Izraelska kopuła przecieka, ale to było spodziewane. Irańczycy mają większe problemy z rakietami

1 tydzień temu 15
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Izraelskie systemy antyrakietowe przez lata wyrobiły sobie globalną markę, która wręcz idealizuje ich możliwości. Nazwa jednego z nich "Iron Dome", czyli "Żelazna Kopuła", stała się synonimem masowego i spektakularnego zestrzeliwania nadlatujących rakiet. Nigdy nie był on jednak stuprocentowo skuteczny. Na dodatek w tym pojedynku w ogóle nie bierze udziału, bo irańskie rakiety średniego zasięgu są daleko poza jego zasięgiem. Działa wiele innych izraelskich i irańskich systemów które, choć nie są niepokonane, to jednak bardzo skutecznie chronią Izrael, bardzo tępiąc główną broń Iranu.

Tarcza trochę cieknie, ale trzyma się bardzo dobrze

Te systemy używane teraz do obrony Izraela to izraelskie Arrow-2 i 3 (Strzała) oraz David Sling (Proca Dawida). Pomaga im amerykański THAAD (Terminal High Altitude Area Defense - Obrona Obszarowa w Terminalnej Fazie Ataku na Dużej Wysokości) i rakiety SM-3 odpalane z niszczycieli US Navy. Ich działanie widać na licznych nagraniach z Izraela i sąsiednich państw. Arrow-3 i SM-3 przechwytują cele na największych odległościach, jeszcze w kosmosie, co skutkuje charakterystycznymi wybuchami rozrzucającymi wokół jaśniejącą poświatę.

Arrow-2, David Sling i THAAD przechwytują swoje cele już w ich ostatniej fazie lotu, tak zwanej terminalnej, sekundy przed ich uderzeniem w ziemię. To ich działanie widać na filmach z izraelskich miast. Są odpalane już kiedy z nieba spadają irańskie głowice i szybko lecą na ich spotkanie. W przypadku udanego przechwycenia efektem jest krótka silna eksplozja.

Dokładnych statystyk co do skuteczności wszystkich tych systemów nie ma. Izraelczycy nigdy ich też nie ujawnili po poprzednich irańskich atakach w 2024 roku. Jest to informacja tajna, która mogłaby pomóc Irańczykom planować swoje uderzenia. Gdyby wiedzieli, z jaką skutecznością działają antyrakiety, mogliby policzyć, ile swoich rakiet potrzebują, aby z dużą dozą pewności przebić się przez obronę.

Są jedynie przybliżone szacunki na podstawie komunikatów izraelskiego wojska i nagrań cywili. To pierwsze twierdziło oficjalnie w poniedziałek przed południem, że od początku konfliktu w piątek nad ranem, Iran odpalił na Izrael około 350 rakiet. "Zdecydowana większość" miała zostać przechwycona, część przepuszczona jako zmierzająca na tereny niezabudowane, a niewielka część przemknęła się przez obronę i trafiła mniej więcej tam, gdzie miała. Oficjalnie Izraelczycy twierdzą, że około 5-10 procent irańskich rakiet przenika przez obronę.

Na podstawie fragmentarycznych komunikatów izraelskich władz, mowa o kilkunastu do około 20 pocisków, które trafiły w tereny zabudowane. Przy czym trzeba pamiętać, że istotna część doniesień o spadających na ziemię obiektach to mogą być szczątki rakiet i antyrakiet. Jest też jak najbardziej możliwe, że trafień było więcej, ale w obiekty wojskowe, gdzie nikt nie nagrywa i nie trzeba nikogo o tym informować. Niezależnie od tego, wygląda to raczej na kilka, góra kilkanaście procent odpalonych irańskich rakiet trafiających w coś konkretnego. Czyli skuteczność izraelsko/amerykańskiej obrony antyrakietowej kształtuje się gdzieś w rejonie 90 procent, zgodnie z tym co Izraelczycy mówią oficjalnie. Czyli "kopuła" nieco przecieka, ale jak na skalę wyzwania to i tak świetny wynik.

Iran zauważalnie słabnie

Kluczowym wyzwaniem dla obu stron będzie wytrzymanie takiego tempa wymiany ciosów w dłuższym okresie. Izraelczycy i Amerykanie mają podstawowy problem w postaci kosztów i dostępności antyrakiet. Pojedyncze kosztują od kilku do kilkunastu milionów dolarów, poza rakietą Stunner systemu David Sling, która ma jednak najmniejsze możliwości i najpewniej jest używana jako broń ostatniej szansy. Każda noc to więc setki milionów dolarów wysyłane w powietrze. Koszt można jednak uzasadnić, poprzez ochronę jeszcze cenniejszych obiektów na ziemi, nie wspominając o ludziach. Trudniej z samymi zapasami antyrakiet. Jak wskazują ich ceny, są to skomplikowane urządzenia, produkowane w ograniczonych ilościach. Jakich konkretnie, to w większości przypadków informacja niejawna. Najwięcej wiadomo o amerykańskich SM-3, które przez lata były produkowane w liczbie kilkudziesięciu rocznie. Izraelczycy deklarowali jeszcze w 2024 roku, że znacząco zwiększają produkcję rakiet Arrow-3, wobec starć z Iranem. Nigdy nie podawano jednak o jakie konkretnie ilości chodzi. Liczba przekraczająca sto miesięcznie byłaby jednak poważnym osiągnięciem. Nie jest to więc ilość pozwalająca w szybkim tempie uzupełniać zapasy podczas walk takich jak te obecne. To, co zgromadzono na początku, musi wystarczyć. Można założyć, że Izraelczycy sobie to wszystko policzyli, zanim wszczęli wojnę.

