r., podsekretarz stanu w ministerstwie zdrowia w latach 2018-2020
  • Wojciech Cyrul, prof. UJ, dyrektor, Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie
  • Łukasz Jankowski, prezes, Naczelna Izba Lekarska
  • Katarzyna Kęcka, podsekretarz stanu, Ministerstwo Zdrowia
  • dr Filip Nowak, prezes, Narodowy Fundusz Zdrowia
  • Maria Ochman, przewodnicząca, Krajowy Sekretariat Ochrony Zdrowia NSZZ “Solidarność”
  • Krystyna Ptok, przewodnicząca, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych
  • Daniel Rutkowski, prezes, Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji
  • Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. ochrony zdrowia, Federacja Przedsiębiorców Polskich, członek Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.

Dowiedz się więcej na temat:

Przeczytaj źródło