Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Tomasz Lorek: Czwarta runda stała się faktem. Godzina i piętnaście minut to zawrotne tempo. Intensywność gry była od początku. 0:40 przy serwisie Collins i już narzuciłaś jej tempo. Który element był najważniejszy? Z którego jesteś najbardziej zadowolona?
Iga Świątek: Zagrałam lepiej taktycznie i lepsze było moje ustawienie na korcie w porównaniu z meczem w Rzymie. Wówczas ogólnie nie czułam się zbyt dobrze, więc nie przywiązywałam wielkiej wagi do tamtego meczu. Wiedziałam, że to będzie inna historia i teraz jestem w innym momencie. Wykorzystałam to, że piłka się mnie słuchała i grałam odważnie.
Wim Fissette układa taktykę pod daną rywalkę, czy razem pracujecie nad tym?
Wiadomo, że znam już wiele dziewczyn, dlatego podczas odprawy nie padają zaskakujące rzeczy. Za długo jestem w Tourze, żeby cokolwiek mnie zaskoczyło. Przypomina mi o najważniejszych aspektach, o tym, na czym powinnam się skupić. On ogląda mecze moich przeciwniczek, więc polegam na tym, co mi opowie.
Hitting partner - u Ciebie to są zawsze panowie, czy czasem też dziewczyny rozgrzewają Cię przed meczem na Wimbledonie?
Od lat pracuję z Tomkiem Moczkiem. Gdy jest na turnieju, to nie proszę dziewczyn, bo mogę go poprosić i dostosować ten trening pod siebie. Czasami, gdy mamy kilka dni do meczu, gramy na punkty z dziewczynami. Zwłaszcza teraz, gdy na Tourze wprowadzili zasady, że między dziesiątą i czwartą po południu nie można trenować z hitting partnerem. Jest to trochę nienormalne, bo gdy się ma dużo zobowiązań poza kortem, to ciężko później ten trening wcisnąć. Gdy mam okazję, to gram właśnie z Tomkiem, bo po to tu jest i wtedy mogę ułożyć treningi pod siebie.
W Paryżu grałaś w piłkę, żeby odpocząć. Czy w ojczyźnie futbolu też masz okazję, by pobiegać za piłką?
Dzisiaj akurat graliśmy przed meczem. Miałam trochę więcej czasu, więc to była część rozgrzewki.
Cała rozmowa Tomasza Lorka z Igą Świątek w materiale wideo: