Elektryczny gokart czy wiatr we włosach? MINI Cooper SE kontra MINI Cooper S Cabrio

1 dzień temu 6
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Najbardziej lifestylowy samochód na rynku? MINI nie można odmówić charakteru

MINI Cooper to bez dwóch zdań ikona motoryzacji. Samochód, który od lat jest czymś więcej niż tylko środkiem transportu — to symbol miejskiego stylu życia, który łączy w sobie nutę brytyjskiej elegancji z odrobiną buntowniczej swobody. Jest jak designerska torebka czy limitowane buty — wybierasz go, bo chcesz się wyróżniać i jesteś gotowy zapłacić nieco więcej, a nie dlatego, że szukasz najbardziej praktycznego auta na świecie. Kompaktowy, zwrotny i zadziorny, idealnie pasuje do zatłoczonych ulic dużych miast, ale jednocześnie ma w sobie aurę małego luksusu, czemu znacznie pomaga doskonały ekran OLED i systemy z BMW.

Czytaj też: Test MINI Cooper SE. Nieracjonalna miłość do elektrycznego gokarta 

Charakterystyczna sylwetka, krągłe reflektory i wnętrze, które świadomie bawi się stylistyką retro, budują wrażenie, że MINI to wciąż ten sam kultowy „maluch”, który kiedyś podbił popkulturę, choć dziś ubrano go w nowoczesne technologie i bardziej dopracowany design. To samochód, który wywołuje emocje — można go kochać za styl i osobowość albo krytykować za ekscentryczność, ale obojętnie przejść obok niego się nie da. Tak się składa, że zarówno elektryczny wariant, jak i kabriolet, wzbudzają jeszcze bardziej skrajne odczucia; i miałem okazję spędzić kilka dni z jednym i drugim modelem.

Czytaj też: Test Mini Cooper S – takiego wyposażenia w tej cenie się nie spodziewacie

Design. Zielone blachy czy jazda bez dachu?

MINI Cooper SE to kwintesencja marki w elektrycznym wydaniu. Z daleka wygląda jak klasyczny MINI — okrągłe reflektory LED, zwarte proporcje (3,85 m długości, 1,73 m szerokości, 1,43 m wysokości), krótki zwis nadwozia i zadziorna sylwetka. Zielone tablice i subtelne detale, jak miedziane logo czy brak tradycyjnego grilla, zdradzają elektryczny napęd. Egzemplarz, którym miałem okazję jeździć, był w kanarkowym odcieniu, więc widać go było z daleka. Chociaż na co dzień nie do końca wpisuje się w moją stylistykę, to wpisuje się w trend miejskich samochodów — spójrzmy chociażby na Renault 5 czy BYD Dolphin Surf, które również cieszą się największym powodzeniem w najbardziej krzykliwych odcieniach.

W linii Favoured reflektory MINI Coopera zyskują wyrafinowany sznyt, a tylne lampy z motywem Union Jack dodają brytyjskiego uroku. Szklany dach panoramiczny i 17- lub 18-calowe alufelgi (na przykład przepiękne Night Flash Spoke 2-tone) podkreślają ekscentryczny charakter. To design, który łączy tradycję z nowoczesnością — „charyzmatyczna prostota”, jak nazywają to projektanci MINI. Jak już wspomniałem — nie każdy pokocha ten styl, ale nikt nie przejdzie obok niego obojętnie. W teorii totalnie nie jest to mój klimat, ale jednak MINI byłem w stanie to wybaczyć, a nawet po kilku dniach zaczęła mi ta żółta landrynka wpadać w oko.

Czytaj też: Test Mini Cooper Countryman Plug-In Hybrid – za co ludzie go tak lubią?