Iran stoi bowiem przed podobnym problemem. Zapas rakiet balistycznych zdolnych sięgnąć Izraela, czyli pocisków średniego zasięgu (MRBM), nie jest bez dna. Cały irański zapas rakiet balistycznych szacowano przez lata na około 3 tysiące. Tylko ich część stanowią MRBM (reszta to rakiety krótkiego zasięgu - SRBM), choć nie wiadomo jaką. W 2024 roku po dwóch atakach rakietowych na Izrael, wśród izraelskich analityków można było spotkać twierdzenia, że Irańczykom zostało ich "kilkaset". Od tego czasu na pewno trwała wzmożona produkcja, ale jej skala nie jest znana. Odpalone dotychczas około 350 rakiet może więc stanowić istotną część zapasu, ale jednak nie większość. Teoretycznie Iran powinien więc mieć jeszcze siły na długą taką wymianę ciosów. Ma jednak inny poważny problem. Wyrzutnie.

Irańskie rakiety średniego zasięgu są odpalane praktycznie wyłącznie z mobilnych wyrzutni na ciężarówkach. Istnieją dwie bazy z prawdopodobnie silosami, umożliwiającymi starty rakiet z ukrycia pod ziemią, ale do tej pory przypuszczano, że tylko dla tych krótkiego zasięgu, wycelowanych głównie w państwa arabskie. Odpalenia w kierunku Izraela to na dostępnych zdjęciach i nagraniach zawsze ciężarówki zaparkowane gdzieś na pustyni. Można przypuszczać, że w Teheranie nikt sobie nie wyobraził, iż izraelskie lotnictwo będzie swobodnie operować w irańskiej przestrzeni powietrznej i polować na takie delikatne cele. Tak się jednak dzieje i to najpewniej przesądzi o wyniku tego pojedynku. Izraelczycy regularnie pokazują nagrania trafień mobilnych wyrzutni. Według oficjalnych twierdzeń z poniedziałku wyeliminowano ich już 120, co ma stanowić 1/3 całego zapasu. Nawet jeśli to zawyżone propagandowo liczby, bo dowody zdjęciowe pokazano na kilkanaście, to w sposób oczywisty izraelskie lotnictwo ogranicza możliwość Iranu do odpalania rakiet i będzie to zjawisko postępujące.

Dodatkowo Izraelczycy regularnie bombardują bazy rakietowe w zachodniej i centralnej części Iranu. Irańczycy mozolnie wykuwali je w górach przez lata, aby tam skryć swoje zapasy rakiet oraz wyrzutni. Nie ma broni konwencjonalnej zdolnej się przebić do ich głównych części, ale Izraelczycy mogą celować w same ujścia tuneli na powierzchnię i towarzyszącą infrastrukturę, regularnie je uszkadzając i utrudniając Irańczykom korzystanie ze zmagazynowanych zapasów broni. To dodatkowo wpłynie na zdolność Iranu do organizowania ataków.

Pojedynek rakietowy najpewniej wygra Izrael

Spadek irańskiego potencjału widać po rozmiarach odpalanych fal rakiet. W warunkach pokojowych w 2024 roku Irańczycy odpalali po około sto za jednym razem. Przypuszczano więc, że w warunkach wojennych przy maksymalnym wysiłku będzie to wyraźnie więcej. Tymczasem największe dotychczasowe ataki, w ciągu doby po izraelskiej agresji, wynosiły właśnie około setki pocisków. Od tego czasu ta wartość wyraźnie spadła. W niedzielną noc izraelskie wojsko informowało o dwóch falach. Pierwsza liczyła około 30 rakiet, druga około 40. Izraelskie wojsko twierdzi, że Irańczycy chcieli odpalać znacznie więcej, ale kilkadziesiąt rakiet zostało zniszczonych na wyrzutniach.

Izrael utrzymuje, że kontroluje irańską przestrzeń powietrzną nad zachodem i centrum kraju, w tym nad samym Teheranem. Jest mała szansa, aby po ciosach z trzech pierwszych dni irańska obrona przeciwlotnicza zdołała skutecznie zawalczyć o odepchnięcie samolotów Izraela. Bez tego Iran jest raczej skazany na porażkę w wymianie ciosów na odległość. Wygra połączenie skutecznej tarczy antyrakietowej i równie skutecznego miecza w postaci lotnictwa oraz wywiadu. Nie oznacza to jednak automatycznie wygranej wojny dla Izraela. Historia pokazuje, że kontrola powietrza i swobodne bombardowanie wrogiego państwa drastycznie ogranicza jego zdolność do prowadzenia działań zbrojnych, ale nie zmusza go do uległości politycznej.

Przeczytaj źródło