10 książek, które lepiej się czyta niż ogląda. Te ekranizacje to niewypały

2 dni temu 6
filmy na podstawie książek
Niektóre ekranizacje książek po prostu... nie wyszły Fot. Kadry z "Nostalgii anioła" i "Hobbita: Niezwykłej podróży" // kolaż: naTemat

Zrobienie dobrej ekranizacji dobrej książki to sztuka, która udaje się nielicznym. Nawet najbardziej utalentowani reżyserzy potykają się na historii, która na papierze błyszczy, a na ekranie traci magię. Oto 10 przykładów filmów, które swoim literackim pierwowzorom nie dorastają nawet do pięt.

Daj napiwek autorowi

Filmowe ekranizacje książek, które się nie udały

Mówi się, że "książka zawsze jest lepsza", ale nie zawsze to prawda. Trylogia "Władca Pierścieni", rodzimy "Rękopis znaleziony w Saragossie" czy "Zabić drozda" udowadniają, że ze świetnej literatury da się zrobić filmową perłę. Ba, "Śniadanie u Tiffany'ego" czy "Skazani na Shawshank" są nawet lepsze od książkowych oryginałów.

Ale to wyjątki. W wielu przypadkach filmowe adaptacje niestety okazują się rozczarowujące – nawet wtedy, gdy mają świetny materiał wyjściowy, znakomitych aktorów i wysokie budżety. Jasne, trudno zadowolić fanów bestsellerowej powieści, ale nawet odkładając emocje i gusty na bok, niektórzy twórcy po prostu nie potrafią uchwycić klimatu i sedna historii. A czasem zwyczajnie za bardzo kombinują.

Oto 10 przykładów adaptacji, które okazały się filmami (seriale odkładamy na razie na bok) słabszymi od książek, na podstawie których powstały. Czyli... zmarnowany potencjał.

1. Seria "Mroczna wieża", Stephen King

Film: "Mroczna wieża", reż. Nikolaj Arcel (2017)

logo

Fot. Kadr z "Mrocznej wieży"

Cykl "Mroczna wieża" to monumentalne dzieło, które łączy fantasy, horror i western w jeden, fascynujący świat. Niestety, filmowa wersja z 2017 roku okazała się niewypałem. W jednym filmie próbowano zmieścić treść... ośmiu tomów.

Efekt? Chaos, powierzchowność i utrata tego, co w książkach Stephena Kinga najcenniejsze: mrocznej poetyki i filozoficznej głębi. Nawet duet Idris ElbaMatthew McConaughey nie był w stanie tego uratować. "Mroczna wieża" miała być początkiem filmowego uniwersum Kinga, ale po tej ekranizacji nikt już o kontynuacji nie myślał.

To przykład, jak nie robić adaptacji kultowego dzieła – zbyt skróconej, zbyt ugrzecznionej i zbyt oderwanej od ducha oryginału.

2. "Diuna", Frank Herbert

Film: "Diuna", reż. David Lynch (1984)

logo

Fot. Kadr z "Diuny" (1984)

"Diuna" to jedno z tych dzieł, z których ekranizacją trzeba się nieźle namęczyć. Nie można iść na skróty, a film Davida Lyncha tylko to potwierdził. Herbert stworzył gęsty, wielowarstwowy świat, w którym polityka miesza się z mistyką i ekologią, a Lynch próbował zmieścić to wszystko w... dwóch godzinach.

Wyszedł film dziwny, poszarpany i często niezrozumiały nawet dla fanów książki. Z jednej strony – monumentalne wizje, z drugiej – chaos narracyjny i scenariusz tonący w narracji z offu. Sam legendarny reżyser odciął się od "Diuny" i trudno mu się dziwić – to największa porażka w jego karierze.

Dopiero prawie 40 lat później Denis Villeneuve pokazał, że tę opowieść można opowiedzieć z rozmachem i zrozumieniem dla jej ducha – jego "Diuna" z Timothée Chalametem i Zendayą to już zupełnie inna liga. Nie tylko dlatego, że kinematografia poszła do przodu, lecz przede wszystkim dlatego, że Kanadyjczyk dostrzegł, że tej monumentalnej historii nie da się zmieścić w jednym filmie. Podzielił ją więc na dwie długie części i to była naprawdę dobra decyzja.

