Dramatyczne wyniki pierwszych publicznych jazd robotaxi Elona Muska. "Działa idealnie" czy "to dopiero wstępne testy"?

7 godziny temu 1
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
  • Pierwsze (prawie) publiczne udostępnienie autonomicznych taksówek Tesli miało miejsce w przedostatni weekend czerwca w mieście Austin w USA
  • Elon Musk od lat zapowiada, że już wkrótce po świecie będą jeździć miliony "Cybercabów" wyprodukowanych przez Teslę
  • Obecnie od sukcesu tego projektu zależy więcej niż kiedykolwiek, jako że sprzedaż samochodów amerykańskiego producenta przestała przynosić dochody, a konkurencja z dnia na dzień jest coraz silniejsza
  • Zamiast sukcesu jest śledztwo, które prowadzi amerykańska agencja zajmująca się bezpieczeństwem na drogach

To miało być wydarzenie na miarę otwarcia sieci wielkich hipermarketów. Jeśli chodzi o autonomiczne taksówki, to Elon Musk zapowiada je od dawna. Plan jest taki, że po skutecznym uruchomienie produkcji Cybercaba samochody bez kierowcy ze znaczkiem Tesli na masce zaleją świat, a Tesla jako firma stanie się najdrożej wycenionym przedsięwzięciem na planecie Ziemia.

Elon Musk zapowiada autonomiczne taksówki od jakichś sześciu lat, zawalając kolejne terminy, które sam sobie wyznacza, dotąd jednak inwestorzy wybaczali mu, że "nie dowozi". Wiadomo: jeśli się buduje, to się w końcu zbuduje. Sytuacja zrobiła się jedna krytyczna, gdy zyski ze sprzedaży samochodów "dla ludzi" dramatycznie maleją, za to konkurencja – także w branży taksówek autonomicznych – rośnie w siłę i pod niemal każdym względem wyprzedza Teslę o kilka długości. Taki Waymo chwali się, że do końca maja – od początku swojej działalności – zrealizował już 10 mln kursów autonomicznymi taksówkami w różnych częściach świata. Oczywiście, w sieci nie brakuje nagrań błędnych zachowań "googlowych" pojazdów autonomicznych, niektóre są wręcz zabawne, gdy auto jeździ w kółko po rondzie albo z rozpędem wjeżdża w rozlewisko; co nie zaprzecza jednak temu, że systemy konkurencyjne wobec Tesli są bardziej zaawansowane.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Elon Musk odpala swoje robotaxi w Austin, USA

Tymczasem skala zapowiadanego debiutu autonomicznej taksówki Tesli okazała się nieco mniej spektakularna, niż można by się spodziewać. A oto założenia:

  • do skorzystania z usługi jako pierwsi zostali dopuszczeni wyłącznie wybrani influencerzy;
  • każdy mógł zamówić dowolny płatny kurs, pod warunkiem, że nie wymaga on wyjazdu poza wyznaczone obszary miasta;
  • przejazdy, do których dopuszczono influencerów, były płatne: wyznaczono stałą opłatę 4,20 dolara (ok. 15 zł) za przejazd niezależnie od trasy i odległości; Elon Musk ma słabość do liczby 4,20;
  • rolę autonomicznych taksówek powierzono Tesli Model Y wyposażonej w oprogramowanie autonomiczne; Prawdziwy "Cybercab" Tesli bez kierownicy i pedałów nie jest jeszcze gotowy i dopuszczony do ruchu;
  • na prawym przednim siedzeniu taksówek w każdym przypadku obecny był pracownik Tesli "na wszelki wypadek"; miejsce dla pasażera przewidziano z tyłu;
  • każdy samochód był zdalnie kontrolowany przez centrum operacyjne – na wszelki wypadek;
  • postanowiono, że w zależności od pogody debiut systemu może zostać przesunięty, pogoda jednak dopisała.

Przeczytaj także: Od jutra zmiany w egzaminach. Wystarczy jeden mały błąd i niezdane. Będzie gorzej niż teraz?

Debiut cybertaksówek Tesli: strasznie dużo rzeczy poszło nie tak

Plan był taki, że influencerzy wyposażeni w kamery i telefony zdadzą relacje ze swojej przygody, a sukces polegający na tym, że obędzie się bez nieprzewidzianych zdarzeń, podbije wycenę akcji Tesli, wleje wiarę w inwestorów i ułatwi procedury związane z dopuszczeniem do ruchu prawdziwego Cybercaba.

Niestety, nie wszystko poszło tak, jak powinno.

