Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Z Marcinem Krzyżanowskim, ekspertem ds. Iranu i byłym polskim konsulem w Kabulu, rozmawiamy o trwającym konflikcie na linii Tel Awiw - Teheran, możliwych scenariuszach jego zakończenia i skutkach, które może mieć dla regionu oraz światowej gospodarki.


Rozmowa została przeprowadzona 17 czerwca i dotyczy dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
Michał Misiura, Bankier.pl: Kiedy dojdzie do wstrzymania ognia?
Marcin Krzyżanowski: To zależy od tego, ile zostało Iranowi rakiet zdolnych osiągnąć terytorium Izraela. Irańskie ataki stają się coraz słabsze pod względem liczby pocisków i dronów, które są wykorzystywane, ale jednocześnie ich skuteczność wciąż się utrzymuje i są w stanie osiągać cele w Izraelu.
Trzeba jednak jasno powiedzieć, że straty ponoszone przez Iran w tym konflikcie, są niewspółmiernie wyższe. Jeśli Iranowi uda się utrzymać w miarę sprawny zapas rakiet, to ta “wymiana uprzejmości", którą obserwujemy od piątku, będzie trwała przez kilka kolejnych dni. Jeśli jednak zapas rakiet się wyczerpie, Iran stanie się praktycznie bezbronny i zdany na łaskę izraelskiego lotnictwa.
Czyli to nie potrwa długo?
Raczej nie, nawet jeśli Iranowi zostało jeszcze jakieś solidne uzbrojenie.
Dlaczego Izrael zaatakował Iran akurat w tym momencie?
Istnieją dwa zasadnicze powody. Pierwszy z nich: bo mógł. To fakt, który może brzmieć śmiesznie, ale ma duże znaczenie. Drugi powód to geopolityczne okoliczności, które są bardzo korzystne dla Izraela. Atak terrorystyczny Hamasu z 7 października 2023 r. zmienił optykę znacznej części społeczeństwa izraelskiego, a także perspektywę na konflikt z Hamasem, Hezbollahem i Iranem.
Wojsko izraelskie, po tym jak zdołało militarnie pokonać Hamas, wzięło się za Hezbollah, który okazał się być łatwiejszym przeciwnikiem, niż zakładała większość komentatorów. Hamas i Hezbollah przetrwały, ale nie są już tak silne i groźne, jak były jeszcze dwa lata temu.
Co więcej w Syrii upadł reżim Baszara al-Asada, który był co najmniej przyjazny, jeśli nie sprzymierzony z Teheranem. To przerwało lądowe połączenie Iranu z Libanem. Dodatkowo, kluczowym czynnikiem stała się polityka amerykańskiego prezydenta, który, eufemistycznie mówiąc, ma nieszablonowe podejście do stosunków międzynarodowych i negocjacji.
Wszystkie te czynniki, połączone z wewnętrzną presją wywieraną przez większość społeczeństwa izraelskiego oraz radykalnych ministrów koalicji Benjamina Netanjahu, sprawiły, że premier Izraela podjął decyzję o ataku. Jego początkowy, spektakularny sukces tylko przysporzył mu popularności i sprawił, że Izrael, kolokwialnie mówiąc, nabrał jeszcze większego rozpędu w uderzeniach na Iran.
Jak obecna sytuacja może wpłynąć na pozycję Iranu?
Pozycja Iranu w regionie od piątku systematycznie spada na łeb na szyję. Iran jawił się jako, jeśli nie regionalne mocarstwo, to kraj, z którym należy się liczyć, mający wystarczający potencjał militarny, by zagrozić właściwie każdemu regionalnemu wyzwaniu. Okazało się jednak, że w ciągu kilku godzin irańska obrona przeciwlotnicza praktycznie przestała istnieć, a Izrael zdominował niebo nad zachodnią częścią kraju, prowadząc swobodne bombardowania Teheranu.
Mówiąc kolokwialnie, trochę wstyd. Przed ludźmi. Przed sojusznikami. Zwłaszcza, że te ciosy spadają na Iran tuż po spektakularnym zwycięstwie Izraela nad Hezbollahem. To seria bardzo bolesnych ciosów, a Iran zdecydowanie przegrywa tę wymianę. Próbuje się odgryzać, próbuje ograniczać straty, ale potęga izraelskiego lotnictwa skutecznie mu to utrudnia.
Jakie może to mieć przełożenie na sytuację wewnętrzną?
Na pewno na dzień dzisiejszy, 17 czerwca, Republika Islamska jako system polityczny i organizm państwowy nie jest zagrożona. Niemniej jednak, tak bolesne porażki w wojnie będą wymuszać spore zmiany personalne, o ile, oczywiście, nominaci przeżyją izraelskie naloty.
Republika utrzyma się, ponieważ wciąż cieszy się zaskakująco dużym poparciem społecznym, a jej aparat bezpieczeństwa i kontroli ludności pozostał nienaruszony przez izraelskie ataki. Otwartym pytaniem pozostaje, czy Iran zdecyduje się na większą otwartość i reformizm, czy raczej postawi na stronnictwo pryncypialistów, którzy postulują zerwanie więzi z Zachodem i zwrot na Wschód.
Jak daleko Izrael może posunąć się w atakach lotniczych na Iran?
Tak daleko, jak poniesie go fantazja i amerykańskie błogosławieństwo. W tej chwili Izrael zasadniczo nie jest kontrolowany przez żadną zewnętrzną siłę, ani krajową ani międzynarodową. Jedynym ograniczeniem jest, jak mówiłem, ewentualny nacisk Stanów Zjednoczonych.
Czy w grę wchodzi zabicie ajatollaha lub członków irańskiego rządu?
Jest to możliwe, choć uważam taki scenariusz za mało prawdopodobny. Nie spowodowałoby to zbyt dużych szkód dla systemu, ponieważ irańska konstytucja przewiduje takie sytuacje awaryjne. Irańskie prawo jest dobrze przygotowane na przypadek śmierci najwyższego przywódcy, prezydenta czy części rządu.
Jakie są możliwe scenariusze zakończenia tej wymiany ognia?
Dotychczasowe schematy działań okazały się w większości nieaktualne, więc trudno szukać bezpośrednich analogii do tych wydarzeń. W tej nowej rzeczywistości sądzę, że najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze. Pierwszy to taki, gdzie po wyczerpaniu się irańskich rakiet, Izrael będzie kontynuować bombardowania przez jakiś czas, a następnie ogłosi, że zniszczył to, co chciał. Wtedy powie: "wystarczy, jeśli przekroczycie czerwoną linię, powtórzymy kurację".
Drugi scenariusz, mniej prawdopodobny, ale realny, to włączenie się do operacji Stanów Zjednoczonych. To oznaczałoby poważne kłopoty dla Iranu, ponieważ USA mogą dostrzec okazję, by prowadzić bitwę z Iranem, aż ten zacznie trzeszczeć w szwach. Jest to mniej prawdopodobne, ale możliwe. Trzeci scenariusz, który znajduje się pośrodku, zakłada, że obie strony, być może pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, powstrzymają się od dalszych ataków, a Iran wróci do rozmów z USA, tym razem jednak w dużo słabszej pozycji.
Jak mógłby wyglądać przebieg drugiego scenariusza?
Przede wszystkim bardzo intensywne bombardowanie ośrodków nuklearnych, połączone z całkowitym zniszczeniem irańskich sił zbrojnych i przemysłu zbrojeniowego. Takie państwo, które stanie się praktycznie bezbronne, będzie bardziej podatne na społeczne nieposłuszeństwo i postulaty ewentualnych reform. Jeśli Amerykanie włączą się w jakikolwiek sposób, regionalna równowaga zmieni się bardzo głęboko.
Czy konflikt może się rozlać na sąsiednie państwa, na przykład na Irak?
To tak mało prawdopodobne, że niemal niemożliwe. Konflikt mógłby się rozlać na region tylko w przypadku, gdyby Irańczycy zdecydowali się zaatakować instalacje naftowe krajów Zatoki lub zablokować cieśninę Ormuz. W obu tych przypadkach głównym beneficjentem wydobycia i transportu ropy są Chiny, jedno z niewielu państw wspierających Iran.
Co się mówi w innych stolicach w regionie niż Tel Awiw i Teheran?
Na Bliskim Wschodzie dominuje zaskoczenie i pewne niedowierzanie związane z siłą i skutecznością izraelskiego ataku. To pierwsza rzecz. Druga to pewna ulga, ponieważ Iran, który był postrzegany jako zagrożenie dla stabilności regionu, został osłabiony przez Izrael i już nie stanowi takiego zagrożenia. Niemniej jednak, kraje arabskie są zaniepokojone tym bardzo widocznym pokazem siły ze strony Izraela. W tej chwili wygląda na to, że Izrael może bezkarnie bombardować, kogo chce i kiedy chce.
