Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
- Dobrze dbasz o zdrowie? Odpowiesz na te pytania i poznaj swój Indeks Zdrowia!
- Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu
Lekarz apeluje: to naprawdę może skończyć się tragicznie
Cała sytuacja wydarzyła się w nocy z wtorku na środę. Chłopiec początkowo utrzymywał wydarzenie w tajemnicy, jednak kilka godzin później przyznał się matce, która natychmiast zabrała go do szpitala. Według lekarzy, chłopiec połknął petardy dwukrotnie — za każdym razem po dwie sztuki. Medycy czekają, aż wszystkie środki pirotechniczne zostaną wydalone drogą naturalną. Jak wyjaśnił doktor Tomasz Grzechnik, ordynator oddziału chirurgii dziecięcej gorzowskiego szpitala, jedna z petard zdążyła już opuścić organizm dziecka. — Nie spotkałem się z takim przypadkiem i mam wrażenie, że w Polsce do tej pory nie było zajścia tego typu — powiedział w rozmowie z RMF MAXX i skomentował: — Nie waham się użyć słowa, że był to co najmniej idiotyzm i skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie — skomentował w rozmowie z RMF MAXX.
Obecnie chłopiec pozostaje pod nadzorem medycznym. Lekarze czekają na wydalenie pozostałych petard, a ich pełne usunięcie jest konieczne dla bezpieczeństwa dziecka. Eksperci wskazują, że petardy tego rodzaju eksplodują wyłącznie pod wpływem nacisku mechanicznego, jednak wciąż nie jest pewne, jak zawarte w nich środki chemiczne mogą reagować w kontakcie z kwasami żołądkowymi. — Nikt z nas, łącznie z ośrodkami wysokospecjalistycznymi, toksykologicznymi w Łodzi czy Poznaniu, nie potrafi odpowiedzieć, jakie mogłyby być ewentualne konsekwencje dla życia oraz zdrowia chłopca — powiedział Grzechnik.
Policja prowadzi czynności mające na celu ustalenie potencjalnych zaniedbań w zakresie narażenia zdrowia i życia dziecka, a także źródła, z którego pochodzą petardy. Lekarze przestrzegają przed tego rodzaju sytuacjami i jasno apelują o unikanie ryzykownych zachowań. — Nie róbmy tego typu głupot, bo to naprawdę może skończyć się tragicznie — powiedział Grzechnik.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoMechanizm grupowej presji działa od wieków. Policja interweniuje
Zdaniem Pawła Trzcińskiego, rzecznika prasowego gorzowskiego szpitala, wiele podobnych zachowań wynika z presji rówieśników. — Wiemy doskonale, że siła grupy w wieku nastoletnim, dziecięcym bardzo często przewyższa wpływ rodziców — zaznaczył. W okresie wakacyjnym dzieci częściej podejmują różnego rodzaju zakłady czy wyzwania, często związane z popularnymi internetowymi "challengami".
Rzecznik podkreślił również, że mechanizm grupowej presji działa od wieków. Osoby namawiane do ryzykownych działań często nie zdają sobie sprawy, że uczestnictwo w takich działaniach nie zapewnia akceptacji grupy. — Grupy wybierają sobie ofiarę po to, żeby się zjednoczyć, i ofiara często nie jest świadoma, że to, czy znęcanie się, czy nakłanianie do różnych niebezpiecznych zachowań, tak naprawdę nie da akceptacji grupy — tłumaczy Trzciński.
Jak poinformowała reporterka RMF MAXX, funkcjonariusze sprawdzają sprawę pod kątem potencjalnego zagrożenia życia 11-latka. Prześwietlane są także okoliczności związane z pozyskaniem petard przez dziecko. Choć rokowania są dobre, problem, który ujawnia ta sytuacja, dotyczy szeroko pojętego bezpieczeństwa dzieci i młodzieży, zarówno w kontekście fizycznym, jak i psychicznym.