15 minut na kawę, z rogalikiem 20. Burza po decyzji włoskiego baru

1 dzień temu 7
Nowe zasady we włoskim barze wywołały burzę wśród klientów.
Na kawę tylko 15 minut. Nowe zasady we włoskim barze wywołały burzę. Fot. Eleonora Altomare/Unsplash

Goście turyńskiego baru mają teraz jedynie 15 minut na to, by napić się kawy. Jego właściciel wprowadził limit czasu na konsumpcję. Nie jest to pierwsza sytuacja, gdy lokal decyduje się na wprowadzenie takich ograniczeń. Podobne rozwiązania pojawiły się już w innych krajach, w tym także w Polsce.

Daj napiwek autorowi

W ostatnich latach w lokalach gastronomicznych zauważono narastający problem klientów, którzy spędzając w restauracjach długie godziny, często blokują dostęp innym gościom. Właściciele postanowili zareagować i przeciwdziałać takim sytuacjom, wielu wprowadziło limity czasowe pobytu w lokalach. Na taki krok niedawno zdecydował się również "Bar Novant" w Turynie.

Klienci mają kwadrans, by napić się kawy. Nowe ograniczenia we włoskim barze

Jak donosi dziennik La Stampa, w "Bar Novant" wprowadzono szczegółowy regulamin dotyczący czasu spędzanego przy stoliku. Osoby, które zamawiają kawę, mają 15 minut. Na zjedzenie śniadania (włoskiego, czyli kawy i rogalika) jest 20 minut. Ci, którzy zamówili obiad, mogą siedzieć przy stoliku 45 minut. Natomiast najwięcej czasu przeznaczono na popołudniowy aperitif: całą godzinę.

Właściciel lokalu tłumaczy, że takie zasady mają zapewnić wszystkim klientom równy dostęp do stolików. Na końcu regulaminu, wywieszonego przy ladzie, dziękuje gościom za zrozumienie i współpracę.

W mediach społecznościowych pojawiła się fala komentarzy. Wielu z internautów uważa, że to dobry ruch ze strony właściciela.

  • "Pracowałem w barze i zdarzały się osoby, które przychodziły rano i zajmowały cały stolik na godziny, tylko dla jednej kawy (nawet nie jednej na osobę). Często byli to nieokrzesani ludzie, którzy zabierali krzesła z innych stolików, żeby położyć na nich torby i kurtki. Albo po południu, kiedy zajmowali stolik dla sześciu osób przez 3 godziny, mając przy sobie tylko dwie butelki wody. Wszystko byłoby w porządku, ale potrzebny jest też szacunek. Nie wspominając już o tych, którzy pracowali zdalnie bezpośrednio z baru, mając tylko cappuccino przez całe przedpołudnie. Często, gdy wprowadza się pewne zasady, warto zrozumieć, dlaczego";
  • "Zdarza się widzieć osoby siedzące i rozmawiające przez długi czas po skończeniu zamówienia. Jeśli lokal nie jest zatłoczony, można to zrozumieć, ale jeśli są ludzie stojący w oczekiwaniu na stolik, to kwestia dobrego wychowania, rozmowę można kontynuować także na ulicy";
  • "Bardzo dobrze. Wiele osób oczekuje, że będzie mogło zajmować stolik w barze przez godziny, konsumując przy tym dwie kawy, serwetki, korzystając z toalety, cukru, Wi-Fi itd".
  • Są jednak i głosy sprzeciwu. "Proste – pójdę gdzie indziej"; "Gdybym wszedł do baru i przeczytał coś takiego, od razu bym wyszedł, nie zamawiając nic"; "Dobrze wiedzieć, przynajmniej wiem, gdzie nie iść"; "Brakuje nam tylko tego. Dla mnie może się zamknąć".

    W Austrii, limity to nie nowość. A jak sytuacja wygląda w Polsce?

    Podobne zasady obowiązują już od pewnego czasu w Austrii. W Salzburgu większość restauracji wprowadziła dwugodzinny limit pobytu. Na takie rozwiązanie zdecydowano się latem, gdyż wówczas rozpoczynał się tam sezon festiwalowy.

    Dzięki temu właściciele unikają sytuacji, w których goście zajmują stoliki przez wiele godzin i tym samym utrudniają obsługę kolejnych klientów. Istnieje możliwość przedłużenia tego czasu, ale rezerwujący musi to wyraźnie zaznaczyć w formularzu.

    Takie sytuacje zdarzają się też w Polsce. W popularnych miejscach, zwłaszcza w dużych miastach, tworzą się długie kolejki. Warszawscy restauratorzy znaleźli na to własne rozwiązania, które pozwalają usprawnić rotację gości.

    W warszawskim Uki Uki nie obowiązuje sztywny limit czasowy dla klientów, jednak obsługa wypracowała własny sposób, by usprawnić obsługę.

    – Wprowadziliśmy wewnętrzną zasadę, którą wprowadzamy w życie w bardzo delikatny sposób: po zjedzeniu posiłku grzecznie prosimy gości o dokonanie płatności, ponieważ wiemy, że na miejsce czeka wielu kolejnych chętnych – mówi w rozmowie z Onetem Piotr Lorek, menadżer lokalu.

    Inne podejście stosuje krakowski Molam, gdzie przy rezerwacji stolika klienci wybierają z góry przedział czasowy swojej wizyty. Na stronie restauracji dostępny jest kalendarz, w którym można wskazać datę, godzinę, liczbę osób oraz planowany czas pobytu: 75 lub 90 minut.

    Dodajmy, że niektóre popularne miejsca nie prowadzą rezerwacji, a goście wchodzą z ulicy. Przykładem jest sieć naleśnikarni Manekin, gdzie niemal zawsze ustawiają się długie kolejki. Jak wyjaśnia Adrian Górzyński, lider kierowników warszawskich lokali sieci, kluczem do sprawnej obsługi jest dobra organizacja pracy:

    "Odpowiednie planowanie grafików, organizacja pracy na sali i zapleczu oraz sprawna komunikacja zespołu sprawiają, że obsługa przebiega płynnie, a czas oczekiwania skracany jest do minimum".

    Przeczytaj źródło