To miała być chwila. Parę miesięcy, może rok. Ostatecznie "za kratami" spędziła 30 lat. Danuta Augustyniak była świeżo po maturze, gdy pierwszy raz przekroczyła próg Aresztu Śledczego na warszawskiej Olszynce Grochowskiej. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Zamierzała zostać nauczycielką chemii, a nie pracownicą więzienia.
– Zaraz powiem, jak to wszystko wyszło, tylko kawę przyniosę – mówi. Jesteśmy w salonie jej mieszkania, stawia filiżanki na małym stoliku i siada na fotelu naprzeciwko mnie. Odgarnia z czoła krótką blond grzywkę i opowiada: – Akurat w areszcie szukali żywieniowca. Ja co prawda znałam się na przetwórstwie warzyw i owoców, a nie dietetyce, ale i tak mnie wzięli. Uznałam, że trochę dorobię, bo zarobki były wysokie, a potem spróbuję znów z nauczaniem.