Ekstra pieniędzy nie będzie. W miejsce porodówek izby bez lekarza. Co w razie powikłań?

9 godziny temu 7
  • Projekt zakłada tworzenie izb porodowych przy SOR-ach lub izbach przyjęć tam, gdzie do najbliższej porodówki jest ponad 25 km. W takich miejscach dyżurować ma położna, która odbierze poród lub zdecyduje o transporcie do specjalistycznego oddziału
  • Rozporządzenie nie przewiduje dodatkowych pieniędzy dla oddziałów, w których rodzi się mniej niż ok. 300 dzieci rocznie. Oznacza to, że resort nie zamierza ratować finansowo najmniejszych porodówek, nawet w regionach o trudnej dostępności
  • W konsultacjach zgłoszono ponad 120 uwag, w tym pytania o finansowanie karetek do transportu rodzących i noworodków. Samorządy podkreślają, że zakup i wyposażenie karetki o standardzie „N” przekracza możliwości szpitali powiatowych
  • Położne i organizacje pacjenckie ostrzegają przed brakiem całodobowej obecności lekarza ginekologa i neonatologa w izbach porodowych. Ich zdaniem może to zwiększać ryzyko w sytuacjach nagłych i powikłanych porodów
  • Niejasne pozostaje, czy w miastach, gdzie zlikwidowano oddziały położniczo-ginekologiczne, izby porodowe będą obowiązkowe

Izby porodowe w miejsce likwidowanych oddziałów położniczo-ginekologicznych

Rozporządzenie ministra zdrowia zmieniające rozporządzenie w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego ma zapewnić dostęp do świadczenia „Opieka nad kobietą w ciąży lub kobietą rodzącą realizowana przez położną” u świadczeniodawców posiadających izbę przyjęć (IP) lub szpitalny oddział ratunkowy (SOR) i zlokalizowanych w odległości ponad 25 kilometrów od najbliższego szpitala udzielającego świadczeń opieki zdrowotnej z zakresu położnictwa i ginekologii w trybie hospitalizacji. 

Przypomnijmy, że projekt rozporządzenia jest odpowiedzią na postulaty zgłaszane przez samorząd powiatu leskiego i szpital w Lesku, domagających się wsparcia dla oddziałów położniczo-ginekologicznych, których likwidacja zagroziłaby bezpieczeństwu rodzących i noworodków. Oddział położniczo-ginekologiczny w Lesku (obecnie zawieszony) jest nazywany „ostatnią porodówką w Bieszczadach”.

Przedstawiciele samorządu i pracownicy szpitala oraz reprezentanci mieszkańców we wrześniu protestowali przed Ministerstwem Zdrowia, wkrótce po objęciu stanowiska ministra zdrowia przez Jolantę Sobierańską-Grendę. Domagali się rozwiązania pozwalającego na finansowanie i pozostawienie porodówki w leskim szpitalu oraz porodówek, które powinny nadal istnieć ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa rodzących kobiet i ich dzieci, co już wcześniej obiecywała była ministra zdrowia Izabela Leszczyna.

Kształt rozporządzenia przesądza o tym, że Ministerstwo Zdrowia nie zamierza dokładać ekstra pieniędzy do nierentownych oddziałów położniczo-ginekologicznych, czyli takich, w których rodzi się mniej niż ok. 300 dzieci rocznie. Tak jest w Lesku, ale podobna sytuacja dotyczy wielu innych porodówek.

- Tam, gdzie brakuje porodówki, w SOR lub izbie przyjęć będzie dyżurowała położna. Odbierze poród lub zdecyduje o przewiezieniu ciężarnej, także z pomocą Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, do specjalistycznego oddziału - mówił Rynkowi Zdrowia wiceminister Tomasz Maciejewski.

Projekt został skierowany do konsultacji 30 października z przyspieszonym terminem ich zakończenia - do 21 listopada. Wniesionych zostało ponad 120 uwag. 