3. "Nostalgia anioła", Alice Sebold

Film: "Nostalgia anioła", reż. Peter Jackson (2009)

logo

Fot. Kadr z "Nostalgii anioła"

Powieść Alice Sebold można krytykować, ale to emocjonalna petarda – historia zamordowanej dziewczynki, która z własnego nieba obserwuje rodzinę i swojego oprawcę, łącząc horror z refleksją o żałobie, winie i przebaczeniu. Peter Jackson, reżyser "Władcy Pierścieni", tym razem się potknął.

Jego filmowa wersja "Nostalgii anioła" ugrzęzła gdzieś między baśnią a thrillerem, tracąc równowagę i emocjonalny ciężar książki. Ekranizacja nie tylko gubi realizm i subtelność oryginału, ale zbyt często zahacza też o kicz. W efekcie film Jacksona, zamiast poruszać, męczy – a historia, która w książce boli i zostaje w głowie na długo, tu ulatuje po kilku minutach.

4. "Złodziejka książek", Markus Zusak

Film: "Złodziejka książek", reż. Brian Percival (2013)

logo

Fot. Kadr ze "Złodziejki książek"

Książka Markusa Zusaka to jedna z najbardziej oryginalnych powieści o II wojnie światowej – narratorem jest sama Śmierć, a historia dziewczynki ukrywającej żydowskiego chłopaka wzrusza, nie popadając w banał. Filmowa adaptacja, mimo szczerych chęci i świetnej obsady, nie uniosła ciężaru tej historii.

Reżyser Brian Percival zrobił kino poprawne, ale pozbawione życia. Gubi się tu poetyckość i narracyjna niezwykłość "Złodziejki książek" – głos Śmierci razi sztucznością, a dramat małej Liesel nie porusza aż tak mocno jak na papierze. Film jest ładny, ale ale zbyt gładki, sentymentalny i grzeczny.

5. "Wielki Gatsby", Scott Fitzgerald

Film: "Wielki Gatsby", reż. Baz Luhrmann (2013)

logo

Fot. Kadr z "Wielkiego Gatsby'ego"

Powiedzieć, że "Wielki Gatsby" to klasyka, to jak nic nie powiedzieć. Proza Fitzgeralda to melancholijny portret "szalonych lat dwudziestych" i człowieka, który wierzy w złudzenia. Baz Luhrmann, mistrz filmowego przepychu ("Moulin Rouge", "Romeo i Julia", "Elvis") postanowił przenieść ten świat na ekran po swojemu – z błyskiem, brokatem i muzyką... Jaya-Z.

I tu właśnie tkwi problem: styl przerósł treść. Leonardo DiCaprio jako Gatsby i Tobey Maguire jako Nick Carraway są świetni, ale film tonie w efekciarskim montażu i rozbuchanych kadrach. Wszystkiego jest tutaj za dużo. Fitzgerald pisał o złudnym blichtrze, a Luhrmann blichtr potraktował dosłownie – przez co zupełnie zatracił melancholię, która stanowiła serce powieści.

6. "Złodziej pioruna", Rick Riordan

Film: "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna", reż. Chris Columbus (2010)

logo

Fot. Kadr ze "Złodzieja pioruna"

Rick Riordan stworzył serię, która rozkochała w mitologii całe pokolenie nastolatków. W jego książkach Percy Jackson to uroczo nieogarnięty półbóg, który odkrywa swoje pochodzenie z humorem i błyskotliwością. Niestety, filmowa adaptacja Chrisa Columbusa, autora tak kultowych filmów, jak "Kevin sam w domu" i dwie pierwsze części "Harry'ego Pottera", zamieniła tę lekką, dynamiczną opowieść w sztampową przygodówkę.

Bohaterowie są starsi niż w oryginale, fabuła spłycona, a mitologia potraktowana po macoszemu. Mimo dobrych efektów i niezłych aktorów, film nie miał w sobie magii książki. Nic dziwnego, że Riordan – delikatnie mówiąc – nie był zachwycony, podobnie jak fani. Na szczęście Disney+ w 2023 roku pokazał, że da się to zrobić dobrze, i nowy serial wreszcie przywrócił Percy'emu honor.

7. "Dziewczyna z pociągu", Paula Hawkins

Film: "Dziewczyna w pociągu", reż. Tate Taylor (2016)

logo

Fot. Kadr z "Dziewczyny w pociągu"

"Dziewczyna z pociągu" absolutnie nie jest wybitną książką – to lekki thriller, który czyta się jednym tchem wieczorem po pracy. Historia kobiety zagubionej w życiu, zmagającej się z nałogiem i własną pamięcią, a do tego uwikłanej w zagadkę zniknięcia nieznajomej dziewczyny, ma tempo, napięcie, intrygująco skonstruowaną narrację i zwroty akcji. I to wystarczy.