MINI Cooper Cabrio S to za to klasyka w wersji open-air. Z wyglądu niemal identyczne jak hatchback, różni się miękkim, składanym dachem, który otwiera się w 18 sekund (do 30 km/h) i zamyka w 15 sekund. Model dostępny jest w trzech liniach stylistycznych — Classic, Favoured i John Cooper Works — i również mamy tutaj pełną personalizację wyglądu. Testowany egzemplarz miał kolor Indigo Sunset Blue (pisząc wprost: granatowy) i wyglądał… dość smutno, szczególnie w porównaniu do żółtego SE. Jak wspominałem w innych swoich motoryzacyjnych artykułach czy testach, najbardziej lubię czarne samochody (wyjątkiem jest naturalny kolor stali nierdzewnej wykorzystanej w Cybertrucku) i ciemne kolory zawsze w moich oczach wygrywają, jednak tutaj faktycznie chyba lepiej zdecydować się na coś bardziej „szalonego”.

Okrągłe reflektory LED, subtelny grill i tylne lampy z motywem Union Jack są wierne DNA MINI, ale otwarty dach dodaje mu niepowtarzalnego charakteru. Wymiary (3,86 m długości, 1,73 m szerokości) są niemal identyczne jak w SE, ale sylwetka wydaje się bardziej swobodna.

Czytaj też: 3 kraje, 1 dzień i elektryk. Pierwsza jazda MINI Aceman

Wnętrze, czyli mieszanka retro z nowoczesnością

Środek MINI Coopera kontynuuje ekscentryczną stylistykę. Jak wspominałem, centralnym elementem wnętrza jest okrągły wyświetlacz OLED o przekątnej 9,5 cala — to nawiązanie do klasycznych zegarów MINI, jednak teraz w nowoczesnej, efektownej formie. System MINI Operating System 9 wyróżnia się przejrzystością i intuicyjną obsługą, a wyraziste kolory oraz wysoka rozdzielczość zapewniają wysoki komfort użytkowania. Wyposażenie obejmuje wiele rozrywkowych i przydatnych opcji, jak planowanie ładowania, gry AirConsole (na przykład UNO czy Overcooked) czy możliwość skreczowania utworów na Spotify poprzez poruszanie płytą, która pokrywa wtedy całą powierzchnię ekranu.

Zachowano charakterystyczne dla marki fizyczne przełączniki — w tym ten do uruchamiania samochodu, który jest wystającą imitacją kluczyka i musimy go przekręcić, żeby włączyć silnik — podkreślające motoryzacyjne DNA marki. Wnętrze wykonano z wysokiej jakości materiałów: znajdziemy tu dzianinę z recyklingu oraz syntetyczną skórę Vescin. Ambientowe oświetlenie, rzucające barwne wzory na deskę rozdzielczą, oraz w wyższych pakietach nagłośnienie harman/kardon podnoszą poczucie komfortu i jakości. Przed kierowcą znajduje się również jeden z najciekawszych ekranów head-up, bo zamiast dziury w desce rozdzielczej i projekcji na szybie, mamy automatycznie wysuwany mały ekranik, na którym widzimy wszystkie najważniejsze informacje podczas jazdy. Czy jest to potrzebne udziwnienie? Pewnie nie, ale hej, właśnie za to kochamy MINI.

Czytaj też: Test Porsche Macan Turbo – nie ma lepszego elektrycznego crossovera?

W kabriolecie środek miał wykończenie tkaninowe w wariancie Vescin Beige z dodatkami skóry ekologicznej. To ciekawy wybór do samochodu „bez dachu”, bo siedzenia i cała deska rozdzielcza są pokryte niemal białym materiałem, który nie wydaje się wcale łatwy do umycia — a przy otwartym dachu po jakimś czasie wydaje mi się, że może być to dość upierdliwe. W ciągu kilku dni jazdy nie zauważyłem co prawda problemów, ale jak pisałem — na dłuższą metę rozpatrywałbym to jako potencjalny kłopot i bałbym się, że brud z zewnątrz osadzi się w środku auta. W takim wariancie sam wybrałbym więc wersję Vescin Nightshade Blue, którą możecie zobaczyć na zdjęciach z MINI Coopera SE.