Co z bezpieczeństwem rodzących i położnych? Kto sfinansuje zakupy karetek "N"? 

Położne z oddziału ginekologiczno-położniczego w szpitalu w Lesku krytycznie odniosły się do projektu rozporządzenia. Podają lokalny przykład - miejscowość Wetlina - najbardziej oddaloną w regionie Bieszczad od Leska, gdzie proponowane jest utworzenie izby porodowej - dzieli od Leska ok. 47 km. Po likwidacji oddziału położniczo ginekologicznego dotarcie do najbliższego takiego oddziału z Wetliny będzie wymagało - zdaniem położnych - pokonania dodatkowych 40 kilometrów.

- Oznacza to w praktyce wydłużenie czasu dotarcia pacjentki i noworodka do pełnej opieki medycznej o co najmniej 2 godziny. Należy również wskazać, że czas dojazdu karetki typu „N” (stacjonującej w Rzeszowie) do Leska wynosi średnio około 2 godzin, co w sytuacji zagrożenia życia noworodka praktycznie uniemożliwia skuteczne udzielenie pomocy - zaznaczyły w uwagach do projektu rozporządzenia.

Proponowały uzupełnienie projektu rozporządzenia o zapis zobowiązujący świadczeniodawcę realizującego świadczenia z zakresu położnictwa i ginekologii do zapewnienia całodobowej dostępności dla kobiet rodzących i noworodków lekarza specjalisty w dziedzinie położnictwa i ginekologii oraz pediatry/neonatologa, przez wszystkie dni tygodnia.

Jak przekonują, w praktyce brak całodobowego dostępu do lekarza specjalisty w miejscu, gdzie prowadzone są porody (co miałoby wynikać z braku oddziału ginekologicznego i noworodkowego - red.), „uniemożliwia położnej wykonanie obowiązków zgodnie z prawem oraz stwarza ryzyko dla bezpieczeństwa pacjentki i noworodka”. Położne domagały się też zapisania w rozporządzeniu, kto odpowiada za opiekę nad noworodkiem w stanie ciężkim do czasu przyjazdu karetki typu „N”.

Ministerstwo Zdrowia nie uwzględniło uwag i zaznaczyło, że projekt przewiduje procedurę postępowania w takiej właśnie sytuacji (gdy w szpitalu istnieje tylko izba porodowa - red.), mającą zapewnić opiekę nad noworodkiem i przekazanie do świadczeniodawcy, który może udzielić świadczeń opieki zdrowotnej we właściwym zakresie.

W uwagach pojawiało się m.in. pytanie dotyczące finansowania zakupu i wyposażenia przez szpital specjalnej karetki do przewozu rodzącej lub noworodka. - Szpitala powiatowego nie stać na zakup karetki z wyposażeniem o standardzie karetki "N" - zaznaczyła dyrekcja szpitala w Lesku.

Na podobny aspekt wskazywał Szpital Powiatu Bytowskiego Sp. z o.o. w Bytowie, bo uruchomienie izby porodowej tam, gdzie już nie ma oddziału położniczo ginekologicznego, to duży nakład finansowy w zakresie zakupu nowej karetki, specjalistycznego sprzętu oraz dostosowania pomieszczeń.

Projekt nie zakłada przyjmowania porodów w szpitalu bez porodówki

Jak wynika z treści uwag do projektu, dla samorządów powiatowych prowadzących szpitale nie jest jasne, czy w miastach, w których zlikwidowano oddział położniczo-ginekologiczny, izby porodowe mają obligatoryjnie powstawać, jeśli przekroczone jest kryterium odległości do najbliższej porodówki. Tak jest właśnie w Bytowie, gdzie 3 lata temu zlikwidowano oddział położniczo-ginekologiczny. Tam wypracowany został system korzystania przez kobiety w czasie ciąży z usług położnej w POZ, poradni dla kobiet w strukturach AOS oraz profesjonalnej pomocy i edukacji w prowadzonej przez szpitalną fundację szkole rodzenia. Rodzące trafiają do szpitali poza Bytowem.