Jak konflikt Izraela z Iranem może wpłynąć na światową gospodarkę?
Przede wszystkim przez ewentualne zakłócenia na rynkach ropy naftowej. Do tej pory - podkreślam, rozmawiamy 17 czerwca - poza gwałtownym wzrostem cen ropy w dniu izraelskiego ataku, sytuacja na rynku była stosunkowo stabilna. Obie strony, mimo że atakują również cywilną infrastrukturę, raczej unikają uderzeń na instalacje związane z ropą naftową. W związku z tym rynki się uspokoiły i nie widać gwałtownego wzrostu cen.
Z Bliskiego Wschodu dociera do nas wiele niepotwierdzonych informacji. Na co zwracać uwagę?
Przede wszystkim na rzetelność osoby lub instytucji, która jako pierwsza podaje daną informację. W mediach społecznościowych działa wiele kont, które wyglądają na “legitne”, ale są prowadzone przez profesjonalistów tworzących fake newsy. Dezinformacja nie polega na ordynarnym kłamstwie, tylko na umiejętnym wprowadzeniu odbiorcy komunikatu w błąd. Przekaz nie musi być do końca zmyślony. Na przykład, jeśli irańska rakieta rzeczywiście przedarła się przez żelazną kopułę i trafiła w jakiś cel, to w fake newsie może zostać podane, że Irańczycy trafili w strategiczny obiekt, całkowicie go niszcząc. W rzeczywistości mogło to być tylko zarysowanie celu.
Jak duże straty wyrządziły irańskie rakiety Izraelowi? Cenzura wojskowa może chyba zaciemniać obraz?
To również bardzo istotna kwestia. Należy pamiętać, że propaganda jako narzędzie wojny informacyjnej jest wykorzystywana przez obie strony. Nie jest tak, że tylko Irańczycy kłamią. Obie strony są mistrzami w kontroli informacji na swoich terenach. Izraelczycy są dużo lepsi w stosowaniu cenzury i społeczeństwo izraelskie rozumie to i podporządkowuje się temu. Z tego powodu ciężko ocenić rzeczywisty rozmiar zniszczeń po irańskich atakach. Na pewno mocno ucierpiała rafineria w Hajfie, ale co do celów wojskowych, możemy liczyć jedynie na domysły i szacunki.
Algorytmy promują gorące tematy, więc mamy wysyp internetowych ekspertów ds. Iranu i Izraela. Jak odsiewać istotne informacje?
Tutaj zareklamuję projekt naukowy, w którym biorę udział, realizowany przez Instytut Badań nad Turcją, poświęcony rosyjskiej i ogólnej dezinformacji oraz polityce propagandowej na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce. W naszych raportach podajemy przykłady dezinformacji, pokazujemy, jak mogą wyglądać fake newsy i manipulacje informacjami oraz wskazujemy, jak się przed dezinformacją bronić.
Co ma na celu rosyjska dezinformacja na Bliskim Wschodzie?
Przede wszystkim promocję rosyjskich interesów i kreowanie obrazu Rosji jako państwa, które nie tylko jest potężne, ale również sprawiedliwie traktuje kraje tzw. globalnego Południa, w przeciwieństwie do dawnych kolonizatorów i amerykańskich imperialistów.
Jakie źródła informacji pan poleca?
Polecam nie skupiać się na Twitterze jako takim, ale na oficjalnych stronach internetowych rzetelnych agencji prasowych. Trzeba przy tym pamiętać, że każda redakcja ma swoje ideologiczne skrzywienia. Nawet jeśli stara się zachować neutralność, czasami jest to utrudnione przez osobiste sympatie i antypatie.
Najlepiej korzystać z kilku oficjalnych źródeł z różnych krajów. Także redakcje z Iranu oferują całkiem pokaźny wybór publikacji i newsów w języku angielskim, ale w przypadku mediów państwowych obu zaangażowanych stron, trzeba zachować dużą ostrożność i krytycyzm. Krótko mówiąc, nie wierzyć we wszystko, co jest napisane.
Marcin Krzyżanowski - orientalista (iranista-afganolog), przedsiębiorca, wykładowca akademicki oraz były dyplomata. W latach 2008- 2011 Konsul RP w Kabulu oraz kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego Ambasady RP w Kabulu. Założyciel i prezes Harekat Consulting.