Przestrzeń i funkcjonalność. Nie dajcie się nabrać na tylne siedzenia

Jeśli chodzi o miejsce, to jest… ciężko. Jak pisałem, MINI bardziej ma robić wrażenie z zewnątrz i jest ciekawym gadżetem na kółkach, ale o praktycznych aspektach trudno tutaj pozytywnie się wypowiedzieć. Przednie fotele zapewniają wygodę i ergonomię, przez co kierowca oraz pasażer tutaj nie mają absolutnie powodu do narzekania, szczególnie, że można dokupić nawet funkcję masażu. Z tyłu jednak… możecie mieć problem, żeby zmieścić zapakowany plecak, a co dopiero żeby wszedł tam jakikolwiek dorosły pasażer. 

Czytaj też: Omoda 9 Super Hybrid na Torze Modlin. Chiński SUV kontra polski off-road

Co ciekawe, konstrukcja wnętrza różni się w elektryku i kabriolecie. Z przodu SE miał standardowe miejsce na smartfon w postaci ładowarki indukcyjnej, która była przedłużeniem tunelu środkowego i wchodziła pod ekran i panel z fizycznymi przyciskami. W kabriolecie znajdziemy rozwiązanie z nowych BMW, ale nie jestem pewien, czy to dobrze — tutaj ładowarka indukcyjna jest w niemal pionowej orientacji, a kiedy chcemy coś podładować, to musimy to włożyć za specjalny pasek. To ma sens, kiedy chcemy naładować coś innego niż telefon, na przykład smartwatch; wtedy pasek wygodnie przytrzyma nam zegarek. W przypadku samego smartfona jest to jednak zdecydowanie mniej praktyczne, a przede wszystkim — taki układ w moim mniemaniu odbiera poczucia przestrzeni. W Cabrio czułem się dość „ściśnięty”, co w elektrycznym wariancie w ogóle nie miało miejsca. Nawet z otwartym dachem miałem wrażenie, że jest to jeszcze mniejsza wersja samochodu — byłem nawet przekonany, że główny ekran jest mniejszy niż w elektryku, chociaż konfigurator na stronie MINI wyprowadził mnie z błędu. 

MINI Cooper SE
MINI Cooper SE
MINI Cooper SE
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio

Na przekór doświadczeniom z fotela kierowcy, z tyłu układ również jest inny, ale całkowicie w drugą stronę. W elektrycznym MINI Cooperze, siedzenia z tyłu nie wyglądały ani trochę atrakcyjnie — samochód jasno nimi wskazywał, że to mało użyteczna ławeczka i raczej nie ma opcji, żeby ktoś tam wsiadł. Fotele nie wyglądały zachęcająco, a i środkowy tunel rozciągnięty na całą długość samochodu dodatkowo odbierał miejsca na nogi. W kabriolecie, o ironio, sytuacja była skrajnie inna. Z tyłu znajdziemy pełnoprawne, dobrze wyglądające i wygodne fotele, nawet z cup holderem po środku. Aż ma ochotę się wsiąść do tyłu…

MINI Cooper SE
MINI Cooper SE
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio

…albo bardziej spróbować, bo miejsca na nogi i tu i tu jest wręcz komicznie mało. Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć, ile miejsca na nogi ma pasażer z tyłu. Arkowi, który robił zdjęcia, udało się tam wcisnąć na chwilę (zdjęcie poniżej), ale nie są to absolutnie warunki, w jakich chcielibyście się wybrać w podróż. MINI Cooper to samochód dla dwóch osób i niech nawet te kusząco wyglądające fotele z tyłu Cabrio Was nie zmylą. Szczególnie, że w kabriolecie od pakietu wyposażenia M dostajemy osłonę przeciwwiatrową, która zajmuje całe miejsce z tyłu samochodu.