- Nasze mieszkanki są zadowolone, czują się bezpieczne i profesjonalnie zaopiekowane przez doświadczony i kompetentny personel, który w kwartał odbiera tyle porodów, co w naszym szpitalu przez cały rok. Dlatego rekomendujemy, aby szpitale takie jak nasz, które zamknęły oddziały i zorganizowały współpracę z ościennymi szpitalami, same mogły decydować - zaznaczyła dyrekcja szpitala w Bytowie w komentarzu dołączonym do uwag.

Wiele uwag zawierało opinię, że SOR-y nie spełniają warunków zapewnienia godnego, bezpiecznego i zgodnego ze standardami prowadzenia porodu, jeśli tam do niego dojdzie. - Projekt nie zakłada przyjmowania porodów w szpitalu bez oddziału położniczo- ginekologicznego, ale zakłada zabezpieczenie kobiety rodzącej i noworodka w sytuacji dokonania się porodu w takim szpitalu – odpowiedziało Ministerstwo Zdrowia.

Fundacja Rodzić po Ludzku proponowała zapisanie, że świadczeniodawca w przypadku braku możliwości przekazania kobiety rodzącej, wynikającego z etapu zaawansowania porodu, zapewnia przyjęcie porodu w warunkach intymności w osobnej jednoosobowej sali z własnym węzłem sanitarnym. MZ oceniło, że taki zapis jest zbędny, bo byłaby to nadmiarowa regulacja, która mieści się „w prawie pacjenta do świadczeń opieki zdrowotnej odpowiadającym wymaganiom aktualnej wiedzy, o którym mowa w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta”.

Za nadmiarową regulację MZ uznało też wprowadzenie do standardu zapisu o wyposażeniu izb porodowych w piłki, drabinki, wanny lub prysznic, stołek porodowy. To element nowych wymagań z rozporządzenia MZ w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej, które wejdą w życie 7 maja 2026 r.

Część uwag bez odpowiedzi po skróconych konsultacjach

Ministerstwo Zdrowia nie odniosło się merytorycznie do części uwag, wyjaśniając, że wpłynęły z opóźnieniem i tłumacząc, że skrócony okres konsultacji projektu rozporządzenia wynikał z jego pilności.

MZ nie odpowiedziało np. na uwagę Polskiego Towarzystwa Położnych (podobną przedstawiła Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych) dotyczącą wątpliwości co do obecności tylko jednej położnej na dyżurze w izbie porodowej .

- W sytuacjach takich jak: poród powikłany (np. dystocja barkowa, wypadnięcie pępowiny, krwotok) lub konieczność udzielenia zaawansowanej pomocy noworodkowi, obecność tylko jednej położnej może być niewystarczająca, a dwóch ratowników nie zapewni specjalistycznego wsparcia. Brak lekarza neonatologa lub pediatry może dodatkowo obniżyć poziom bezpieczeństwa noworodka - oceniło Towarzystwo.

Po terminie wpłynęły i pozostały bez oceny MZ uwagi konsultant krajowej w dziedzinie pielęgniarstwa ginekologiczno-położniczego, Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych oraz i Rzecznika Praw Pacjenta.

RPP, podobnie jak Fundacja Rodzić po Ludzku, proponował uzupełnienie wymagań formalnych dla izb porodowych o zapis, że udzielanie świadczeń kobiecie w ciąży lub kobiecie rodzącej powinno być przeprowadzane w odrębnym pomieszczeniu z zapewnieniem intymności i godności. Wskazywał też, że organizacja świadczeń powinna uwzględniać konieczność zapewnienia konsultacji z lekarzem posiadającym specjalizację w dziedzinie położnictwa i ginekologii, w razie potrzeby konsultacji, w tym na odległość.

Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.

Dowiedz się więcej na temat:

Przeczytaj źródło