Poznali się jeszcze w liceum. Marek to strażak w mieście pod Łodzią, Agata jest ekspertką od biotechnologii. Oboje przed trzydziestką, wymarzyli sobie własne mieszkanie. Mieli wyjątkowego pecha, bo wpadli dwa razy.
Zaraz po studiach znaleźli lokal w śródmieściu. Właścicielem był budowlaniec, który właśnie wrócił z wieloletniej tułaczki po Norwegii ze sporym kapitałem. Wziął kredyt, wykupił całe piętro w kamienicy. Z poddasza zrobił loftowe mieszkanie.
Agacie i Markowi ten loft przypadł do gustu. Zainwestowali kilkanaście tysięcy w remont. Marek sam wnosił panele, płytki, meble – na czwarte piętro, bez windy. Problem w tym, że nie mogli doczekać się przekazania lokalu.