Czytaj też: Test Mazda CX-80 – make Duży Silnik great again

Z bagażnikiem sytuacja jest niewiele lepsza. Ten w modelu SE oferuje zaledwie 211 litrów pojemności, która po złożeniu siedzeń rośnie do około 731 litrów. Dwie duże torby z zakupami i kabel do ładowania samochodu praktycznie wypełniają całą dostępną przestrzeń przy złożonych fotelach. Co jednak ciekawe, to fakt, że takie wartości wydają się luksusem w porównaniu do tego, co czeka nas w Cabrio — bo tam bagażnik ma pojemność zaledwie 160 litrów. No i trzeba pamiętać, że jeśli macie osłonę przeciwwiatrową i chcecie ją akurat zdjąć, żeby chociaż jedna osoba czy torba z zakupami zmieściła się do tyłu, to musicie schować ją do bagażnika, tym samym odbierając sobie lwią część przestrzeni bagażowej. O dłuższej wyprawie (mimo spalinowego silnika) nie ma więc co marzyć, a nawet wyjazd do marketu na zakupy może nie zakończyć się sukcesem. To już jest typowo lifestylowy samochód.

MINI Cooper SE
MINI Cooper SE
MINI Cooper SE
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio
MINI Cooper S Cabrio

Czytaj też: Nowa Tesla Model Y L. Nadchodzi król rodzinnych elektryków?

Do tego muszę przyznać, że Cabrio wydaje się zaskakująco mało pewne. Klapą od bagażnika czy drzwiami trzeba konkretnie trzaskać, a i samo zamykanie się dachu wzbudzało we mnie niemały lęk. Nie wyglądało to pewnie i oglądając ten proces przez niemal 20 sekund byłem w pogotowiu, żeby ręką pomóc dachowi trafić w dziurę na górze obramowania przedniej szyby. Nie jestem jedyną osobą z redakcji, która miała podobne odczucia, więc nie wynika to raczej z mojego przewrażliwienia, a zwyczajnie z tego, jak ten proces przebiega. Do tego szkoda, że trzeba cały czas trzymać przycisk podczas otwierania i zamykania dachu — chociaż w teorii możemy to robić do prędkości 30 km/h, to w praktyce jest to mało wygodne podczas jazdy i lepiej podejmować takie akcje podczas postoju. To nie jest tylko przypadłość MINI, bo i wielu innych producentów nie zapewnia automatycznego chowania się dachu, ale byłby to bardzo miły dodatek. Co też raczej oczywiste, wyciszenie kabiny w Cabrio jest zdecydowanie gorsze — nawet przy złożonym dachu słychać wszystko tak, jakbyśmy mieli otwarte okna.

Którym Cooperem się lepiej jeździ?

Testowany przeze mnie elektryczny Cooper SE to moc 218 KM (160 kW) i 330 Nm momentu obrotowego, co przekłada się na sprint do setki w 6,7 sekundy i maksymalną prędkość 180 km/h. Elektryczny napęd sprawia, że w mieście jest bezkonkurencyjny — zwinny, cichy i zrywny. Na światłach zostawia spalinówki w tyle, a buspasy to jego naturalne środowisko. Zawieszenie jest sprężyste, ale nie męczące, a nisko położony środek ciężkości (dzięki baterii 49,2 kWh) daje gokartowe wrażenia. Tryby MINI Experience dodają smaku. W Go-Kart czujemy sportowy pazur, z czerwonym oświetleniem i imitacją strzelającego wydechu z głośników, a w Green mały koliber na ekranie przypomina o ekologicznym stylu jazdy. Futurystyczny dźwięk przyspieszania — choć nie jest to Hans Zimmer, jak w BMW — nadal buduje klimat. 

W mieście SE jest królem, ale na trasie oczywiście wymaga planowania. Zasięg WLTP to 400 km, ale w zimowe dni (ok. 0 stopni Celsjusza) realnie bliżej 300 km. Zużycie waha się od 17 kWh/100 km w mieście do 22 kWh/100 km w trasie. Ładowanie do 95 kW nie powala, ale system MINI 9, który automatycznie planuje ładowania i nagrzewa baterię przed podjechaniem na ładowarkę, integracja z MINI Charging (jedna karta do praktycznie wszystkich ładowarek) i aplikacja (z Digital Key i podglądem kamer) sprawiają, że organizacja ładowania czy pilnowanie samochodu jest banalnie proste. Na trasie Warszawa-Lublin, którą odbyłem elektrykiem w pierwszym kwartale tego roku, auto samo wyznaczyło stacje (GreenWay, Powerdot), a płatność kartą MINI Charging była szybka i wygodna.

