Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
I tak ju? wysoka temperatura wok? Iranu w ci?gu ostatniej doby jeszcze znacz?co si? podnios?a. Amerykanie wykonali ruchy ?wiadcz?ce o mo?liwo?ci wybuchu walk, a izraelskie media pisz? o trwaj?cych intensywnych przygotowaniach do ataku. Wszystko to na tle spodziewanych niebawem decyzji dyplomatycznych, kt?re mog? da? argument do wojny.

Środowy wieczór był nadzwyczajną kumulacją sygnałów świadczących o możliwym rychłym ataku Izraela na Iran. Przy pomocy USA, albo bez. Ostatecznie noc minęła spokojnie, ale nie oznacza to, że ryzyko zniknęło. Wręcz przeciwnie. Napięcie wokół irańskiego programu jądrowego sięga szczytów. Tym bardziej że w najbliższych dniach Iran może odrzucić forsowany przez administrację Donalda Trumpa projekt porozumienia w tej sprawie, a Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) podjęła ważną formalną decyzję w sprawie irańskich prac nad bronią jądrową. Oba te wydarzenia mogą posłużyć do wygodnego pretekstu do tego, o czym ma marzyć rząd Izraela, czyli ataku na irański program jądrowy. Przygotowania ewidentnie trwają, będąc z jednej strony presją na Iran, ale z drugiej jak najbardziej mogą być realnym szykowaniem się do wojny.
Gwałtowny skok temperatury
Atmosferę w środę znacząco podgrzały dwie decyzje USA. Po pierwsze Departament Stanu zarządził ewakuację całego personelu z Iraku, poza tym pełniącym krytyczne funkcje. W zdawkowym komunikacie uargumentowano to "wzrostem napięcia w regionie". Dodatkowo według nieoficjalnych twierdzeń agencji "Reutera", podobną decyzję wydał Pentagon w kwestii rodzin i osób towarzyszących żołnierzy oraz pracowników cywilnych wojska przebywających w niektórych bazach w krajach Zatoki Perskiej, zwłaszcza w tej największej w Bahrajnie. Zarządzoną ewakuację potwierdził niedługo później sam Trump, zapytany przez dziennikarzy w Białym Domu.
- Są ewakuowani, bo to może być niebezpieczne miejsce. Zobaczymy, co się stanie, ale daliśmy sygnał do wyjazdu - stwierdził prezydent USA. Dopytywany o to, co takiego dzieje się w regionie i czy napięcie może opaść, odparł: "Oni nie mogą mieć broni jądrowej. Prosta sprawa. Nie mogą jej mieć". Odnosi się to do Iranu, pod którego adresem Trump od lat wygłasza takie przesłanie, zbieżne z pragnieniami premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Dodatkową wymowną informacją było to, że szef amerykańskiego Dowództwa Centralnego (CENTCOM) odpowiadającego głównie za Bliski Wschód gen. Michael Kurilla odwołał zaplanowane na czwartek wystąpienie przed jedną z komisji Kongresu w związku ze "wzrostem napięcia w regionie".
Tym informacjom towarzyszył nagły wręcz zalew nieoficjalnych doniesień w mediach amerykańskich i izraelskich na temat przygotowań Izraela do ataku na Iran, trwających w tej kwestii przepychanek pomiędzy Netanjahu oraz Trumpem, jak i szykowania się Irańczyków do odpowiedzi. W "Washington Post" dyplomata jednego z państw arabskich stwierdził, że "przyglądamy się sytuacji i jesteśmy zaniepokojeni". - Obawiamy się, że to jest znacznie poważniejsze niż kiedykolwiek w przeszłości - dodał. W "New York Times" anonimowy irański urzędnik mówił natomiast, że trwają narady i przygotowania na wypadek izraelskiego ataku. Odpowiedzią miałby być natychmiastowy i zmasowany odwet przy pomocy "setek" rakiet balistycznych. Niewiele później telewizja "CBS News" podała, że według ocen amerykańskich służb Izrael jest już w pełni gotowy do uderzenia na Iran. To samo napisał niedługo później "NYT" i podała telewizja NBC, powołując się na swoje źródła w służbach. Ta ostatnia twierdziła dodatkowo, że Izrael jest gotowy zaatakować sam, bez współpracy z USA, wobec niechęci Trumpa do angażowania się w wojnę i wywierania presji na Netanjahu, aby też tego nie robił.