Amerykańska prasa donosi, że na filmikach pokazywanych przez Youtubeerów widać, jak autonomiczne Tesla przekraczają dozwoloną prędkość, mają problemy na zakrętach, wyjeżdżają poza właściwy pas ruchu, itp. Ile razy operatorzy zdalnie kontrolujący każdy samochód ratowali sytuację, tego nie wiemy, ale wiadomo, że interweniowali, klikając przycisk "stop". Jedno jest pewne: system jest niegotowy.

Efektem jest śledztwo NHTSA – Amerykańskiej agencji zajmującej się bezpieczeństwem ruchu drogowego.

Skąd w ogóle to parcie na autonomiczne taksówki?

Gdyby rzeczywiście Elon Musk i jego Tesla byli jedynym światowym dostawcą pojazdów pełniących rolę autonomicznych taksówek, a choćby pionierem w tym biznesie, oznaczałoby to świetlaną przyszłość i ogromne bogactwo tej firmy.

Rzecz w tym, że usługi taksówkowe, w które zaangażowani są tacy giganci jak Uber, Google i inni, to rzeczywiście duży biznes, ale podlegający ograniczeniom, nad którymi trudno zapanować. Największym problemem największym kosztem jest ten facet, który siedzi za kierownicą taksówki, często jest niezadowolony, czasem niedomyty, a jeszcze nieustannie domagający się podwyżek. Samochód bez kierownicy ogarnia te problemy w stu procentach.

Taksówki autonomiczne jeżdżą już w wielu miejscach na ziemi: zawsze na ograniczonym, starannie zmapowanym terenie, ale jeżdżą i zazwyczaj dowożą swoich pasażerów bezpiecznie. Wymaga to oczywiście ogromnych inwestycji: odpowiednio oczujnikowanych samochodów, długotrwałych testów, żmudnego uczenia sztucznej inteligencji, jak zachować się w ruchu drogowym.

Elon Musk chciał przechytrzyć rzeczywistość i źle na tym wyszedł

Lata temu, gdy Elon Musk wprowadzał "Autopilota" na wyposażenie sprzedawanych przez siebie samochodów "dla ludu", wydawało się, że jest on i na zawsze pozostanie liderem w inżynierii systemów autonomicznych. Tyle że nie był to żaden autopilot, a co najwyżej system autonomicznej jazdy na poziomie drugim w pięciostopniowej skali. Dwa na pięć, co w połączeniu z nazwą "Autopilot" można nazwać zwykłym oszustwem.

Ciekawostką jest fakt że pierwszy dostawca urządzeń do systemów autonomicznych Elona Muska wycofał się ze współpracy z Teslą, uważając, że sprzedawane urządzenia i oprogramowanie nie nadają się do bezpiecznego wykonywania funkcji, do jakich są wykorzystywane przez producenta samochodów. Więc Elon Musk zaczął produkować swoje autorskie elementy systemów i oprogramowanie do nich.

Podczas gdy inni producenci inwestowali mnóstwo pieniędzy w skomplikowane systemy wsparcia kierowcy wyposażone w różne, wzajemnie uzupełniające się elementy (radary, lidary, kamery, czujniki ultradźwiękowe), Elon Musk postawił od początku do końca na systemy optyczne. Nigdy nie wahał się obniżać kosztów, w swoich przedsięwzięciach nierzadko dokonywał brutalnych cięć, obserwując ich skutki i ewentualnie wycofując się z niektórych.

Efektem dopuszczenia do sprzedaży Autopilota Tesli były setki wypadków, wiele śmiertelnych.

Jak się zdaje, robotaxi Elona Muska dalej opiera się na systemach optycznych.

Kolejne śledztwo w sprawie autonomii Elona Muska

Według prezesa Tesli wypuszczenie do miasta około 10 autonomicznych taksówek było ogromnym sukcesem, a według wielu obserwatorów – dowodem klęski.

W każdym razie do postępowania NHTSA (amerykańskiej Krajowej Administracji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego) w sprawie teslowego FSD powodującego wypadki (Full Self Driving – aktualny system półautonomiczny instalowany w samochodach Tesli) doszło postępowanie w sprawie debiutu autonomicznych taksówek w mieście Austin. Przekraczanie prędkości, wjeżdżanie na pas ruchu do jazdy w przeciwnym kierunku, problemy z zatrzymaniem, nie reagowaniem na sytuację drogową – to za dużo nawet na amerykańskie urzędy, które patrzą na takie wydarzenia dużo bardziej przymrużonym okiem niż europejskie.

Ludzi mają pod dostatkiem, ale... bez przesady.

Przeczytaj źródło