Czytaj też: Chcesz zagrać w klasyki z Atari? Musisz mieć… Volkswagena

Pod maską Cabrio znajdziemy za to dwulitrowy, czterocylindrowy silnik benzynowy z turbo doładowaniem (TwinPower Turbo). Mówimy tutaj o mocy 204 KM (150 kW) i maksymalnym momencie obrotowym na poziomie 300 Nm. Napęd przekazywany jest na przednie koła za pośrednictwem 7-biegowej, dwusprzęgłowej skrzyni automatycznej (DSG). Setka w 6,9 sekundy to wynik nieco gorszy niż w elektryku, za to maksymalna prędkość na poziomie 237 km/h zostawia bardziej ekologicznego brata w tyle.

Zawieszenie jest zestrojone komfortowo, z nutą sportowego charakteru, choć brak stałego dachu sprawia, że nadwozie jest nieco mniej sztywne — na nierównościach czuć solidne drgania. W mieście Cabrio radzi sobie świetnie, dzięki kompaktowym wymiarom i zaawansowanym asystentom, ale prawdziwa magia dzieje się na otwartych drogach. Z otwartym dachem i rykiem silnika każda przejażdżka to mała przygoda, w nocy w akompaniamencie oświetlenia z wybranego trybu MINI Experience.

Czytaj też: Hyptec HT – chiński elektryk z masażem i 22 głośnikami wkrótce w Polsce

Jeśli lubicie więc wiatr we włosach (ja średnio, bo wtedy od razu eksponowane są moje zakola, a czapka nie jest rozwiązaniem, bo przy większych prędkościach boję się, że zaraz ją stracę) to Cabrio naturalnie będzie strzałem w dziesiątkę. Złożony dach w takim samochodzie, z takim designem, dodaje Wam od razu mnóstwo punktów stylu. Osobiście jednak uważam, że MINI Cooper to samochód stworzony do elektrycznego napędu. Dynamiczny start, efekty dźwiękowe różniące się w zależności od trybów Experience, zwinność, zgrabność i możliwość jeżdżenia buspasem to coś, co całkowicie zmienia wrażenia z jazdy. Chociaż wszystkie MINI są żwawe i dużo bardziej dynamiczne niż wyglądają, to wariant elektryczny robi największe wrażenie, a polskie benefity posiadania EV sprawiają, że w przypadku tego samochodu… nie ma się nad czym zastanawiać. Tutaj zielone rejestracje wygrywają.

Miasto to plac zabaw MINI Coopera

Cooper SE jest stworzony do miejskiego życia. Parkowanie? Doskonały asystent z BMW załatwi sprawę, a kompaktowe wymiary pozwalają wcisnąć się w każdą lukę. Ekonomiczność? Przy jeździe miejskiej (17 kWh/100 km) koszty są niskie, a i samą cenę samochodu przy zakupie czy wynajmie możemy znacznie zbić dzięki dopłatom rządowym. Technologia, jak AR w nawigacji czy asystent Spike, ułatwia życie, choć brak polskiego języka w asystencie trochę boli. To auto dla tych, którzy żyją w rytmie miasta, cenią ekologię i chcą się wyróżnić. Ale mały bagażnik i ciasnota z tyłu oznaczają, że to raczej drugi samochód w rodzinie, a nie główne auto, które będziemy też czasem chcieli zabrać na dalekie wyprawy.

