Dziesiąty dzień płonie samochodowiec u wybrzeży Alaski. Pomoc może... popatrzeć

2 dni temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
  • Statek Morning Midas wiózł z Chin do Meksyku 3159 samochodów, w tym 65 elektrycznych i 681 hybrydowych
  • Pożar zaczął się na pokładzie, gdzie stały samochody elektryczne
  • Załoga po wyczerpaniu środków przeciwpożarowych opuściła statek i została podjęta przez inną jednostkę
  • Obecnie trwa walka nie tyle o uratowanie statku i jego zawartości, lecz raczej o zapobieżenie katastrofie ekologicznej

22-osobowa załoga porzuciła statek po krótkiej, skazanej na niepowodzenie walce. Jakkolwiek systemy przeciwpożarowe zainstalowane na statku miały zadziałać prawidłowo, okazały się nie dość skutecznie.

Statek płonie już 10 dni

Pożar miał się rozpocząć na pokładzie z samochodami elektrycznymi. Pożary baterii litowo-jonowych są o tyle problematyczne, że do ich gaszenia (a właściwie do chłodzenia baterii) potrzeba dużo wody. Bateria litowo-jonowa płonie często "na raty", ponieważ podzielona jest na pakiety ogniw odizolowanych od siebie; gdy jedna ogniwa zapalają się i wyzwalają energię, kolejne zapalają się z powodu ciepła; pozornie ugaszony samochód może zapłonąć jeszcze nawet po kilku dniach, o ile nie jest odpowiednio zabezpieczony. Straże pożarne nauczyły się już radzić sobie z pożarami samochodów elektrycznych na drodze (do których zresztą dochodzi stosunkowo rzadko), natomiast na statku znajdującym się na pełnym morzu gaszenie tego typu pożaru jest bardzo trudne, a wręcz niemożliwe. Zwłaszcza jeśli wokół są inne samochody oraz materiały łatwopalne, w tym paliwo, którego na statku jest dużo.

W rezultacie statek, który zapalił się 3 czerwca, wciąż się dopala.

Pomoc dociera, ale niewiele może zrobić

Docelowo na miejsce, gdzie dryfuje Morning Midas, mają dotrzeć w ramach akcji ratunkowej trzy statki. Co najmniej jeden jest już na miejscu, jednak w praktyce jedyne, co można zrobić, to obserwować, jak statek się dopala – i to od nawietrznej, bo dym wydobywający się ze statku może zawierać toksyczne chemikalia.

Raczej nikt nie ma już nadziei na uratowanie przewożonych samochodów, gdyż te albo spłonęły, albo płoną, albo są uszkodzone od gorąca. W najlepszym wypadku uda się wziąć wypalony statek na hol i dostarczyć do portu, gdzie w bezpieczny sposób zostanie poddany utylizacji. Wiele zależy jednak od pogody. Jest jednak duże ryzyko, że zawartość statku przesunie się w stronę jednej z burt i statek zatonie. Już 10 czerwca statek był wyraźnie przechylony w stronę rufy, na zdjęciach widać też dziury wypalone w burtach.

Przeczytaj źródło