Film – niestety – wszystko to rozmył. Mimo dobrej roli Emily Blunt, ekranizacja Tate'a Taylora (reżysera "Służących") okazała się pozbawionym emocji thrillerem z dolnej półki, który nie potrafił zbudować atmosfery niepokoju ani wywołać dreszczy u widza. Scenariusz jest zagmatwany, tempo nierówne. Zmieniono też scenerię z deszczowego Londynu na nowojorskie przedmieścia, co zepsuło cały klimat. W efekcie powstał kompletnie nijaki film.

8. "Quo Vadis", Henryk Sienkiewicz

Film: "Quo Vadis", reż. Jerzy Kawalerowicz (2001)

logo

Fot. Kadr z "Quo Vadis"

W teorii – wszystko się zgadzało: klasyka literatury, wielki reżyser i budżet, jakiego polskie kino wcześniej nie widziało. W praktyce – wyszło okropnie kiczowato. Ekranizacja "Quo Vadis" Jerzego Kawalerowicza miała być wydarzeniem na miarę hollywoodzkiego "Gladiatora" i owszem, odniosła sukces kasowy, ale poniosła artystyczną klęskę.

Choć obsada była imponująca (Bogusław Linda, Danuta Stenka, Jerzy Trela, Paweł Deląg), całość pogrążyły teatralne dialogi, papierowe dekoracje i brak emocji. Sceny, które powinny szokować – jak rozszarpywanie chrześcijan przez lwy – wypadły tak delikatnie, że trudno było poczuć jakikolwiek strach. Zamiast epickiego widowiska o miłości i wierze dostaliśmy drogi, telewizyjny spektakl historyczny z przesadną pompą.

9. Hobbit, J.J.R. Tolkien

Film: seria "Hobbit", reż. Peter Jackson (2012-2014)

logo

Fot. Kadr z "Hobbita"

"Hobbit" Tolkiena to krótka, pełna uroku opowieść o podróży, przyjaźni i odwadze. Peter Jackson – który powraca do naszego zestawienia – postanowił jednak zrobić z niej trzy długie, widowiskowe filmy i rozciągnął 300 stron tekstu do... ponad 8 godzin projekcji. Wyszło kino spektakularne, ale puste. Dodano postacie, których w książce nie ma, dopisano wątki miłosne i sceny bitewne na siłę, byle tylko dorównać rozmachem "Władcy Pierścieni", ale zapomniano, że "Hobbit" to nie "LOTR".

To już nie była ta sama, kameralna opowieść – raczej hollywoodzkie fantasy bez serca i skok na kasę. Choć Jacksonowi nikt nie odmówi technicznej maestrii i "czucia" Śródziemia, fani Tolkiena do dziś kręcą głowami: jak można było tak przesadzić z czymś, co w oryginale było tak proste i czarujące.

10. "Czwartkowy klub zbrodni", Richard Osman

Film: "Czwartkowy klub zbrodni", reż. Chris Columbus (2025)

logo

Fot. Kadr z "Czwartkowego klubu zbrodni"

Richard Osman stworzył jedną z najbardziej uroczych serii kryminalnych ostatnich lat – lekką, inteligentną, przezabawną i pełną ciepła. Bohaterowie to mieszkańcy ekskluzywnego brytyjskiego osiedla dla seniorów, którzy rozwiązują zagadki morderstw, popijając wino i żartując z własnych słabości. Idealny materiał na serial, prawda? Niestety, Netflix uznał, że lepiej zrobić z tego dwugodzinny film.

Co więcej, Chris Columbus (który niestety powraca na tę listę) nie zdołał uchwycić tego, co w serii Osmana najważniejsze: humoru, autoironii i refleksji nad przemijaniem. Gwiazdy brytyjskiego kina, Helen Mirren, Pierce Brosnan, Celia Imrie i Ben Kingsley, dają z siebie wszystko, ale scenariusz jest zbyt szybki, a fabuła spłaszczona. Zmieniono nawet kilka postaci – w tym sympatycznego, lecz złożonego Polaka Bogdana – w sposób, który aż woła o pomstę do nieba.

Powstał film sympatyczny, lecz pozbawiony serca, który nie ma nawet połowy uroku książki. Morał jest prosty: nie wystarczy przenieść literacką historię na ekran – trzeba ją poczuć i wydobyć z niej to, co najważniejsze.

Przeczytaj źródło