Cabrio to z kolei samochód dla marzycieli, którzy chcą, by każda jazda była celebracją. Otwarty dach zmienia zwykłą przejażdżkę w coś wyjątkowego — idealne na weekendowe wypady za miasto (do dwóch osób, oczywiście), kręte drogi czy wieczorne eskapady. Oświetlone centrum Warszawy skąpane w blasku księżyca w lipcowy wieczór z perspektywy MINI ze schowanym dachem to naprawdę sympatyczne przeżycie. W codziennym życiu ma jednak swoje minusy. Zużycie paliwa (około 7 l/100 km w cyklu mieszanym przy spokojnej jeździe) jest rozsądne, ale w mieście może wypadać drożej niż SE. Mały bagażnik (160 l) zmusza do minimalistycznego pakowania, jakbyśmy wybierali się na lot Ryanairem, a ciasnota z tyłu sprawia, że to auto dla singla lub pary. W deszczowe dni czy zimą dach musi być zamknięty, co naturalnie odbiera mu trochę uroku. Systemy asystujące (pasa ruchu, parkowania) znacznie ułatwiają życie, ale Cabrio to bardziej samochód na specjalne okazje niż codzienny środek transportu.

Czytaj też: Test Xpeng G6 Performance – czy europejska motoryzacja już może się pakować?

Cena. I tu i tu musicie liczyć się ze sporym wydatkiem

Ceny MINI Coopera SE startują od 146 500 zł za wersję E, ale SE w linii Favoured to już 186 700 zł. Z dodatkami (panoramiczny dach, większe felgi, niestandardowy lakier) łatwo przebić 200 tysięcy. To sporo za miejskie auto, zwłaszcza że konkurencja, jak Tesla Model 3 czy Y, oferuje większy zasięg i przestrzeń w podobnej, a nawet i niższej cenie. Ale, o czym nie można zapomnieć, MINI to styl życia, za który trzeba dopłacić w przedziale premium.

Ceny Cabrio startują od 131 900 zł za wersję C w linii Classic, ale jeśli chcecie wariant S w linii Favoured z pakietem wyposażenia M i wybranym lakierem oraz felgami, to cena rośnie do ponad 160 tysięcy. Jeżeli skusicie się na najlepsze wyposażenie i takie dodatki jak poszycie dachu MINI Yours (widoczne na zdjęciach), to dobijecie do niemal 180 tysięcy — a przecież nadal jest jeszcze droższa wersja JSW, która może nas wynieść nawet 200 600 zł. To kwoty porównywalne z SE, ale bez dopłat rządowych na elektryki, co czyni zakup nieco mniej opłacalnym.

To jest zatem kolejny argument za tym, żeby finalnie jednak sięgnąć po elektryczną wersję MINI Coopera. 

Czytaj też: Renault wprowadza nowy E‑Tech Hybrid – Symbioz i Espace oszczędzają do 40 % paliwa i jadą do 1 000 km na jednym baku

Serce kontra rozum

Wybór między MINI Cooper SE a Cabrio to starcie dwóch światów. Elektryczny SE absolutnie mnie kupił, choć traktuję go jako drogi gadżet, przepłaconą, ale szczerze fascynującą dostawkę na podjazd do garażu. Jest zwinny, całkiem ekonomiczny i po prostu stworzony do miasta, ale ograniczony zasięgiem i przestrzenią. Cabrio to kwintesencja wolności, idealnie wpisując się w całą stylistykę marki. Otwarty dach i ryk silnika dają emocje, których nie da się podrobić, ale w codziennej rutynie ustępuje praktycznością. Oba są tak samo piękne, niepowtarzalne i przy okazji drogie, ale finalna decyzja zależy od Waszych własnych preferencji.

Czy wolicie cichą, gokartową dynamikę w miejskim zgiełku z fantastycznymi efektami wewnątrz i poczuciem większej przestrzeni za kółkiem, czy wiatr we włosach na otwartych drogach kosztem jeszcze większej ciasnoty? Zazwyczaj staram się kierować rozumem, ale z MINI chyba jest tak, że to jednak serce powinno decydować. I musicie sami posłuchać swojego. Ja finalnie jednak postawiłbym na elektryczny wariant.

Przeczytaj źródło