Weźmy wpis szefa rządu z 6 czerwca, gdy ta dyskusja dopiero się rozkręcała. Tusk pisał wtedy na portalu X: "Każdy zgłoszony przypadek nieprawidłowości w liczeniu głosów jest sprawdzany i analizowany. Ewentualne fałszerstwa są badane i będą ukarane. Protesty trafią do Sądu Najwyższego. Rozumiem emocje, ale zakładanie z góry, że wybory zostały sfałszowane, nie służy polskiemu państwu".
Tusk, choć jednocześnie bronił prawa obywateli do składania protestów wyborczych, zasadniczo trzymał się tego, co napisał pięć dni po wyborach – przynajmniej do ostatniego długiego weekendu. Wtedy bowiem zaczął zmieniać ton.