Wszystko na tle dyplomacji
Zalew takich informacji na przestrzeni godzin wywołał natychmiastowe obawy, czy noc ze środy na czwartek będzie tą, w trakcie której dojdzie do izraelskiego uderzenia. Nic takiego się nie stało, przynajmniej na razie. Jednak groźba ewidentnie jest i samo to ma znaczenie w kontekście trwającej gry dyplomatycznej. Administracja Trumpa stara się wynegocjować porozumienie z Iranem, które faktycznie realizowało wypowiedziane przez niego pragnienie: "Oni nie mogą mieć broni jądrowej". Nic nie wskazuje, aby Irańczycy już ją mieli, ale zatrzymali swój proces jej tworzenia na bardzo zaawansowanym poziomie. Według publicznych twierdzeń przedstawicieli Pentagonu tak zwany "okres przełamania", czyli czas od momentu podjęcia decyzji o stworzeniu broni jądrowej do jej faktycznego posiadania, to w przypadku Iranu kwestia dni. Irańczycy posiadają konieczną wiedzę i elementy bomby, poza uranem wzbogaconym do ponad 90%. Zatrzymali się na poziomie 60% i takiego materiału mają mieć około 400 kilogramów. Jednak przy skali ich zakładów wzbogacania, uzyskanie odpowiednich ilości materiałów rozszczepialnych do złożenia pierwszych ładunków, to mają być właśnie dni.
Trump od swojej pierwszej kadencji chciał zmusić Iran do całkowitego zrezygnowania z możliwości wzbogacania uranu. Zgodnie z pozycją Netanjahu, z którym od lat łączyły go dobre relacje. Dlatego też w 2018 roku storpedował porozumienie JCPOA podpisane w 2015 roku, wycofując z niego jednostronnie USA, ponieważ między innymi pozwalało Irańczykom na ograniczone wzbogacanie na cele cywilne, pod rozbudowanym nadzorem IAEA. Jednak według najnowszych informacji na temat aktualnych negocjacji z Iranem, Trump zrezygnował z tego swojego dotychczas twardego wymogu. Według nieoficjalnych doniesień "NYT" z początku czerwca najnowsza propozycja porozumienia przedstawiona Iranowi przez USA dopuszcza wzbogacanie uranu do poziomu potrzebnego dla reaktorów cywilnych, ale w nowo wybudowanym zakładzie na małej wyspie na Zatoce Perskiej, pod nadzorem międzynarodowego konsorcjum. Niewielkie ustępstwo, ale i tak wymowne, zwłaszcza jeśli dodać do tego nieoficjalne twierdzenia mediów amerykańskich i izraelskich piszących już od miesięcy o istotnym ochłodzeniu się relacji Trumpa i Netanjahu na tle sporów o postępowanie wobec Palestyńczyków, Syrii i Iranu.
Iran pośrednio tę ostatnią propozycję odrzucił. W poniedziałek 9 czerwca Teheran poinformował, że jeszcze w tym tygodniu zamierza przedstawić USA kontrpropozycję, która ma być lepsza niż ta amerykańska, którą nazwano "nieakceptowalną". Początkowo informowano, że może się to stać już w czwartek, w ramach szóstej rundy negocjacji. Aktualnie wydaje się jednak, że główny amerykański negocjator Steve Witkoff pojedzie na rozmowy w Omanie dopiero w niedzielę. Można przypuszczać, że wobec tego Waszyngton zdecydowanie sugeruje Izraelczykom, aby na razie wstrzymali się z rozwiązaniami siłowymi.
Kij uniesiony wysoko
Drugim istotnym wydarzeniem dyplomatycznym było czwartkowe głosowanie Rady Dyrektorów IAEA, podczas którego oficjalnie uznano Iran za łamiący zapisy porozumień międzynarodowych dotyczących ograniczenia rozprzestrzeniania broni jądrowej. To istotne wydarzenie, ponieważ dotychczas organizacja przez lata starała się nie zaogniać relacji z Iranem, mając nadzieję na utrzymanie wartościowej współpracy i możliwości wizyt inspektorów w irańskich zakładach. To się jednak dzisiaj skończyło. Decyzja IAEA formalnie może być podstawą do między innymi odwieszenia aktualnie częściowo zawieszonych sankcji lub wprowadzenia nowych. Jest też istotnym narzędziem w rękach Izraela i USA do wywierania presji dyplomatycznej na Iran oraz jego sojuszników.
Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby Izraelczycy realnie przygotowywali poważny atak na Iran i jego instalacje jądrowe. Nawet bez USA, choć tak jak pisaliśmy wcześniej, Amerykanie też poczynili wymowne przygotowania. Samodzielny izraelski rajd na Iran byłby trudną i ryzykowną operacją, ale niezależnie od tego, to niezaprzeczalne zagrożenie dla Irańczyków. Przekłada się to w sposób oczywisty na negocjacje nad porozumieniem. W ciągu ostatniej doby kij został uniesiony wysoko.